Artykuły

Co głośne w polskim teatrze

IV Festiwal Wybrzeże Sztuki w Gdańsku podsumowuje Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Ubiegłoroczny Festiwal Wybrzeże Sztuki wspominam jako teatralną ucztę. Podano na nim mało, ale bardzo smacznie. IV Festiwal Wybrzeże Sztuki, który skończył się w niedzielę, ułożono inaczej - było o wiele więcej i znacznie różniej.

Zobaczyliśmy siedem przedstawień, dwa razy tyle co rok temu. Siedem przedstawień bez widocznego wspólnego mianownika. Warszawski Och-Teatr przywiózł "Kozę, albo kim jest Sylwia" Albee'ego, a również warszawski teatr Imka spektakl Mikołaja Grabowskiego "O północy przybyłem do Widawy, czyli opis obyczajów III".

Te akurat przedstawienia coś w rodzaju wspólnego mianownika miały - pokazywały co i jak gra się w prywatnych warszawskich teatrach. Zobaczyliśmy, że gra się w nich przy minimum scenografii i że o powodzeniu sztuki decydują aktorzy. W zabawnym spektaklu Grabowskiego, jego kolejnym zjadliwym studium sarmackiej spuścizny, tworzyli oni zgrany team, ale już w Och-Teatrze drugi plan, za plecami duetu Marii Seweryn i Piotra Machalicy, budził zakłopotanie.

Po drugie zaś obejrzeliśmy przedstawienia trójki głośnych reżyserów, Mai Kleczewskiej, Grzegorza Jarzyny i Jana Klaty. Ten ostatni, znany w Trójmieście z kilku przedstawień, tym razem zawiódł, przynajmniej mnie. Jego eksperymentowanie z teatralno-oratoryjną formą w przedstawieniu "Utwór o matce i ojczyźnie" Teatru Polskiego we Wrocławiu dawało wrażenie nadmiaru formy nad treścią. Ale to i tak nic w porównaniu z przeładowanymi ekspresją widowiskami Mai Kleczewskiej.

Mogliśmy zobaczyć, jak ta reżyser dwukrotnie mierzy się z tym samym tekstem, "Babel" [na zdjęciu] Elfriede Jelinek. Wersja pierwsza, zrealizowana w bydgoskim Teatrze Polskim, obudziła we mnie same wątpliwości. Poświstując po wyjściu z teatru refren jednej z piosenek (cytuję z pamięci) - "wsadź sobie w dupę rurę i dmuchaj w nią", zastanawiałem się, czy aby rozbuchaniem tego widowiska nie przykrywa się podobnych niby-głębin. A już wsadzanie symboli religijnych w spektakl, w którym tak biologicznie pokazuje się człowieka, wydało mi się karkołomne. Ku mojemu zdziwieniu więcej wyniosłem z przedstawienia "Babel 2", zrealizowanego przez Kleczewską ze studentami krakowskiej PWST.

W obu tych spektaklach Kleczewska pokazuje świat, który całkiem już wyszedł z formy. Symbolem tego są wyświetlane przez cały czas trwania "Babel 2" obrazki z YouTube'a. Spektakl ma taką właśnie youtubową strukturę, kompletnego, choć jednak kontrolowanego przez reżyser chaosu. Można się burzyć przeciwko widowiskom Kleczewskiej, ale zostaje się po nich z pytaniem, czy aby rzeczywiście nie odbijają one świata, w jakim jesteśmy dziś po czubek głowy zanurzeni.

Dla mnie jednak objawieniem festiwalu był "T.E.O.R.E.M.A.T.", wyreżyserowany przez Grzegorza Jarzynę w TR Warszawa. Ułożona na podstawie twórczości Pasoliniego opowieść, w której pojawienie się w ustabilizowanym mieszczańskim domu tajemniczego gościa wywraca uświęcony w nim porządek. Trochę podobnie jak u Kleczewskiej tematem jest rozpad świata norm (choć to tylko część tego, o czym sztuka mówi), ale w jak czystej, klarownej formie zostało to przedstawione. Rewelacja! Dla takich przedstawień warto organizować Wybrzeże Sztuki.

Teatr Wybrzeże pokazał się na festiwalu z własną produkcją, tym razem z wydobytą ze stuletniego zapomnienia komedią Adolfa Nowaczyńskiego "Było to nad Bałtykiem", pod nowym tytułem "Willkommen w Zoppotach". Pomysł reaktywacji ostatecznie obronił się, choć z trudem... Pomysł festiwalu - ten obroni się zawsze. Nawet jeśli tegoroczny zestaw nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak rok temu, sama sposobność wyrobienia sobie opinii o tym, co głośne w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji