Artykuły

Chamlet, książę Danii

Jest to "Hamlet", w którym nie ma Ducha, książę Danii nie jest mścicielem, sama Dania nie jest więzieniem, a Klaudiusz to wzór polityka i męża

Reżyser Krzysztof Nazar nie ustaje w pasji odbrązawiania klasyki. Po warszawskim "Weselu" z owłosionym Yetim jako Chochołem i zjawami siedzącymi w bronowickiej izbie pospołu z weselnikami w gdańskim teatrze Wybrzeże dokonał rewizji "Hamleta" Williama Szekspira.

To, że inscenizator w zasadzie nie wierzy w duchy, w przypadku "Hamleta" ma daleko większe konsekwencje niż przy "Weselu". Nie tylko takie, że w teatralnym niebie Krzysztofa Nazara zamiast Pana Boga siedzą waltorniści z Liceum Wojskowego i grają piekielną muzykę Zygmunta Koniecznego, od której ciarki po plecach chodzą. Przede wszystkim jego Hamlet zamiast z Duchem ojca rozmawia z samym sobą, głosem raz normalnym, a raz grobowym, sprawiając wrażenie schizofrenika albo brzuchomówcy. Przebiera się także w zbroję ojca i lata po murach, czyli po ruchomych pomostach inżyniera Dobiszewskiego z Mostostalu, strasząc Horacja i żołnierzy.

Skoro Duch to mistyfikacja, co z wiadomością, którą w dramacie Szekspira Duch przekazywał Hamletowi: że Starego Hamleta zamordował stryj Klaudiusz? Co z zemstą, której ciężar bohater tytułowy nosi aż po ostatnią scenę i nie może się wyzwolić? Która nadaje cały sens "Tragicznej historii Hamleta, księcia Danii"?

Otóż w gdańskim "Hamlecie" z minuty na minutę, a raczej z godziny na godzinę, bo przedstawienie trwa godzin prawie pięć, staje się jasne, że całą tę zbrodnię, podobnie jak Ducha, nasz Hamlet sobie wymyślił. W związku z czym reżyser wstydliwie ukrywa przed publicznością scenę teatru w teatrze, kiedy to wynajęci przez Hamleta aktorzy grając sztukę "Zabójstwo Gonzagi" mają sprowokować królobójcę, aby przyznał się do winy.

Scena ta, jedna z najważniejszych w dramacie, słynna "pułapka na myszy", w gdańskim przedstawieniu została radykalnie skrócona. Rozgrywa się w głębi za kotarami, w związku z czym nie widzimy ani prowokacji Hamleta wobec Ofelii, królowej i króla, ani reakcji Klaudiusza na odegraną przez aktorów scenę otrucia króla Gonzagi. Dlaczego więc król nagle wstaje i żąda świateł? Nasuwa się tylko jedno wyjaśnienie. Króla z równowagi wyprowadziła nie aluzja do zbrodni, lecz fatalny poziom aktorstwa wędrownej trupy. Sądząc bowiem z tego, co widać przez szpary w kotarach, "Zabójstwo Gonzagi" to wyjątkowa szmira.

O co więc chodzi naszemu Hamletowi, jeśli nie o pomszczenie tatusia? Wygląda na to, że o władzę. W jednej z pierwszych scen Hamlet mości się nawet na tronie i bardzo niechętnie z niego schodzi, gdy przybywa Klaudiusz. Nowego znaczenia nabiera w związku z tym pojęcie "hamletyzowania". U Nazara jest to powstrzymywanie się od walki o władzę.

Tu należy coś powiedzieć o samej koncepcji Hamleta (Mirosław Baka) według Krzysztofa Nazara. Zawsze przy interpretacji tej postaci ważne było pytanie, co też książę duński czyta. Raz były to "Próby" Montaigne'a, raz "Książę" Machiavellego, raz Sartre, innym razem "Po prostu". Hamlet z Gdańska, jeśli w ogóle coś czyta, to chyba periodyk "Kulturystyka". Ale od czytania stron znacznie bardziej woli je wyrywać, co czyni przy słynnej kwestii "słowa, słowa, słowa".

Tego bezrefleksyjnego Hamleta rozpiera za to energia, którą wyładowuje na kim popadnie: w Horacja rzuca piłką, w Poloniusza książkami. Królową poddusza, a Ofelię maltretuje, obijając kilkakrotnie o ścianę. W Wittenberdze książę studiował najpewniej na AWF-ie, bo jego ulubionym miejscem na zamku jest sala gimnastyczna, w której trenuje na drążku i gra w koszykówkę. Nowej wymowy nabiera monolog "Być czy nie być", który Baka wygłasza z gimnastycznego konia. Co za pytanie? Oczywiście, być!

Hamlet, ten nerwowy sportowiec z przerostem ambicji, może tylko burzyć i rzeczywiście, swoimi maniakalnymi intrygami doprowadza do zagłady Elsynoru i rozbioru Danii przez Norwegów. Wcześniej lustruje przeszłość króla i przeszkadza mu w rządzeniu Danią, która oczywiście nie jest więzieniem. Dania wybrała przyszłość. W tym przedstawieniu bowiem reżyser opowiada się zdecydowanie za Klaudiuszem - który w wykonaniu Krzysztofa Gordona jest poważnym politykiem i kochającym mężem - przeciwko Hamletowi, który udaje tylko, że chodzi mu o wartości. W istocie chce władzy.

Oczywiście, gdyby Hamlet siedział cicho na AWF-ie w Wittenberdze i zamiast grzebać Klaudiuszowi w przeszłości, odbijał piłkę, Dania byłaby wolna i szczęśliwa - zdaje się mówić nam Krzysztof Nazar i jest w tym rozumowaniu oczywiście jakiś sens. Naturalnie jeśli przyjmiemy, że zbrodni w "Hamlecie" nie było, a Szekspir nie grał Ducha w prapremierze swojego dramatu w londyńskim teatrze Globe.

W "Hamlecie" Krzysztofa Nazara wiele rozwiązań pochodzi z interpretacji "Hamleta" Konrada Swinarskiego, na przykład relacja polityczna między Starym Hamletem - średniowiecznym wojownikiem i Klaudiuszem-renesansowym dyplomatą czy też postać Horacja - karierowicza, który po przyjściu Fortynbrasa wkręca się w nowy układ. Ale to, co u Swinarskiego miało być wieloznaczne, dialektyczne, u Nazara staje się czarno-białe. To są dobre kolory dla Brechta, a nie Szekspira.

Jedną z niewielu przyjemności, jakich dostarcza to przedstawienie, jest rola Ofelii Marty Kalmus. Narażona z jednej strony na ataki kazirodcze Laertesa i traktowana jak piłka do koszykówki przez Hamleta, broni swojego miejsca w sztuce i jest w tej karykaturze dramatu Szekspira jedyną postacią, której nie postawiono do góry nogami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji