Artykuły

Pan z Wąsem

To było trzy lata temu, upalny sierpień. Mokotów. Pan z Wąsem stał pod drzewem w parku Morskie Oko. Samotny. Oddzielny. Inny. Od tamtej pory nie mogę go zapomnieć. Od tamtej pory powstanie warszawskie kojarzy mi się z Panem z Wąsem - pisze w felietonie dla e-teatru Michał Walczak.

1 sierpnia. Jak co roku artyści przerywają wakacje, by spontanicznie uczcić rocznicę wybuchu powstania. Spektakle, koncerty, komiksy, co roku pomagają społeczeństwu wyrobić sobie zdanie. Wysnuć wnioski. Wykrystalizować pogląd. A to niełatwe w środku lata. Lato od poglądów nie zwalnia. Przeciwnie. W zaduchu, letnim rozprzężeniu poglądy chronią przed demoralizacją. Oszołomieniem. Upiciem.

1 sierpnia wyrywa stolicę z wakacyjnego odrętwienia, dostarcza tematu do polemiki z wujkiem, dziewczyną lub sąsiadem. Był sens czy nie było? Obchodzić czy zapomnieć? Kto zawinił? Największe emocje budzi nie samo powstanie, ale styl obchodzenia rocznicy. Szukanie właściwego tonu. Konwencji. I tu pojawia się Pan z Wąsem.

Trzy lata temu z okazji powstania na Mokotowie odbyła się impreza której w tym roku bardzo brakuje - widowiskowa rekonstrukcja. Inscenizacja historyczna wokół pałacyku Szustra to był prawdziwy plenerowy show. "Szeregowiec Ryan" na żywo. Oczywiście w wersji polskiej i także dla dzieci. A dzieci było dużo. Z rodzicami. Babciami. Watami cukrowymi. Aparatami i kamerami. Atmosfera letniego pikniku. Słońce dopisało. Dopisał także budżet przedsięwzięcia - wokół "areny" czekały na swoje wejście czołgi, pojazdy opancerzone. I prawie 300 chłopa w mundurach. Połowa w niemieckich. Połowa nasi.

Gorąc.

Powstańcy i esesmani leżą na trawie. Fajki palą. Czekają na swoją kolej. Swój epizod. Ma być m.in. odbicie przez powstańców siedziby niemieckiego urzędu i sceny z życia powstańców (zaprzysiężenie, odebranie legitymacji powstańczej, zejście do kanałów, itp.)

Zaczęło się efektownie. Strzelanina. Bieganina. Dym. Dzieci kwiczą. Tatusiowie robią zdjęcia. Kombatanci płaczą. Narrator z głośników patriotycznym głosem tłumaczy ten chaos: tutaj potyczka taka i taka. Tam zdarzyło się to i to. Najbardziej podobał mi się epizod erotyczny: dwóch esesmanów prowadzi łączniczkę do czołgu, gdzie czeka niemiecki oprawca śmiejąc się szyderczo.

Między "scenami" długie pauzy na zmianę scenografii. Dotaszczenie karabinu maszynowego. Przegrupowanie oddziału. Papieroska. Dzieciaki zaczynają się nudzić. Słońce przygrzewa. Do powstania wdziera się nuda.

Wtedy pojawia się On. Był wcześniej, schowany w cieniu drzewa. Na tyłach powstania. Kilka metrów za publicznością. Nerwowo rozglądając się wokół, niepewny czy jego obecność jest stosowna. Pan z Wąsem. Mój bohater. A przed nim turystyczny stoliczek na którym leżą plastikowe repliki karabinów, w skali 1:1.

Dopóki patriotyczny głos narratora grzmiał ponad tłumem widzów Pan z Wąsem stał osamotniony. Nuda przydługawej inscenizacji działała na jego korzyść. Widzowie zaczęli się snuć. Rozpraszać. Rozglądać. Pogubili się trochę, z tym powstaniem. Nie dosłyszeli na jakiej ulicy, którym kanałem Rozpadła się dramaturgia.

Starszy facet pierwszy zapytał o cenę. Dwadzieścia pięć odpowiedział Pan z Wąsem. Niedrogo. Potem tatuś z dziećmi. I pierwszy karabinek sprzedany.

Tymczasem powstanie dogorywało. Narrator patriotycznym głosem relacjonował kolejne porażki. Im gorzej z powstaniem, tym lepiej z handelkiem. Wokół Pana z Wąsem tłum. Babcie kupują wnusiom. Młodzież kupuje sobie. Tatuś kupuje córeczkom. Jedna córeczka celuje w drugą, tatuś robi zdjęcie. Wszyscy kupują karabiny. Wszyscy do wszystkich celują. Na trawie. Na słońcu. Kombatant płacze. Pan z Wąsem wniebowzięty. Mogłem wziąć więcej z hurtowni, zwierza się do telefonu. Narrator ogłasza klęskę powstania. Pan z Wąsem sprzedał wszystkie karabiny. Zwija stoliczek turystyczny i znika. Narrator patriotycznym głosem dziękuje za udział w rekonstrukcji i zaprasza za rok.

To była ostatnia rekonstrukcja na Morskim Oku. Miasto nie dało forsy? Zmieniła się polityka historyczna? Może rekonstruktorzy przerzucili się w inne czasy?

Najbardziej brakuje mi jednak Pana z Wąsem. Rodziny pozujące do zdjęć z karabinami, to było coś. W ogóle - kiedyś było ciekawiej. Ten felieton jest dla Pana, Panie z Wąsem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji