Artykuły

Adaptacja nieśmiertelnego "Mieszczanina szlachcicem" to pierwsza premiera nowego sezonu płockiego Teatru Dramatycznego. Pierwsze przedstawienie już w piątek, są jeszcze bilety.

Płocki teatr postanowił sięgnąć po jedną z kanonicznych sztuk z teki Jeana Baptiste Poquelina alias Moliera, jednego z najważniejszych komediopisarzy w historii świata. "Mieszczanin...", "Świętoszek", "Szkoła żon" czy "Skąpiec" - to sceniczne samograje, trudno je popsuć. Jak do tej sztuki podeszli reżyser Zbigniew Lesień i jego aktorscy wybrańcy?

- Nie jest to komedyjka, nie jest to też coś obrazoburczego - zaznaczył Zbigniew Lesień na środowej konferencji prasowej. - Nasz "Mieszczanin szlachcicem" to klasyczne przeniesienie tej sztuki na scenę. Bez udziwniania w postaci noszenia dżinsów czy używania telefonów komórkowych. Językowo również nie kombinowaliśmy. We wspaniałym przekładzie autorstwa Tadeusza Boya-Żeleńskiego roi się od "szelm", "zuchwalców" czy "łotrów". Z jednej strony ktoś może powiedzieć: "To przecież archaizmy, dziś mało kto tak mówi". Zarazem są to jednak tak pyszne słowa, że publiczność powinna mieć świetną zabawę z samego słuchania ich. Osobiście wolę "szelmę" niż jakieś wulgaryzmy, których coraz więcej w naszym języku.

Przyznał, że dokonał nieznacznych cięć w treści sztuki, bez szkody dla jej ogólnej wymowy. Akcję "Mieszczanina..." przeniósł z domu Pana Jourdaina "na zewnątrz". Powód? W treści próżno szukać opisu wnętrza mieszkania głównego bohatera. Dlatego, bez kombinowania, scenografka Ewa Beata Wodecka zaprosi widzów poza ściany. Choć, jak podkreślił reżyser, z nawiązaniem do ówczesnej epoki. Podobnie jest z kostiumami Elżbiety Terlikowskiej, nad którymi cmokają z zachwytu wszyscy ci, którzy już je widzieli.

Rolę Pana Jourdaina - nieokrzesanego mieszczańskiego egoisty, który nawet za cenę szczęścia własnej rodziny stara się o tytuł szlachecki - reżyser powierzył Jackowi Mące. Aktor powrócił do Płocka po rocznym pobycie we francuskim teatrze La Comedie de Saint-Etienne. Słuchając Lesienia, ma się wrażenie, jakby kreował Mąkę niemal do roli lokomotywy ciągnącej całe przedstawienie. Przynajmniej tak można interpretować choćby jego słowa: "Jeżeli teatr nie ma swojego Hamleta, nie gra Szekspira, jeżeli nie ma Pana Jourdaina, nie wystawia Moliera".

- Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że obejrzałem tylko jedną scenę z legendarnej adaptacji "Mieszczanina..." w reżyserii Jerzego Gruzy dla Teatru Telewizji, w którym główną rolę wspaniale zagrał nieodżałowany Bogumił Kobiela. Tylko jedną, bo chcę, żeby to był mój Pan Jourdain. Żeby potem nikt nas nie porównywał - przyznał Jacek Mąka.

Pozostała obsada? Panią Jourdain będzie Hanna Zientara, Lucyllą - Katarzyna Anzorge, rola Kleonta przypadła Łukaszowi Mące, a Michasi Magdalenie Tomaszewskiej. Na scenie zobaczymy również m.in. Hannę Chojnacką (Dorymena), Krzysztofa Bienia (Dorant) i Marka Walczaka (Covielle). To oczywiście nie jest zamknięta lista, bo przecież w "Mieszczaninie..." są również choćby zwariowani nauczyciele Pana Jourdain (Henryk Jóźwiak, Jan Kołodziej, Henryk Błażejczyk). Jeśli ktoś zna treść sztuki, wie, że ich perypetie z głównym bohaterem to jeden z najśmieszniejszych momentów dzieła Moliera.

- Jestem wymagającym reżyserem i pewnie niektórzy aktorzy mają mnie już dosyć. Ale oni i ja wiemy doskonale, jak niełatwo jest umiejętnie połączyć elementy komedii i głębszej refleksji. Dzięki naprawdę ciężkiej pracy udało nam się to w "Wydmuszce". Teraz też chciałbym rozśmieszyć na poziomie i zaprosić do zastanowienia się nad sobą. Bo przecież "Mieszczanin szlachcicem" to rzecz jak najbardziej uniwersalna, dotycząca ludzi w każdej epoce - powiedział Zbigniew Lesień.

Bilet na piątkową premierę (godz. 19) kosztuje 40 zł, na kolejne przedstawienia "Mieszczanina..." będzie tańszy o 10 zł. Poza premierą, w tym miesiącu sztuka Moliera zostanie zagrana 10 i 17 września o godz. 19 i 19 września o godz. 11.