Artykuły

Toksyczne dzieciństwo, czyli jak z ofiary stać się katem

"Znikomość" w reż. Andre Hübnera-Ochodlo w Teatrze Atelier w Sopocie. Pisze Łukasz Rudziński w portalu trojmaisto.pl.

Kto z nas nie był świadkiem, sprawcą lub ofiarą przemocy w szkole? Czasem z pozoru niewinna zabawa kosztem innych ma poważne konsekwencje. Niekiedy maltretowany, tłamszony przez rówieśników desperat postanawia się zemścić. Gazety donoszą później o wstrząsającej szkolnej masakrze.

"Mój głos jest głosem wszystkich poniżonych i sponiewieranych" - krzyczy przyszły zamachowiec, dorabiając niebezpieczną ideologię do swojej makabrycznej rewolucji.

Maciej Półtorak podczas trwającego prawie 100 minut przedstawienia dwoi się troi, by przyciągnąć uwagę widzów. Monodram nie nuży nawet przez moment.

W spektaklu wykorzystano podkreślające osamotnienie bohatera fragmenty filmu "Białe zwierzęta" Jerzego Afanasjewa, z udziałem wybitnego trójmiejskiego aktora Ryszarda Ronczewskiego.

Takie wydarzenie stanowi punkt wyjścia sztuki Larsa Noréna "Znikomość", ukazującej w formie paradokumentu ostatnie chwile przed tragedią w niemieckim Emsdetten. W 2006 roku jeden z uczniów tamtejszej szkoły najpierw postrzelił pięciu nauczycieli oraz kolegów z klasy, a potem popełnił samobójstwo. Historia premierowo pokazywana w koprodukcji Teatru Atelier i Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie jest artystyczną próbą rekonstrukcji sylwetki samobójcy. To nie był przypadek odosobniony. Podobne zbrodnie co jakiś czas wstrząsają opinią publiczną na całym świecie.

Reżyser i scenograf przedstawienia, André Hübner-Ochodlo, bohatera tego monodramu umieszcza w zuniwersalizowanej przestrzeni szkolnej - ni to w klasie (szkolne ławy i tablica), ni to na sali gimnastycznej (materace zawieszone po bokach sceny). Od widzów dzieli go zbudowana z liny siatka, dająca pozór więzienia.

Widzowie zaś są świadkami zwierzeń przyszłego zamachowca. Grający go Maciej Półtorak pojawia się na scenie w dobrze skrojonej marynarce, galowo ubrany, z zapożyczoną z kreskówki maską myszy na głowie. Zwraca się do widzów konfidencjonalnym dziecięcym szczebiotem, który szybko po zrzuceniu maski przejdzie w raz jazgotliwy, raz demoniczny, raz faszystowski ton człowieka zdecydowanego na bardzo dużo.

Bo bohater "Znikomości" przegrał już wszystko, co było według niego do przegrania. Szykanowany, przyciskany przez rówieśników do gorącego kaloryfera, przypiekany rozgrzanym kluczem, bity, poniżany, z sypanym do ust piaskiem, nigdy nie pogodził się z faktem, że jest pośmiewiskiem kolegów i zepchniętym na margines wyrzutkiem społeczeństwa. Znienawidził ludzi i szkołę, w której był maltretowany. Przysiągł wszystkim zemstę.

Ochodlo w osobie zamachowca widzi kontestującego rzeczywistość agresywnego buntownika, ale też odrzuconego, osamotnionego, wrażliwego chłopca. Z jednej strony to miotająca się w klatce i rzucająca na ludzi (dosłownie) bestia, z drugiej zagubione, zakompleksione, wystraszone duże dziecko. Monodram odczytać można jako momentami drapieżny, momentami wzruszający lament pozbawionego złudzeń, ale pełnego pretensji do świata, aspołecznego pesymisty.

Wielką pracę wykonał aktor Maciej Półtorak, który w czasie przeszło półtoragodzinnego spektaklu ogrywa dziesiątki rekwizytów, biega, krzyczy, śpiewa, wyje, długie partie tekstu podaje zmienionym zmodulowanym głosem. Jest przy tym upozowany na grzecznego niemieckiego chłopca - ładnie ubrany blondynek z niebieskimi oczami, kwadratową szczęką i ujmującym uśmiechem, w toku trwania spektaklu zmieniającym się w krzywy grymas.

"Znikomość" ma uwierać, wybić nas z przyzwyczajeń do powierzchownego klasyfikowania dobra i zła, wstrząsnąć bezmiarem agresji wywołującej dalszą agresję. I to się Ochodlo i Półtorakowi udaje. Brutalny, epatujący przemocą tekst przeraża, ale prowokuje do myślenia. Dlatego widzowie, do których jednak za często aktor zwraca się wprost, wręcz się do nich wdzięcząc, dostają rolę niemego obserwatora, ławnika, czy też świadka przysięgłego procesu nad duszą potępioną.

Siedząc na krześle vis a vis "Złego", poznajemy powody, dla których stał się potworem. Mamy czas skonfrontować jego traumatyczne wspomnienia ze swoimi doświadczeniami. Na koniec możemy ocenić i wydać wyrok. Pełna skupienia, kilkudziesięciosekundowa cisza po pierwszym sopockim pokazie spektaklu, wskazuje na to, że werdykt wcale nie jest taki oczywisty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji