Artykuły

"Twoje zdrowie, Ściana"

Shirley mówi do Ściany i jest to zajęcie, które w 42 roku życia bohaterki nagle jej brzydnie. Rozstanie ze Ścianą w którą wsiąkło sporo łez, rozterek i rozczarowań, ale też sporo radości, jest dość trudne, choć nieodwołalne, o czym wiemy doskonale, od początku spektaklu. W 42 roku życia Shirley porzuci nie tylko Ścianę, ale również męża i dorosłe dzieci, wyrażając w ten sposób swój protest przeciw domowej tyranii, wiecznemu usługiwaniu rozkapryszonej rodzinie i rozpamiętywaniu w samotności przyczyn niezbyt udanego życia. Ściana jednak wchodzi w krew i dlatego bohaterka, umykając na greckie wakacje, zamieni Ścianę na nadmorską skałę, równie cierpliwą i wyrozumiała słuchaczkę postrzępionych zwierzeń.

Sztuka Willy Russela, zatytułowana imieniem i nazwiskiem głównej i jedynej bohaterki: "Shirley Valentine", jest komedią z gatunku tych "o życiu", wciąga więc publiczność bez reszty, odwołuje się bowiem do powszechnych przeżyć i doświadczeń. I, choć napisana dla jednej tylko wykonawczyni, zawiera w ogromnym scenicznym monologu, całkiem sporą i naprawdę wiarygodną galerię postaci z jej bliższego i dalszego otoczenia, których zachowanie i sposób myślenia Shirley naśladuje. Blisko życia ustawiła też tę sympatyczną opowieść tłumaczka - Małgorzata Semil, która wprowadziła w kwestię bohaterki sporo wyrażeń ze współczesnej polszczyzny, trochę niegroźnych dla uszu wulgaryzmów, przede wszystkim zaś zamieniła w rozmowach ze Ścianą, wołacz na mianownik, co - choć niepoprawne - - daje nieodparcie komiczny efekt i charakteryzuje pysznie samą postać. "Słuchaj. Ściana, co do ciebie mówię", denerwuje się bohaterka i publiczność gasi szepty.

Bo Ściana to my, widzowie. Reżyser przedstawienia - Maciej Wojtyszko stosuje ten zabieg konsekwentnie, czujemy się więc powiernikami i rozmówcami zbuntowanej gospodyni. Ją samą gra Krystyna Janda. Gra? Gra, ale tak, że wciąż ulegamy złudzeniu, iż jedynie jest. Taka prosto z codzienności (niekoniecznie przecież angielskiej), prostoduszna, choć wrażliwa. roztargniona, miotana sprzecznymi uczuciami. Toczy ten swój monolog-ocean (publiczność bije brawo już po pierwszej części, sądząc, że to koniec monodramu), zacinając się, powtarzając kwestie lub urywając je, naśladując zwyczajny sposób mówienia zwyczajnej kobiety. Nawet wyczuwalna niedyspozycja aktorki, nie odebrała wdzięku i barwy tej roli. Krystyna Janda doskonale radzi sobie z marginesem improwizacji wpisanym w tekst i poszerzając go, nie gubi kontaktu z publicznością. Publiczność zaś nagradza ją wielkimi brawami, wdzięczna nie tylko za wysiłek i bogactwo portretu, ale i chyba za kawałek prawdy o rzeczywistości, zawarty w tej postaci.

"Shirley Valentine" - spektakl zrealizowany w warszawskim Teatrze Powszechnym, obejrzeliśmy na scenie Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji