Artykuły

Bomby i symfonie

Teatr Wybrzeże wystawił ostatnio angielską sztukę Michaela Frayna "Kopenhaga", traktującą o spotkaniu dwóch legendarnych fizyków - Duńczyka Nielsa Bohra z Niemcem Wernerem Heisenbergiem. We wrześniu 1941 r. Heisenberg odwiedził Bohra w Kopenhadze i rozmawiał z nim o możliwości produkcji bomby atomowej. Bomby, która mogła zdecydować o losach wojny.

Jak wiadomo, broń atomową pierwsi zbudowali Amerykanie, głównie dzięki inicjatywie i aktywności emigrantów z Europy, takich jak Bohr. Niemcom na szczęście podobny projekt się nie udał, chociaż też próbowali i to pod dyrekcją samego Heisenberga. Rola tego ostatniego jest do dziś niewyjaśniona. Niejeden historyk uważa, że uczestniczył on aktywnie w budowie bomby dla Hitlera. Potwierdzają to ujawnione niedawno nieznane listy Bohra. Niemiecki noblista, jeśli nawet miewał mieszane uczucia, był typowym intelektualistą powodowanym wielkimi ambicjami i idącym na coraz większe kompromisy. Sam Heisenberg twierdził później, że próbował opóźnić stworzenie bomby i "zachować w swym ręku kontrolę nad tym zamierzeniem". Niewątpliwie jednak współpracował z niemieckim Urzędem Uzbrojenia Armii, na spotkaniach z hitlerowskimi notablami objaśniał, jak można wyprodukować broń atomową, słynne jest jego oszacowanie, że miasto wielkości Londynu można zrównać z ziemią bombą "mniej więcej wielkości ananasa". Pod koniec wojny amerykańscy wojskowi uważali, że jest on wart więcej niż dziesięć niemieckich dywizji.

Zaskakujące jest, jak szybko i łatwo międzynarodowa społeczność naukowa zapomniała Heisenbergowi i innym ich działalność z okresu nazizmu. Z podobną wyrozumiałością potraktowano twórcę rakiet typu V, Wernera von Brauna, który stał się w USA kimś w rodzaju bohatera narodowego. W jego przypadku decydującą rolę odegrał pragmatyzm Amerykanów, którzy wykorzystali niewątpliwe talenty von Brauna przy programie kosmicznym. Podobny przebieg miał powrót do chwały dwóch wybitnych niemieckich dyrygentów. Herbert von Karajan wstąpił do narodowo socjalistycznej partii NSDAP dwukrotnie, najpierw w Austrii, a potem w Niemczech, co nie przeszkodziło mu zostać po wojnie dyrygentem Filharmonii Berlińskiej i prowadzić prawdziwe przedsiębiorstwo do nagrywania płyt i filmów wideo. Wilhelm Furtwangler dyrygował koncertami podczas największych hitlerowskich uroczystości i po wojnie unikano grania z nim. Bojkot przełamał Jehudi Menuhin - zagrał z nim koncert i nagrał płytę. Niektórzy mieli to słynnemu skrzypkowi za złe, ale bojkot padł. Niewielu zachowywało się tak zasadniczo jak Artur Rubinstein, który nie koncertował w Niemczech po wojnie. Zapytany publicznie o powód, powiedział: "Nie gram w Tybecie i w Niemczech. W Tybecie jest dla mnie za wysoko, a w Niemczech za nisko".

Patrząc z perspektywy czasu na spotkanie przypomniane przez Frayna i podobne historie, wydaje się, że można "wykupić" swoje grzechy u bliźnich płacąc wartościami zawodowymi. Nie jest to dziwne - ludzi wybitnych jest niewielu, mają wysoką cenę w każdej sytuacji. Od ludzi wybitnych chciałoby się jednak oczekiwać, jeśli nie wielkiego charakteru, to przynajmniej przyzwoitości. A może właśnie to oczekiwanie bierze się za rzeczywistość. Może jest tak, jak z młodym człowiekiem patrzącym na piękną kobietę. Młody człowiek wierzy, że piękna kobieta jest czysta, dobra i mądra. Któż z nas za młodu myślał inaczej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji