Artykuły

O godność waszą i naszą

Zaniepokojone tonem i treścią Listu Andrzeja Żurowskiego do Mirosława Baki, drukowanego na łamach "Głosu Wybrzeża" 28 listopada br., niniejszym pozwalamy sobie zabrać głos. Przedstawiając się jako strażnik godności widzów, aktorów oraz dramaturga Williama Szekspira, Andrzej Żurowski w naszym mniemaniu dopuszcza się bowiem znaczących nadużyć.

Publiczność zwymyślana

Autor listu otwartego, pisząc o szacunku wobec widowni, jednocześnie obraża znaczną jej część. Tę część, dodajmy, która ma stanowić o przyszłości teatru. Młoda publiczność jest nazwana "smarkaterią" i "obrazkowcami", którzy przyjmują agresję, destrukcję i brutalność "jako własne", w związku z czym wystarczy pogardliwie machnąć na nich ręką. Powtarzana w nieskończoność płytka prawda o pokoleniu wychowanym na tv i video, które poza zmysłem wzroku nie dysponuje rzekomo niczym więcej, funkcjonuje w Liście na zasadzie etykietki, którą przykleja się nam na czoła, uważając tym samym nas za przegranych z góry, a sprawę za zamkniętą. Pan Andrzej Żurowski wśród wszystkich ukłonów, przyklęków i gestów solidarności, jakie czyni wobec

gdańskich aktorów, zapomniał zdaje się, że zginając się tak chętnie i z zaangażowaniem w pół, nam pokazuje przy tym tylną część swojego ciała. Jakim prawem lekceważy się młodą - proszę sobie wyobrazić - nie pozbawioną wrażliwości widownię, zamiast wychowywać ją na świadomych i pełnoprawnych odbiorców dzieła teatralnego? Swoją drogą, cóż za krótkowzroczność!

Ręce precz od aktorów...

...zdaje się wykrzykiwać Andrzej Żurowski. W związku z najnowszą realizacją Hamleta na wybrzeżowej scenie baty dostał przede wszystkim reżyser, który nie dość, że śmie przedstawić własną wizję utworu i nadać jej kształt autonomicznego dzieła, to w dodatku znęca się okrutnie nad biednymi aktorami, z których nawet najwięksi, parafrazując słowa Listu, podporządkowani są ogólnej reżyserskiej koncepcji przedstawienia. Według Żurowskiego reżyser (być może chodzi tu tylko o tego jednego, konkretnego) to w teatrze persona non grata, bowiem zniewala artystów, torturuje, wpędza w schizofrenię i uniemożliwia im godne wypełnianie misji twórczej. Dajmy aktorom wolność, a wtedy dopiero tak zagrają, tak zabłysną, że aż nam oko zbieleje. Gdyby Nazar nie przeszkadzał Bace, ten by nam dopiero Hamleta pokazał - taki jest wniosek z wypowiedzi Żurowskiego. I mimo całego szacunku względem aktorskiego rzemiosła, jaki żywimy na równi z gdańskim krytykiem, tego typu opinie wygłaszane na forum publicznym uznajemy za groźne. Równoznaczne z akceptowaniem niesubordynacji aktorów.

W obronie Williama

Andrzej Żurowski jawi się także, ku naszemu osłupieniu, jako pełnomocnik i bliski przyjaciel (!) Szekspira. Nazywając go po prostu Williamem (właściwie czemu nie Willie?) autor listu gromi jednocześnie twórców, którzy dopuszczają się profanacji, ingerując w strukturę jego tragedii (co zresztą dotyczy w ogóle wszystkich sztuk scenicznych). Dramaturg ma oczywiście prawo obłożyć (swój utwór klauzulą, jak to zrobił Mrożek przy Miłości na Krymie, ale wyrokowanie o scenicznych losach dzieł autora Hamleta tonem nie znoszącym sprzeciwu i formułowanie nieprzekraczalnych zakazów mogłoby się wydawać nie na miejscu, nawet w przypadku uznanych szekspirologów.

"No, można by tak długo, ale przecież..." - nie chcemy recenzować Żurowskiego. "To jest mniej więcej to, co czułyśmy, że powinnyśmy i co chciałyśmy napisać".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji