Artykuły

Orzeł, a nie kura

"Ruski" nas nie lubi - to jest w Polsce dogmat. Czy tak jest? Polacy zamykają oczy na setki ciekawych polsko - rosyjskich inicjatyw kulturalnych. Nie chcą wierzyć w twórczy ferment, wierzą "w swoje" - pisze Katarzyna Kwiatkowska w Tygodniku Powszechnym.

W gazecie "Izwiestija" napisano niedawno: "Przecież Polska - ta zadziwiająca i wspaniała Polska - to kraina-mit, kraina- iluzja, państwo-fantom. Rozerwana na części, targana kompleksami, wiecznie przezywająca romantyczno-heroiczne porywy. Czuje się je w patriotycznych powieściach Henryka Sienkiewicza, czuje się je również w znakomitym filmie "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy i w utworach Chopina. Kawaleria konna przeciwko faszystowskim czołgom, wieczna walka z silniejszym przeciwnikiem i rozumienie beznadziejności takiej walki, wieczny ból, pycha, gotowość do złożenia ofiary, rozgorączkowana miłość do Ojczyzny - oto Polska właśnie. Żyć przeszłością jest prościej, niż żyć tu i teraz. A czy Polska w ogóle istnieje? - jak gdyby pytają nas i siebie Grzegorz Jarzyna z Dorotą Masłowską. I my odpowiemy: tak, istnieje. Jeśli ma taką zdolność do autoironii, jeśli może pochwalić się tak zadziwiająco utalentowanym teatrem, musi istnieć. - Jeszcze Polska nie zginęła i wszystko u nich - wierzę w to święcie - będzie dobrze".

Kultura broni się sama

Recenzja moskiewskiego spektaklu "Między nami dobrze jest", pióra Mariny Dawydowej, ukazała się w "Izwiestijach" pięć dni po smoleńskiej katastrofie. Odzwierciedla skomplikowany stosunek Rosjan do Polaków. Emocjonalny tekst wpisał się w postulowane przez oba społeczeństwa pojednanie, które tamtej wiosny dawało nadzieję na historycznie nową jakość relacji.

Tymczasem polsko-rosyjskie porozumienie kulturalne jest faktem od dekady. W ostatnim dziesięcioleciu Polska przeprowadziła trzy kompleksowe akcje kulturalne w Rosji. W 2001 r. odbyły się pierwsze od wielu lat Dni Kultury Polskiej. Dwa lata później pokazywana w ramach obchodów 300-lecia Petersburga polska prezentacja współczesnych artystów, gdzie m.in. pokazano spektakl "Oczyszczeni" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, odniosła spory sukces, wzbudzając zainteresowanie krytyków i publiczności. Teatr Wielki kilkakrotnie wystawiał w Rosji spektakle, w Operetce Moskiewskiej grano musical "Metro". Te przykłady można mnożyć.

Zainteresowanie kulturą rosyjską rosło przede wszystkim wśród młodych Polaków, którzy nieobarczeni wspomnieniami o peerelowskim przymusie, widzieli w sztuce zza wschodniej granicy atrakcyjną alternatywę dla opatrzonej masskultury Zachodu. W repertuarze polskich teatrów coraz częściej pojawiały się sztuki współczesnych dramatopisarzy z Rosji. Wystarczy wspomnieć cieszący się frekwencyjnym powodzeniem spektakl młodego brutalisty z Irkucka, Iwana Wyrypajewa "Lipiec", wystawiany na deskach warszawskiego Teatru na Woli, w którym zagrała Karolina Gruszka. Zauważalnie wzrosły tłumaczenia rosyjskiej literatury pięknej. W ostatnich latach popularność zdobyli pisarze z Moskwy: Wiktor Pielewin i Władimir Sorokin, którzy zdetronizowali znanego ze ścisłych więzi z Polską Wiktora Jerofiejewa.

Wzrost wzajemnego zainteresowania kulturą zaistniał pomimo niełatwych relacji politycznych i braku jasnej koncepcji wspierania wspólnych przedsięwzięć artystycznych ze strony władz. To jest moja stara teza - mówi Hieronim Grala, wieloletni dyrektor Instytutu Polskiego w Petersburgu i Moskwie. - Kultura jest zbyt poważną kwestią, by zostawiać ją ministerstwom, ona w sposób naturalny działa porządnie. Rosyjskim krytykom współpracy między naszymi państwami tłumaczyłem, że z polsko-rosyjską wymianą kulturalną jest teraz znacznie lepiej, niż było w czasach radzieckich. Zamiast pociągów przyjaźni i koncesjonowanych koncertów, mamy zjawisko spontanicznej wymiany. Wystarczy choćby wspomnieć o tym, co dzieje się w środowisku jazzmanów. Polscy jazzmani grają na najważniejszych rosyjskich festiwalach. Michał Urbaniak, Tomasz Szukalski, Artur Dutkiewicz i wielu innych koncertowali w renomowanych klubach w Moskwie, Orenburgu i na "Swingu Białych Nocy" w Petersburgu, gdzie w 2004 r. odbył się wspólny jam session Dawida Gołoszczekina, Igora Butmana i Michała Urbaniaka.

Zainteresowanie polską muzyką klasyczną nie słabnie w Rosji od lat. Rosjanie uwielbiają Chopina. Wśród współczesnych kompozytorów największą sławą cieszy się Krzysztof Penderecki, który jest częstym gościem w tamtych stronach, i to nie tylko w Moskwie i Petersburgu.

- Co jakiś czas dostaję wiadomość - mówi dr Grala. - Krzysztof Penderecki leci np. do Chanty-Mansyjska. Kto w Polsce słyszał o Chanty-Mansyjsku? Kto wie, że Penderecki jest autorem kantaty na jubileusz Moskwy? Ale my tego nie chcemy wiedzieć, bo "Ruski" nas nie lubi, i to jest w Polsce dogmat

Przyjacielem Pendereckiego jest Jurij Tiemirkanow, dyrektor petersburskiej filharmonii, który we współpracy z Instytutem Polskim przez pięć lat organizował koncert ku czci Konstytucji 1791 r. 3 maja 2004 r. odegrano tam zrekonstruowane "Requiem" Józefa Kozłowskiego, wcześniej wykonane w całości tylko raz: na pogrzebie Stanisława Augusta Poniatowskiego, którego prochy spoczywają w pobliskim kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej (10 kwietnia 2011 r. "Requiem" wykonano dla uczczenia ofiar katastrofy pod Smoleńskiem).

Muzyka śmiało mogłaby pretendować do miana najważniejszego mostu kulturalnego między Polską a Rosją.

- W czasach, gdy mieliśmy kłopoty z embargiem na mięso i narzekaliśmy, że Rosjanie są obojętni na polską boleść związaną z odejściem Jana Pawła II - mówi Hieronim Grala - rektor petersburskiego konserwatorium, Aleksander Czajkowski podjął decyzję, że w dniu pogrzebu papieża jego orkiestra wykona "Requiem" Mozarta, co pokazano na telebimach w mieście. Na ścianie konserwatorium pojawiła się tablica ku pamięci Henryka Wieniawskiego. Była to pierwsza tablica poświęcona cudzoziemcowi od czasów rewolucji październikowej.

Wszystko to działo się w czasie napięć politycznych między Warszawą a Moskwą, wywołanych różną oceną pomarańczowej rewolucji na Ukrainie.

Polska opinia publiczna buduje obraz Rosji prawie wyłącznie na podstawie politycznych newsów. Informacje o sukcesach współpracy kulturalnej nie cieszą się zainteresowaniem mediów, które zdecydowanie wolą mięso.

Teatr przykładem

Krystianowi Lupie śniła się Moskwa, zanim jeszcze do niej dotarł. Lupa: - Fascynowała mnie, miała w sobie tajemniczą siłę i magię. To stare, niezdobyte miasto tysiąca cerkwi, których już nie ma.

Na jawie rosyjską stolicę reżyser po raz pierwszy zobaczył w 1997 r. Moskwa - miasto sprzeczności. Nowobogacki przepych i postsowiecka nędza, serpentyny samochodów, pęd, pośpiech, permanentny brak czasu, a jednak teatry wypełnione po brzegi. Mimo wysokich cen za bilety. - Uwielbiam tamtejsze dyskusje po spektaklach - mówi Lupa. - Są inne niż w Warszawie czy Paryżu. W Moskwie jest dużo wariatów teatralnych, starych i młodych. Rosjanie potrafią godzinami mówić o teatrze i nie są to rozmowy nużące ani jałowe. Po tych spotkaniach wyjeżdżamy z poczuciem odrodzonego sensu relacji z widzami - opowiada reżyser.

Rosyjscy widzowie traktują teatr z namaszczeniem, a artysta to ktoś przez wielkie "A". Drogowskaz, którego publiczność pyta na spotkaniach - jak żyć?

W 2008 r. na deskach Teatru Aleksandryjskiego w Petersburgu Lupa wystawił Czechowowską "Mewę" [na zdjęciu]. Spektakl zebrał świetne recenzje, w 2009 r. przyznano mu Złotą Maskę - najważniejszą rosyjską nagrodę teatralną. Rok temu polskiego reżysera Dmitrij Miedwiediew odznaczył Orderem Przyjaźni.

O tym, z jakim nabożeństwem traktowano Lupę w Petersburgu, świadczy ta anegdota: Piotr Skiba, aktor i stały współpracownik Lupy, został zagadnięty przez dwie szatniarki z Teatru Aleksandryjskiego. - Czy reżyser Lupa jest zadowolony? - dopytywały się kobiety. Piotr przytaknął, one zaś zawołały: my wszyscy bardzo chcemy, by Lupa był zadowolony. I obie jednocześnie się przeżegnały.

- Była w tym cała Rosja, cały ten przedziwny, restrykcyjny reżim służby, coś, co znamy z Gogola. Dyrektor Walery Fokin jest człowiekiem żelaznej ręki i to on nakazał, jak pracownicy teatru mają się zachowywać wobec polskiego gościa - opowiada reżyser. Dodaje, że dwa tygodnie zajęło mu namówienie aktorów uczestniczących w przedstawieniu, by zwracali się do niego na "ty".

Orzeł a nie kura

Jednym z wydarzeń tegorocznego festiwalu "Złota Maska" był organizowany przy współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza projekt "Teatr Polski w Moskwie". Spektakle zaprezentowali m.in. Lupa, Jarzyna i Warlikowski, odbyły się spotkania z polskimi artystami, dyskusje, czytanie sztuk.

- Prasa rosyjska sensacyjnie odniosła się do tych wydarzeń - opowiada Lupa. - Pojawiły się nie do pomyślenia do tej pory głosy, że Rosjanie powinni uczyć się teatru od Polaków. Ich teatr zatrzymał się bowiem w punkcie, który zaczyna być martwy. Jednak nadchodzące zmiany czuć już podskórnie. Jestem ciekaw, jak będzie się rozwijał ruch nowego teatru w Rosji. Będzie to inspirujące również i dla nas.

Przyjechał jakiś Polak

Poza Rosją stołeczną (czyli Moskwą i Petersburgiem) jest olbrzymia i zróżnicowana Rosja "regionalna". Tam również dotarli polscy reżyserzy. Grzegorz Mrówczyński zrealizował w Orle "Rzeźnię" Sławomira Mrożka. Sukces był nieprawdopodobny. Publicznością wstrząsnęła odważna scenografia z elementami surowego mięsa. Niczego podobnego wcześniej w Orle nie było.

Orzeł jest oddalony o 400 km od Moskwy. Typowe rosyjskie miasto średniej wielkości. Kilka lat temu polski biznes uczestniczył tu w budowie najnowocześniejszej fabryki insuliny w Rosji. Dyrektor przedsięwzięcia, Tadeusz Rzepecki, postanowił nietypowym sposobem zaznaczyć polską obecność w mieście i zaskarbić sobie sympatię mieszkańców: zamiast sponsorować lokalny klub piłki nożnej, postawił na mecenat kultury. Na przestrzeni kilku lat zorganizowano polskie wystawy, festiwale teatralne, koncerty muzyków jazzowych, m.in. Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Do repertuaru tamtejszych teatrów wprowadzono 6 sztuk, w tym utwory Mrożka, Gabrieli Zapolskiej. Na koncerty i spektakle przychodziły tłumy.

Grzegorz Mrówczyński wspomina: - Nie ma recenzji, która oddałaby to uczucie, gdy widzisz kłębiących się pod teatrem ludzi, często skromnie ubranych, dla których bilety na spektakl są dużym wydatkiem, bo w rosyjskich regionach płace są niskie, a bezrobocie wysokie. Przyjechał jakiś Polak do ich miasta, zrobił wydarzenie i oni czują się w obowiązku zobaczenia tego, co przygotował, choćby mieli później głodować. Można pozazdrościć takiej publiczności - opowiada reżyser.

W Orle wystawiono również najnowszą w owym czasie sztukę Andrzeja Stasiuka "Noc" (czyli słowiańsko-germańską tragifarsę obnażającą narodowe stereotypy) w reżyserii Gienadija Trostianieckiego z Petersburga. Premiera omal nie zakończyła się skandalem. Reżyser wymyślił scenę, gdy monumentalnej wielkości żołnierz radziecki (na szczudłach), z olbrzymią liczbą zegarków na przedramieniu, złapał kurę (graną przez drobną aktorkę), chcąc ją zjeść na surowo i bez oskubania. Publiczność była zachwycona, jednak po spektaklu przedstawiciel władz lokalnych wyraził niezadowolenie ze sposobu przedstawienia "obrońców ojczyzny" Przemawiający po nim dyrektor Grala odpowiedział na ten zarzut: "Żadna kura nie może nas rozdzielić - nas łączy orzeł".

Burza oklasków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji