Teatr pokochał ponad wszystko
MIROSŁAW SAMSEL od zawsze wiedział, że jego życiem jest teatr. I mimo że ta miłość zawiodła go na sam szczyt i na samo dno - pozostał jej wierny. Dziś cieszy się własnym teatrem, który działa w Trzcińsku.
Rodzice chcieli, żeby był geologiem, ale on I uparł się na teatr. Stanęło na jego - potajemnie zdał do krakowskiej szkoły teatralnej i ze sceną już się nie rozstawał. Mirosław Samsel jest dobrze znany w środowisku teatralnym. Grywał na największych scenach i obok wielkich nazwisk. Osiadł jednak na Dolnym Śląsku i nie ma zamiaru stąd się ruszać.
Wielki świat stał otworem
Związany był z krakowskimi scenami: Bagatela, Stu czy Numerus. Znał też środowisko związane ze słynną Piwnicą pod Baranami. Artystyczne życie bardzo mu się podobało i trudno się dziwić - było w końcu spełnieniem jego marzeń.
- Zaraz po studiach przeniosłem się jednak na Wybrzeże, bo tam był już wcześniej mój brat, a razem było nam po prostu raźniej - wspomina pan Mirosław.
Szybko dostał pracę w tamtejszym Teatrze Dramatycznym w Gdyni (dzisiejszy Teatr Miejski). Od razu został rzucony na głęboką wodę i grywał ważne role. - Zdarzało się tak, że ktoś, kto miał grać główną rolę, zachorował i nie było wyjścia - musiał ją wziąć ktoś inny. Zdarzało się, że byłem to właśnie ja - wspomina.
Dla młodego aktora to było wielkie wyróżnienie.
Zgubił go alkohol
Kariery w tamtych czasach na pewno wielu mu pozazdrościło. Młody, zdolny i chętnie zatrudniany - czego mógł chcieć więcej młody miłośnik teatru?
- Wszystko świetnie się układało, nawet w głowie mi się nie mieściło, że coś może pójść nie tak- mówi.
Jednak coś szło nie tak
- w jego życie powoli wkradał się alkohol. Pamięta, że w środowisku, w którym się obracał, używki nie były czymś nadzwyczajnym. Jemu jednak nie służyły. Długo nie docierało do niego to, że wódka może zniszczyć życie. Aż przyszedł niespodziewany przełom.
- Jak dziś pamiętam, kiedy odwołano w Olsztynie spektakl dla dzieci, bo byłem pijany i nie mogłem w nim zagrać, a beze mnie się nie dało - opowiada z rozbrajającą szczerością. - Widziałem, jak smutne dzieci wychodzą z sali - dodaje, ściszając głos. To nim wstrząsnęło.
Ówczesny dyrektor Teatru Jaracza w Olsztynie, Marek Has,
zaproponował wtedy, aby Mirek zgłosił się na leczenie odwykowe. I to dzięki szukaniu pomocy w końcu trafił na Dolny Śląsk - do Janowic Wielkich.
Na Dolnym Śląsku zaczął nowe życie
W tutejszym Chrześcijańskim Ośrodku dla Osób Uzależnionych znalazł drugie życie.
- Nie chciałbym popadać w jakiś zachwyt, ale czuję, jakbym narodził się na nowo. Spotkałem fantastycznych ludzi, znowu mogę robić to, co kocham - tłumaczy Samsel.
Na Dolnym Śląsku, w miejscu, gdzie mieszają się różne narody, wyznania i gdzie ludzi łączy jedno - wszyscy szukają korzeni
- poczuł się jak u siebie. Marzył o założeniu teatru i tu, ku zdziwieniu wielu, to mu się udało. Mało tego - udało mu się ożywić lokalne środowisko i zachęcić do współpracy młode osoby.
- Chyba coś we mnie wypatrzył - cieszy się Adrian Śmiech.
Adrian to prawa ręka Samsela. Młody, pełen energii i jak mówi pan Mirek - zdolny.
- To może jednak będzie ze mnie jeszcze jakaś gwiazda - śmieje się Adrian.
Tak naprawdę jednak nikomu o gwiazdorstwo tu nie chodzi.
Niezwykłe spotkania
- Chciałbym, żeby teatr miał przesłanie i mówił o tym, jak nie żyć - tłumaczy Mirosław Samsel. Marzy mu się, by w prace teatru włączyć młodzież mieszkającą w pobliżu. Na razie spora grupa zjawia się na spektaklach, które są grane w pięknym Pałacyku Trzcińsko.
Pod swoje skrzydła bowiem Teatr Scenę Oratorium, bo taką nazwę przyjął, przygarnęła Mariola Wildeman - właścicielka pałacyku. Adrian Śmiech i Mirosław Samsel z rozbawieniem wspominają, jak tu trafili. Historia jest tak prosta, że aż trudno w nią uwierzyć.
- Szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy grać, i zapukaliśmy pewnego dnia do pałacyku - mówią zgodnie. Nie musieli nawet za dużo opowiadać o sobie i teatrze.
- Od razu wiedziałam, że tak, że mogą tu grać i że pałacyk stoi przed nimi otworem - wtrąca Mariola Wildeman.
Dopiero po czasie przyszło zastanowienie. - Jak ja będę zimą ogrzewała salę, w której grają, to ja naprawdę nie wiem - martwi się właścicielka pałacyku. I natychmiast dodaje, że na pewno coś wymyśli.
A granie w takich wnętrzach dodaje uroku. Wybudowany w 1860 roku pałacyk dzięki staraniom właścicieli wciąż wygląda pięknie i stwarza atmosferę magii. Nie ma tu typowej sceny, która oddzielałaby aktorów od widowni, ale właśnie stwarza bardziej kameralną i wyjątkową atmosferę.
Zaangażowani w ten teatr przyznają, że widzieli, jak ludzie
wychodzili od nich ze łzami w oczach. - A to dla nas ważne, bo widać, że to, co proponujemy, po prostu porusza i skłania do refleksji - cieszy się Samsel.
Teatr mimo wszystko
Do tej pory w pałacyku wystawiono dwie sztuki: "Czułem się dobrze tylko w górnych sytuacjach" i "Tryptyk rzymski". Pierwsza z nich została przygotowana na podstawie opowiadania Alberta Camusa "Upadek". Wyreżyserował ją Samsel i on też w niej zagrał. Nikt inny nie zrobiłby tego lepiej - monodram ten to bowiem studium popadania w alkoholizm. Temat, który on sam doskonale przerobił nie tylko na scenie, ale i w prywatnym życiu. Druga sztuka to wzruszająca opowieść o papieżu Janie Pawle II.
Teraz Scena Oratorium szuka aktorów do swojej nowej produkcji na podstawie powieści Fiodora Dostojewskiego "Idiota". Potrzebni są młodzi aktorzy, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, którzy zagrają różne role w tym przedstawieniu. Nikt nie stawia tu żadnych ograniczeń czy wymagań - mile widziani są wszyscy, którzy chcą spróbować swoich sił w aktorstwie.
W najbliższych planach jest też powołanie do życia fundacji.
- Chcemy poprzez różne działania docierać do młodych osób. Także tych z problemami, jak alkoholizm czy ciężka choroba - tłumaczy Mariola Wildeman.
A Samsel z zadowoleniem rozgląda się wokół, dziwiąc się i ciesząc, że trafił właśnie tu. Czy czuje się Dolnoślązakiem - na to pytanie za szybko pewnie nie odpowie. Wie jedno - czuje się jak u siebie.