Prawdziwa jest jedynie miłość
Żyjemy w czasach, kiedy romantyczne głębokie uczucia i marzenia nie mają wielkiego uznania. Dzisiaj w cenie są zupełnie inne, bardziej merkantylne wartości. Fabuła dramatu lirycznego Julesa Masseneta pt. "Werther", przygotowanego przez Operę Narodową w Warszawie, przedstawia właśnie historię bardzo romantycznej, ale nieszczęśliwej miłości między Charlottą i Wertherem. Kończy się ona tragicznie. Bohater nie mogąc pogodzić się z faktem, iż jego ukochana została żoną przyjaciela (przyrzeka matce przed jej śmiercią, że go poślubi) postanawia zakończyć życie strzałem z pistoletu. Podstawą libretta był poemat Goethego "Cierpienia młodego Werthera", należący do klasyki literatury światowej. Opera pojawiła się na scenie w 1892 roku i grywana jest stale w największych teatrach na świecie. Dzieje się tak m.in. dzięki mistrzowskiej muzyce Masseneta oddającej piękno miłosnych uczuć i przeżyć w sposób wielce zróżnicowany i delikatny. Klarowność stylu, szlachetność linii melodycznej, doskonałe wyczucie nastroju i głosów głównych postaci świadczy o wielkim artyzmie i dużej wyobraźni kompozytora.
Spektakl "Werthera" na warszawskiej scenie przygotowany reżysersko przez Gerarda Wilka jest utrzymany w klasycznej konwencji gry aktorskiej, inscenizacji, kostiumów. To można uważać za pozytyw. Nie udało mu się jednak stworzyć - w przekonujący sposób - atmosfery wielkich namiętności i gry uczuć pełnej dramatycznych przeżyć psychicznych. Dyrygent Jean-Pierre Marty dość schematycznie poprowadził orkiestrę szczególnie przez monotonniejsze fragmenty partytury w I i II akcie. Natomiast jeśli chodzi o poziom wykonania przez solistów - jest to przedstawienie prawie doskonałe. Charlotta w wykonaniu debiutującej w TW Stefanii Kałuży (na stałe w Zurychu), jak i Zofia w interpretacji Izabelli Kłosińskiej, to popisy zarówno umiejętności wokalnych jak i wspaniałej gry aktorskiej. Podobnie w rolach męskich: Werther - Gerarda Garino (gość z Francji), Albert - Adama Kruszewskiego, a także Ryszard Morka, Jacek Parol i Czesław Gałka w pozostałych partiach wywarli duże wrażenie. Zresztą publiczność doceniła te walory nagradzając artystów po solowych ariach gromkimi brawami.
Odnoszę wrażenie, że przypomnienie odwiecznej maksymy, że "prawdziwa jest jedynie miłość" w tak finezyjnej muzycznie operze jak "Werther" jest celowe i potrzebne w dzisiejszych czasach. Trudno przewidzieć jednak, czy utrzyma się długo na afiszu, bowiem wiele pustych miejsc już na drugim przedstawieniu nie jest dobrym sygnałem. Trzeba jeszcze wspomnieć o publiczności, wśród której było kilka młodzieżowych grup turystycznych zachowujących się niezbyt kulturalnie. Wydaje się, że trzeba koniecznie znaleźć sposób, by przebieg przedstawień nie był zakłócany, co ostatnio nagminnie zdarza się w Teatrze Wielkim.