Werter od wielu lat zaniedbany (fragm.)
Mój drogi!
Pod koniec listopada wybrałem się na premierę do Opery Narodowej - już pod dyrekcją Tadeusza Wojciechowskiego. Wystawiono "Wertera" Masseneta, zaplanowanego jeszcze przez Sławomira Pietrasa. Melomanom, nawet tym najwierniejszym, nazwisko Julesa Masseneta kojarzy się zwykle z "Manon". Dwadzieścia kilka oper lirycznych, komicznych, baśni operowych twórcy "Manon" jest zupełnie nieznanych w Polsce... Nawet ów "Werter", dramat liryczny, uważany za najlepsze dzieło Masseneta, grane aż do wybuchu II wojny światowej w teatrach operowych Lwowa i Poznania - nie został po wojnie wystawiony w żadnym polskim teatrze operowym.
Jakie były powody absencji tego pięknego dzieła na naszych scenach operowych, trudno powiedzieć. Może zaważyła niesłuszna opinia "awangardowych" krytyków, uważających, że jest to utwór skąpany w mieszczańskim sentymentalizmie muzycznym, może odstraszała konstrukcja dzieła: dramat liryczny pozbawiony zamkniętych form (poza jedną słynną arią Wertera, tzw. "skargą Osjana"), scen baletowych i chóralnych? Może przeszkodą były trudne wokalnie partie: partia Wertera jest efektowna, ale napisana niewygodnie dla tenora - z długimi monologami, utrzymanymi w "przejściowych tonach", z "wyskokami" do wysokich górnych tonów, co wymaga dużej giętkości głosu. Śpiewałem tę partię wiele razy i dobrze pamiętam jej wokalne zawiłości. Bardzo trudna, wymagająca dużej rozpiętości głosu jest mezzosopranowa partia ukochanej Wertera, Charlotty, trudna do obsadzenia jest też partia młodziutkiej siostry Charlotty, Sophie, którą powinien śpiewać sopran o bardzo jasnym, dziewczęcym brzmieniu, kontrastującym z ciemnym mezzosopranowym brzmieniem głosu Charlotty.
Sławomir Pietras włączył do repertuaru "Wertera", stawiając odważnie zespół Opery Narodowej przed trudnościami wokalnymi partytury. Słusznie! Któryż teatr operowy w Polsce ma podejmować trudne zadania, jak nie Opera Narodowa? Wybrał "Wertera" też i dlatego, że jest to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych i najwartościowszych dzieł literatury operowej późnego romantyzmu europejskiego. Libretto napisane nieomal ściśle według oryginału słynnej powieści Goethego, i muzyka mistrzowsko skonstruowana, pełna prawdziwie przeżywanego uczucia, tworzą jednolity dramat liryczny. Ulegając wpływom Wagnera, Massenet rozbudował partię orkiestralną, nie powiększając jej składu, ale oddając poszczególnym instrumentom wiodące fragmenty solowe, a sylwetki muzyczne bohaterów dramatu wyposażył w wyraziste motywy, charakteryzujące ich osobowość, stan emocjonalny, dążenia... Daje to znakomite pole do konstruowania postaci przez reżysera.
Niestety realizacja "Wertera" w Operze Narodowej, a przynajmniej premiera dzieła Masseneta, którą oglądałem, nie w pełni prezentowała wartości dzieła. Francuski dyrygent Jean-Pierre Marty zbytnio - jak mi się wydaje - celebrował subtelność muzyki Masseneta. Oszczędzał na kontrastach dynamicznych, dawał tak wolne tempa, że niektóre sceny stawały się po prostu nudne. Przyznaję: ładnie brzmiała mroczna uwertura oraz oba intermezza, ale to zasługa dobrze grającej orkiestry. Reżyser, Gerard Wilk (pamiętamy go ze wspaniałych kreacji tanecznych) walczył z trudnościami, jakie mu postawił scenograf Jean-Jacques Le Carre, który w sielankowym pierwszym akcie wybudował pałac na tle sięgającego aż do szczytu sceny żywopłotu, w drugim - zupełnie bez sensu - połączył w jedną architektoniczną całość kościół z oberżą kolosalnym, kamiennym łukiem, a w jakże intymnym czwartym akcie, akcie śmierci Wertera, wyprowadził umierającego bohatera z jego samotnego pokoju na aleję w parku przed okna pałacu ojca Charlotty. Cała romantyczna sielankowość, intymność dziejów tragicznej, utrzymywanej w tajemnicy miłości Wertera, samotność romantycznego bohatera w codzienności mieszczańskiego życia jego ukochanej, przepadła w pompatycznej oprawie sceny. Aktorzy, kreujący główne partie, bronili się, jak umieli, tworząc wiarygodne postacie Goethowskiego dramatu. Bardzo wzruszającą Charlottą była Stefania Kałuża. Chciałbym Ci przypomnieć, że Kałuża studiowała śpiew u prof. Eugeniusza Sąsiadka we Wrocławskiej Akademii Muzycznej; teraz śpiewa w operze w Zurychu i jestem przekonany, że niezadługo zdobędzie czołową pozycję na najbardziej renomowanych scenach operowych Europy. To bardzo piękny głos i duży talent aktorski! Piękny głos i szlachetną sylwetkę zaprezentował też Adam Kruszewski w barytonowej partii męża Charlotty, Alberta. Do partii tytułowej zaproszono z Francji Gerarda Gardino. Gardino posiada ładnie brzmiący w średnicy tenor, niestety z górnymi tonami miał na premierze kłopoty, nie potrafił też stworzyć postaci romantycznego bohatera, któremu uwierzylibyśmy, że z miłości popełni samobójstwo.
Wychodząc z premierowego przedstawienia, zapytywałem siebie, czy "Werter" będzie miał powodzenie w Warszawie. Jednak tak! Niewątpliwie tak! Ten spektakl będzie się podobał naszej publiczności, która lubi tragiczne historie miłosne, oprawione liryczną muzyką. I zaświadczy jeszcze raz o słuszności założeń repertuarowych byłego dyrektora warszawskiego Teatru Wielkiego, Sławomira Pietrasa.