Artykuły

Romantyzm w szarej tonacji

Liczba przedstawień na Scenie Rzeczypospolitej jest imponująca. Tylko w maju pokazano aż cztery spektakle. Lecz liczby świadczące o wielkiej prężności organizatorów muszą zastanawiać. Wiadomo, że takiego tempa nie sposób utrzymać, zważywszy (mam nadzieję, że wciąż obowiązujący) postulat najwyższej artystycznej miary. Pytanie więc, co dalej? Czy Scena sięgnie po twórczość parateatralną? Już prezentował się dwukrotnie Cricot-2 Tadeusza Kantora. Przyjeżdżał laureat BJTEF 83 Janusz Wiśniewski. Nadal jednak zostałe otwarta formuła Teatru Rzeczypospolitej i miejsce w nim na ryzyko eksperymentu. Wyobraźmy sobie tutaj występy np. Akademii Ruchu lub Gdyńskiego Teatru Instrumentalnego. Sukces to, czy porażka?

Zostawmy jednak kwestie dnia jutrzejszego i wróćmy teraz do spraw bieżących. Otóż ostatnio odwiedził tę Scenę Łódzki Teatr im. Jaracza ze spektaklem Dziadów. Właściwie na początku sytuacja była nie tyle romantyczna, ile absurdalna. Jeszcze niedawno ktoś "dobrze poinformowany" rozpowszechniał wiadomość, że arcydramat Mickiewicza stał się u nas literaturą zakasaną. Cała plotka, mimo kosmicznej głupoty (a może właśnie dlatego) przedostała się w eter. Wspomniał o tym zresztą rzecznik prasowy rządu. No cóż? Habent sua fata brednie.

Tymczasem w końcu marca Maciej Prus przedstawił łódzkiej publiczności Dziady. Teraz spektakl ten pokazano na Scenie Rzeczypospolitej. Sama inscenizacja, choć ciekawa (reżyser wystawiał już Dziady pięć lat temu - prem. Gdański Teatr Wybrzeże), budzi rozmaite wątpliwości. Szczęśliwie innego rodzaju niż program, który zadziwia doborem przytaczanych sądów. Oto dwa cytaty.

"Są te Dziady rodzajem katharsis, próbą zrozumienia tego, co się stało, i co się ma jeszcze stać, a także próbą wyjaśnienia jednostkowych (lecz przecież 1 symbolicznych) kondycji bohaterów - natchnionego wieszcza, który chce być mistrzem i duchowym przywódcą narodu, udręczonej matki-Polki i wreszcie zgłębienia losu zbiorowego".

"Podstawowy wymiar uniwersalności romantyzmu tkwi bowiem w fakcie, że mówił on o różnych niewolach i ujawniał rozmaite postacie niepodległości. Wysiłek "wybicia się na niepodległość", podejmowany prawdziwie romantycznie, mieni się ciągle niewyczerpanym i może niewyczerpywalnym - bogactwem znaczeń".

Tak zebrawszy od pana Pysiaka (pierwszy cytat) i pani Janion (drugi cytat) sumę informacji maksymalnie nieczytelnych, można było bez kompleksów obserwować przedstawienie.

Jakie zatem Dziady proponuje nam Maciej Prus? Oszczędne w zestawieniu środków inscenizatorskich (scen. A. Witkowski). Najwięcej wyrazu posiadają sceny obrzędu. Reżyserowi udało się w nich znakomicie połączyć ruch gromady z działaniami poszczególnych postaci. Zdyscyplinowany w każdym geście i sposobie przekazu wiersza Guślarz Zbigniewa Józefowicza będzie tym, który wprowadzi nas w krąg romantycznej metafory. On, a nie Gustaw - Konrad. Co prawda Mariusz Wojciechowski nie szczędzi sił, ale niestety okazuje się bezradny wobec marzeń i wahań swego bohatera. W ogóle trzeba powiedzieć, że III część, nie uzyskawszy szerszej perspektywy po prostu nuży. Artystyczne nieporozumienie stanowi rola Księdza Piotra (Mariusz Saniternik). Aktorowi zabrakło dojrzałości. Nie ma więc tragicznego sporu. Jest elokwencja. Zbladły również sceny więzienne. Ale największą pretensję miałabym do koncepcji "Snu Senatora". Wspaniała ekspresja dramatycznego obrazu ginie. Nawet tak doświadczony aktor jak Ryszard Kotys niewiele może uratować. Dopiero tym, co ocala symbolikę III części, okazuje się światło. Tu widać wyobraźnię reżysera. Jest zatem niedopowiedzenie, niepokój a wreszcie i nostalgia. Wówczas ujawnia się nasz romantyczny rodowód. Widz ma więc szansę określenia własnego za lub przeciw. Z tej poetyki wywodzi się również choreografia Ewy Wycichowskiej. Trwa niezwyczajny taniec. Ruch zmienia się w pozę.

Pamiętam świetny spektakl Jana Macieja Karola Wścieklicy, który Prus zrealizował w 1969 roku (Teatr Koszaliński). Było to jedno z najlepszych Witkacowskich przedstawień, jakie kiedykolwiek widziałam. Potem często spektakle Prusa zwracały uwagę widzów i krytyki. Lecz teraz podjąwszy się z łódzkim zespołem pracy nad Dziadami, został inscenizator przy zarysie widowiska. Mimo wielu interesujących odniesień - szara tonacja III części ciąży nad wizją całości. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji