Artykuły

"Shirley Valentine"

Podczcs krokowskich występów KRYSTYNY JANDY w sztuce Willy'ego Russella "SHIRLEY VALENTINE" cześć publiczności wypełniającej szczelnie Teatr "Groteska" siedziała nawet na podłodze. Nie tylko dlatego, że znaną aktorką niezbyt często mamy okazję oglądać w Krakowie - ostatnio niemal rok temu w tym samym spektaklu. Sztuka Russella idealnie wypełnia lukę repertuarową polskiego teatru. Bezpretensjonalna, współczesna komedia trafia do niemal każdego widza.

Przeważającą część spektaklu Krystyna Janda - Shirley w koszmarnej peruce i niegustownym ubranku opowiada ścianie, swej jedynej powierniczce, a przy okazji nam - widzom, nieudane życie zahukanej kury domowej. Tytułowa bohaterka to przeciętna gospodyni, jakich tysiące - niezbyt mądra, zrezygnowana i przekonana, że w jej życiu nic już się nie wydarzy. Oprócz nieudanego małżeństwa nic się też właściwie nie wydarzyło. Krystyna Janda z determinacją kreśli wizerunek nieciekawej, bezwolnej kuchty, przerażonej na samą myśl o tym, co będzie jeżeli mąż nie dostanie obiadu w chwili pojawienia się w drzwiach. Popijająca, natrętnie powtarzająca głupawe - nie? - Shirley jest po prostu żałosna. Jednak - widać to już od pierwszej sceny - aktorka bardzo lubi swoją posiać. Nie szczędząc jej karykaturalnych rysów, obdarza ją ogromnym ciepłem. Shirley ma niezbyt wysokie mniemanie o sobie, lecz od początku zdajemy sobie sprawę, że monotonne życic nic zabiło wszystkich jej tęsknot. Obserwując krzątającą się pomiędzy zlewozmywakiem a kuchnią Shirley - Jandę wiemy, że prędzej czy później zdoła wyrwać się z kieratu.

Tajemnica sukcesu sztuki, wystawianej dotąd w wielu teatrach świata, polega nie tylko na efektowności przemiany bohaterki z Kopciuszka w świadomą swej wartości kobietę. Zabawny, chwilami błyskotliwy tekst sprawia, że w czasie ponad dwugodzinnego spektaklu spoczywającego na barkach jednej aktorki, ani chwilę się nie nudzimy. Chaotyczny monolog Shirley chwilami wywołuje uśmiech, chwilami bawi do łez. Jednocześnie autor nie sili się by podbudowywać widza jakimkolwiek poważnym przesłaniem. Zadowala się tyle krzepiącym, co banalnym stwierdzeniem, że każdy - o ile chce - może wziąć los w swe ręce. Willy Russel potrafi - jak nikt inny - znaleźć odpowiedni ton, dostarczając aktorkom popisowych, komediowych ról. Nic dziwnego, że Krystyna Janda już po raz drugi (po wystawionej w 1984 roku "Edukacji Rity") postanowiła - z powodzeniem - sięgnąć po jego tekst.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji