Trzy widowiska
WYDARZENIEM tegorocznego sezonu teatralnego w kraju jest "Marchołt gruby a sprośny" Jana Kasprowicza, wystawiony przez poznański Teatr Polski. Ten wielki dramat narodowego neoromantyzmu, godny, by stanąć obok "Wesela", splot średniowiecznego moralitetu i ludowego misterium, utwór nierówny, ale przebogaty, w którym krzyżują się mickiewiczowskie bunty przeciw najwyższym autorytetom i Wyspiańskiego wizja przyszłości, dobrze odczytany i oczyszczony z młodopolskiej maniery i taniego symbolizmu, powinien stać się ważnym ogniwem w ojczystej literaturze scenicznej.
"Marchołt..." podejmuje stary, odwieczny temat chłopa wyniesionego na tron, a później z tronu strąconego, temat u nas znany w wersjach najprzeróżniejszych, od tekstów Piotra Baryki ("Z chłopa król"), do Zabłockiego i "Króla w kraju rozkoszy" i Słowackiego "Balladyny". Marchołt ze sztuki Kasprowicza jest krewnym Grabca, szekspirowskiego Puka, Gamonia z komedii Zabłockiego i wielu, wielu innych bohaterów literackich. Marchołt Kasprowicza góruje jednak nad tamtymi siłą, charakterem, nie jest postacią komiczną. Stylistyka szopki, ludowej baśni nie przesłania nam prawdy, że przeżywa on tragedię, że "życie wyślizguje się z rąk Marchołta jak żmija, zadaje mu raz po raz wiele złośliwych ukąszeń". Ostatnie słowa napisała Maria Kasprowiczowa. Jej zawdzięczamy także, że przetrwały opinie samego Kasprowicza o sztuce, jego pragnienia, by uczynić z "Marchołta" wielki persyflaż życia, ironiczną historię grubego, sprośnego chłopa, jego miłość, czyny, śmierć.
Marek Okopiński wystawiając w Poznaniu dzieło Kasprowicza (transmitowane w ubiegły piątek przez telewizję) utrafił we właściwy styl widowiska. Stworzył ludowe jasełka, autentycznie plebejskie, czyste w rysunku plastycznym i w interpretacji aktorskiej. Tragikomiczne misterium miało nie podrabiany czar ludowości, chłopską poezję i chłopską filozofię.
Innym zjawiskiem zasługującym na uwagę stały się poniedziałkowe "Dwie humoreski o stosunku do zwierząt" Sławomira Mrożka. Przedstawienie składało się z dwóch utworów: znanego szerszej publiczności (również olsztyńskiej) "Kynologa w rozterce" i nie wystawianego jeszcze dotychczas nigdzie "Jelenia".
Teatr Mrożka i świat przez niego stworzony mają już stałe miejsce w naszym życiu artystycznym. Nie ma chyba dzisiaj czytelnika i widza, który odmawiałby Mrożkowi oryginalności, rangi literackiej, siły oddziaływania. Mrożek odwołuje się bowiem do współczesnego, naszego, polskiego życia, chociaż z realiów, wyobrażeń, poglądów, stereotypów literackich buduje sytuacje z pozoru dziwaczne, logicznie niespójne, kontrastujące. Ciągłe zestawianie doświadczeń różnych epok, tradycji literackich, odległych prądów artystycznych, poglądów środowisk prowadzi go do niezwykłych efektów, niepokojących wyobraźnię. "Kynolog w rozterce" i "Jeleń" nie są przecież wyłącznie historyjkami o umiłowaniu przyrody, nikłe fabułki sztuk kryją w swoim wnętrzu mnóstwo problemów poważniejszych, o tym na przykład, jakim jest człowiek naprawdę, a jaką "twarz" przybiera dla otoczenia, jak układają się stosunki między ludźmi w grupach społecznych, jak łatwo ulegamy presji, psychozie.
Spektakl poniedziałkowy znakomicie wyreżyserowany przez Erwina Axera, należał do najlepszych osiągnięć teatru telewizji. Groteskowa scenka "Jeleń" i tragikomiczny "Kynolog w rozterce" miały świetnych wykonawców. Najbliższy stylistyce Mrożka był Mieczysław Czechowicz w "Kynologu...", "fredrowski" wiersz mówił z patosem, z żartobliwą wzniosłością. Doskonały był również Mieczysław Pawlikowski jako pasażer - prowodyr w "Jeleniu", nie ustępowali wymienionym Wiesław Michnikowski i Tadeusz Fijewski, Henryk Borowski i Elżbieta Czyżewska.