Artykuły

Premiera z morałem

Mimo, że "Szaleństwa Skapena" nie stanowią doniosłości artystycznej tej miary, co "Świętoszek" albo "Mizantrop" - mają ustaloną już tradycję sceniczną. Ta niewybredna w pomyśle, zabawna krotochwila, napisana przez starzejącego się Moliera jest świetnym materiałem aktorskim, dającym okazje do wcale godziwej próby sił i umiejętności wykonawców. Dlatego też sięgało po nią wiele teatrów i wielu znakomitych aktorów.

W poniedziałkowym spektaklu Teatru Telewizji - Skapena zagrał Bronisław Pawlik. I tylko on sprostał wymaganiom Moliera. Skapena było wszędzie pełno. Łasił się i krzyczał, był dobry i chytry, wesoły i zadziorny. Był inteligentnym kpiarzem, "piekielnym Piotrusiem", lekko rozprawiającym się z tępawymi przeciwnikami. To i tak wiele, bo komedia ta ma jedną, wyraźnie zarysowaną "dużą" rolę. Reszta postaci, to zaledwie ożywione pionki, które przemyślny Skapen przestawia wedle własnej woli i dowcipu. Ale każda z tych postaci pomimo wszystko stwarza okazję do popisu możliwości swego wykonawcy. Z tej okazji zrezygnowali jednak partnerzy Pawlika. Raz tylko Stanisław Jaśkiewicz, jako Geront, dotrzymał mu kroku w scenie wyłudzania talarów. Ten błyskotliwy dialog starego kutwy ze sprytnym Skapenem, z rytmicznie powtarzanym przez Geronta - "Po kiego diabła łaził na ten statek" - był niewątpliwie najlepszą sekwencją przedstawienia. Niestety, nikt poza nimi dwoma nie grał komedii, która "służyć by miała tylko ku zabawie" - jak sobie tego życzył Molier.

Bohdan Łazuka jako rozgniewany paniczyk tak serio błyskał okiem, iż zdawać by się mogło, że jest on raczej demonicznym "fryzjerem z St. Denis" i, że za chwilę krew się poleje naprawdę. Żartów nie było z Łazuką, a szkoda!

Argant-Henryka Borowskiego był tak nudnym, że wcale nie śmiesznym, wątrobiarzem. Jedno, co mnie u niego niepokojąco rozśmieszało, to złudzenie czysto warszawsko-kajackiego sposobu mówienia. Przy nieomal każdej, wypowiadanej przez Borowskiego kwestii, szczypałam się w ucho, ale to nie był sen: słuchałam Arganta... Walerego Wątróbki! Najbardziej jednak zasmucała Hanna Stankówna w paroksyzmach śmiechu... Długie i tak opowiadanie o tym, jak się Geront dał oszukać, rozciągnęło się dwakroć dłużej, bo płocha Lauretta mówiła na wysokim "śmiechu". Nie bez racji więc powiadają aktorzy, że śmiech zagrać jest najtrudniej. To wymaga dobrego opanowania warsztatu. Stankówna śmiała się przez pięć niemal minut bez "oparcia o warsztat". Dlatego był to śmiech żałosny, a opowiadanie - nieartykułowane.

Tak więc telewizyjna premiera "Szelmostw Skapena" warta była uwagi z dwu powodów. Ze względu na znakomitą kreację Bronisława Pawlika oraz - jako przestroga przed chyba niedopracowanym do końca stosowaniem środków aktorskich, wyjątkowo łatwo sprawdzalnych przy takich okazjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji