Artykuły

Zagrajcie to jeszcze raz...

Istnieją przedstawienia, na które ci sami widzowie przychodzą nawet po kilka razy. Dlaczego? Oto pytanie, na które - mówiąc banalnie - jest wiele odpowiedzi

Najpierw grany mnóstwo razy w Teatrze Powszechnym, potem przeniesiony do Polonii. W sumie pokazywany już od 19 lat - "Shirley Valentine", monodram z Krystyną Jandą w tytułowej roli. Opowieść o kurze domowej, która pewnego dnia odważa się całkowicie zmienić swoje życie, niezmiennie przyciąga komplety widzów. Dlaczego? Oddajmy im głos.

Kasia: - Byłam kilka razy na "Shirley...". Za każdym razem miałam wrażenie, że na innej sztuce jestem. Za każdym razem inny odbiór. Chcę pójść kolejny raz i... JUŻ nie mogę się doczekać.

Umbra: - Kilkanaście lat temu obejrzałam to przedstawienie po raz pierwszy. Rozpoczynałam swoje dorosłe życie i wtedy problemy głównej bohaterki tylko mnie śmieszyły. Gdy spektakl obejrzałam ponownie dwa lata temu, był to już zupełnie inny odbiór. Bogatsza w lata i własne rodzinne doświadczenia zobaczyłam siebie. I pomyślałam wtedy - jak dobrze, że potrafię się jeszcze z tego śmiać. Asia: - Chodzę na tę sztukę co jakiś czas, zazwyczaj wtedy, gdy jestem na kolejnych życiowych zakrętach. By przekonać się, że wszystko jest ze mną OK. Postawa głównej bohaterki, jej apetyt na życie, jej determinacja siłą rzeczy jest zaraźliwa - daje mi kopa do działania, do boksowania się z życiem, a nie tylko do smażenia naleśników i dogadzania rodzinie.

Wszystkie wypowiedzi pochodzą ze strony internetowej teatru Polonia. Wynika z nich jedna główna myśl: panie identyfikują się w pewien sposób z bohaterką sztuki. A co z tymi widzami, którzy chcą na jakiś czas zapomnieć o rzeczywistości i przenieść się w inny świat?

Z pewnością można ich spotkać w Teatrze Ateneum na spektaklu słowno-muzycznym "Chlip-hop", gdzie króluje poezja najwyższej próby Magda Umer i Andrzej Poniedzielski oraz towarzyszący im pianista Wojciech Borkowski śpiewają piosenki autorstwa m.in. Wojciecha Młynarskiego, Jeremiego Przybory oraz Jonasza Kofty. Całość połączona jest inteligentnym i wyjątkowo dowcipnym dialogiem. Nawet po wspólnie spędzonych ponad 2 godzinach szkoda rozstawać się z tą niezwykłą trójką królującą na scenie. Nic dziwnego, że większość widzów przychodzi kolejny raz, często przyprowadzając ze sobą następne osoby.

Co jeszcze może być przyczyną wracania do tych samych przedstawień? Wyjątkowa obsada spektaklu, a dzięki temu wirtuozerska gra. Właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia w Teatrze Narodowym. W spektaklu "Żar" pojawiają się tylko trzy nazwiska, ale za to jakie: Danuta Szaflarska, Ignacy Gogolewski oraz Zbigniew Zapasiewicz. I przez niemal 1,5 godziny oglądamy wirtuozerski aktorski koncert, w którym wszystkie postacie są jednakowo świetne i jednakowo ważne. Powrót do niego to niemal obowiązek, w obowiązek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji