Artykuły

Sceniczne kuriozum Krystiana Lupy

"Zaratustra" w reż. Krystiana Lupy w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Przedstawienie "Zaratustra" kipi od nadmiaru reżyserskiej pychy.

Kiedy prorok Zaratustra podczas swej wędrówki trafia na głos pochodzący z ust "wyższego człowieka", są to zawodzenia z offu samego Lupy.

Jego utożsamienie się z nietzscheańskim "nadczłowiekiem" wydaje się tym bardziej niestosowne, że widowisko, które popełnił, jest totalną klęską.

Nietzsche wszystkim zniechęconym do tradycyjnych religii ogłosił, że "Bóg umarł". Był przekonany, że jego "...Zaratustra" stanie się manifestem nowej wiary. Przypomina zresztą bardziej traktat teologiczny niż filozoficzny, który na scenie momentalnie ujawnił swą adramatyczność.

Na nic zdały się próby uatrakcyjniania go: projekcjami wideo, obnażonymi, pożal się Boże, męskimi wdziękami, natrętnymi publicystycznymi wtrętami. Złożyło się to wszystko na widowisko pozbawione siły wyrazu, mętne, bełkotliwe, manieryczne, puste i niemiłosiernie długie.

Zdać by się mogło, że Lupa parodiuje w nim samego siebie. W części trzeciej - wg sztuki Einara Schleefa "Nietzsche. Trylogia" - mamy znowu do czynienia z niezrozumianym filozofem geniuszem, co przerabialiśmy w o niebo lepszych wydaniach, np. w "Kalkwerku", "Rodzeństwie" czy "Wymazywaniu". Podobnie jak i odtrącenie przez najbliższą rodzinę.

Tym razem głównego bohatera prześladują siostra i matka, ukazane jako drobnomieszczańskie monstra i posunięte do granic karykatury "wampiry energetyczne".

W jednej ze scen pojawia się postać w stroju jednoznacznie kojarzącym ją z Janem Pawłem II. Wożona jest na wózku i podłączona plątaniną przewodów do rozmaitych kroplówek, butli ciśnieniowej oraz do akwarium, w którym leżał obłożony pijawkami człowiek, nazwany Sumiennikiem.

W kontekście niedawnego odejścia Ojca Świętego koncept to - najłagodniej mówiąc - nietaktowny. I ryzykowny, zważywszy, że owa postać nosi miano Ostatniego Papieża. Podejrzewam, że Benedykta XVI tego typu "rewelacja" Lupy przejmie równie mocno, jak Boga mogło obejść stwierdzenie, że umarł. Jeśli ktoś poległ, to reżyser, którego ostatniemu tworowi scenicznemu żadna reanimacja pomóc nie jest już w stanie, skoro nie ma w nim ani jednej poruszającej sceny czy intrygującej roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji