Artykuły

Gorąco polecam!

"Willkommen w Zoppotach" w reż. Adama Orzechowskiego na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Katarzyna Korczak na Portalu Pomorza.

Na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie, Adam Orzechowski wystawił komedię Adolfa Nowaczyńskiego (1876-1944) "Było to nad Bałtykiem" nadając jej nowy tytuł "Willkommen w Zoppotach". Galeria typów - doborowa. Czyż tak wiele od tamtych czasów się zmieniło? Pomysł, by myśli - niemal zapomnianego autora - na nowo poddać pod rozwagę, nadzwyczajny.

Sztukę wystawiono z okazji inauguracji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, 1 lipca 2011 r.

(...)

"W rękach kobiet, że tak powiem, leżą losy tak narodów, jako też i ludów..."

Jak Adam Orzechowski wystawił komedię "Zdarzyło się w Sopocie" - "Willkommen w Zoppotach" Adolfa Nowaczyńskiego na Scenie Kameralnej w Sopocie? Akcja rozgrywa się, jak chciał dramaturg, w zainscenizowanym gapipudle - kawiarni przylegającej do łazienek morskich dla płci obojga, z widokiem na plażę i kąpielisko. Czas - tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej. A więc - zabory, nadzieja i szansa na niepodległość, plany na inne - lepsze? życie. Spokój, kanikuła, piasek, słońce i woda, pływają łabędzie, mewy na balustradach. Wchodzą i wychodzą barwni bohaterowie przedstawienia - z Warszawy, Poznania, Grodna, Białegostoku i z Paryża. Wolniutko rozwija się akcja, ale nie ona jest najważniejsza. Nowaczyński - Orzechowski postawili na konfrontację postaw i idei obecnych reprezentantów trzech zaborów. W centrum uwagi jest bohater obcy - przybyły z Prus na krótką kanikułę, spieszący na manewry floty morskiej, Jego Książęca Mość Otto XXIX, panujący książę Gelsenkirchen-Recklingshausen z młodszej linii. I tak zebrani na letnisku Polacy postanowili wybawić Ojczyznę knując spisek damsko - męski. Pomysłodawca, zapatrzony na Zachód - radca Rakuzki (Mirosław Krawczyk) ze wspierającą go żoną (Maria Mielnikow-Krawczyk) - z Galicji - chcą podstawić księciu uroczą panią Karpińską, zwaną Lalą, bo, jak mówi: "W rękach kobiet, że tak powiem, leżą losy tak narodów, jako też i ludów..." Może wtedy wpływowy Książę porozmawia z kim trzeba w salonach i Polska odzyska wolność.

Rakuzki z Lolem Karpińskim, mężem Lali, rodem z Rumunii, planują przebieg zdarzeń, wychodząc z założenia, że ()" na ołtarzu dobra publicznego... Czasem należy nam dużo, dużo poświęcić z siebie dla rodaków... dla dobra rodaków."() Karpiński wprawdzie wyraża wątpliwość, że: "Może nawet wszystko, ale nie żonę...", ale na wszystko się godzi, wykazując bezwolność, a w dalszym przebiegu akcji niezgulstwo i gapowatość. Rakuzki zapędza się w umilaniu się do zaborcy "Myśmy z rąk Germanii macierzy wszystko dostali! I chrzest, uważasz pan i koronę królewską Bolesławów, i tytuły hrabiowskie, panie, konstytucję! sejm..".

Do akcji wkraczają panie. Intryga postępuje, trwają plotki, pogaduszki o zakupach w gdańskich sklepach u Bergsteina i Adelsztajna, o cenach i modzie. Zgodnie pada stwierdzenie, że pani Karpińska to najlepszy kąsek dla księcia, bo () "jest pięknością i egzotyczną, i tak aktualną. I dlatego ma modne ciało, że tego ciała jest mało".

Z pasją odtwarzał slang językowy czasów przeszłych

Ale misternie planowana intryga kończy się wielką klapą, w paradę wchodzi malarz futurysta, ekspresjonista i prymitywista Ziutek Kiełb z Paryża (Piotr Chys), którego za wszelką cenę, początkowo bezskutecznie, pragnie odciągnąć matka, pani Kiełbina z Ojran na Litwie (Wanda Neumann). Ale nie to jest najgorsze. Książę bowiem - jak się okazuje - nie gustuje w modnych kobietach - "wykałaczkach", a i nowy kostium kąpielowy, specjalnie kupiony na tę okazję, nie przypada mu do gustu. Wszystko odwraca się w innym kierunku, Książę zachwyca się warszawiankami - pulchną kobiecą figurą i umiejętnościami pływackimi, za które zdobyła mistrzostwo w Ostendze, panią Śledzińską (Małgorzata Oracz). Idzie następnie na partię tenisa z panią Linowską, która wygrała zawody w Baden - Baden (Marzena Nieczuja-Urbańska). Państwo Karpińscy w popłochu wyjeżdżają do Warszawy. A Ziutek maluje modny - nieudaczny portret - bohomaz księcia co chwila mieszając towarzyskie szyki.

W przedstawieniu dużo się dzieje, ale najistotniejsze jest, jak o tym mówi dramaturg, jakie słowa wkłada w usta poszczególnych bohaterów. Bo cały smak tego scenicznego dzieła zawiera się w języku. Nowaczyński znany był z rozmiłowania w realiach. Z pasją odtwarzał slang językowy czasów przeszłych. Z mistrzostwem stylizował mowę. W sfingowanym auto wywiadzie przypisywał sobie zasługę odtworzenia "autentycznych dziesięciu polskich języków" i zarozumiale stwierdził: "Mam wrażenie, że moi współcześni jeszcze się na tym nie poznali () Za lat mniej więcej 25 lub 30, kiedy mnie jako autora dramatycznego odkryją, dopiero wtedy znajdzie polska elita intelektualna zmysł i smak dla tych galwanizacyj językowych ()"

Wanda Neumann jako Kiełbina - wielka sceniczna kreacja. Piotr Biedroń jako Książę - wspaniały debiut

Ten językowy mimetyzm obecny w komedii Nowaczyńskiego stanowi dla aktorów wielkie wyzwanie. Od tego, czy udało im się sprostać zadaniu zależy odbiór postaci i czytelności całego przedstawienia. Spektakl powinien być zabawą słowną, igraszką dającą wykonawcom i odbiorcom wiele przyjemności. Udział w spektaklu Wandy Naumann podkreślić trzeba w sposób szczególny. Ona jedna z obecnego zespołu występowała przed laty w "Cyganerii warszawskiej". Neumann grając panią Kiełbinę z Ojran na Litwie stworzyła wielką sceniczną kreację. Wczuła się w postać jej powierzoną, jest ciepłą litewską matką, taką, co to życie dla swojego jedynaka, Ziutka, nasączonego już wprawdzie Paryżem, ale "wykapanego Kiełba", by oddała. Mówi z litewska, z prześlicznym, ciepłym wschodnim zaśpiewem. Każdej jej słowo jest czytelne, każda fraza jasna. Równie adekwatnie do roli się porusza, tworzy postać pełną i wyrazistą.

W roli J. Książęcej Mości, Otto XXIX wystąpił Piotr Biedroń, tegoroczny absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, od końca maja tego roku zatrudniony w zespole Teatru Wybrzeże na etacie. Młodziutki aktor powiedział nam tuż przed premierą:

- Urzekają mnie u Nowaczyńskiego typy ludzkie. Oglądałem zdjęcia z tamtej epoki, żeby zobaczyć, jakie były normy. Spacerowałem wczoraj po plaży w Sopocie, wnikliwie obserwowałem i stwierdziłem, że charaktery ludzkie się nie zmieniły. Słuchałem, co i jak mówią i wyobrażałem sobie, że jestem księciem. Takie same są, jak u Nowaczyńskiego, kobiety, pokazują się w modnych kostiumach. Mężczyźni - opaleni, muskularni, pływacy, słyszałem, że ktoś idzie grać w tenisa. Budując rolę bardziej starałem się skupić na dniu dzisiejszym. Bo czyż nie ma teraz postaci, które dużo mogą i czyż ludzie się do nich nie przymilają?

Piotr Biedroń stworzył postać pełną, dopracowaną w każdym szczególe - językowym i pod względem ruchu. Jako Książę jest elegancki, kulturalny, wytworny, dystyngowany i otwarty na ludzi i nowe trendy w sztuce. Jednocześnie wyniosły i zadufany w sobie. Wielbiący i szanujący kobiety - nie tylko za urodę, ale i wymierne sukcesy sportowe. W sposób wyrafinowany uprzejmy, stara się rozmawiać po polsku - z potknięciami, lecz z wdziękiem. Mężczyzn traktuje stosownie do ich pozycji, nierzadko z lekceważeniem, na co oni, w uniżoności, sypiąc pochlebstwami, nie zwracają uwagi. Debiut ze wszech miar udany, z pewnością w niejednej znakomitej roli go wkrótce zobaczymy.

Chwila refleksji nad tworzącą się na naszych oczach wspólnotą europejską, nad nową Europą

Katarzyna Kaźmierczak (Pani Karpińska - Lala) grała, jak mogła, ciałem, ale jej artykulacja zbyt głośna i monotonna, nie zawsze potrafiła wydobyć smaki z powierzonych słów. Wspaniałe były panie: Marzena Nieczuja-Urbańska (Pani Linowska) - uwodzicielska, przystojna i Małgorzata Oracz (Pani Śledzińska) - pulchniutka, apetyczna, zadowolona z życia kobietka. Postać suchą, wyrachowaną i ograniczoną stworzyła Maria Mielnikow-Krawczyk (Pani Rakuzka z Galicji).

Ziętek Kiełb (Piotr Chys) jest - jak chciał Nowaczyński - nonszalancki i bezczelny, rozchełstany, pewny siebie i mający wszystkich i wszystko za nic, lekceważy również Księcia i kobiety. Świetnie - również językowo - wcielił się w rolę Rakuzkiego Mirosław Krawczyk. Niedużą rolę Prezesa Karasińskiego z Poznania, eleganckiego pana starej daty z zasadami, stworzył, mistrzowsko, Andrzej Nowiński, artysta, który w dniu premiery obchodził 50 lecie pracy twórczej. Gratulujemy! Panowie Zbigniew Olszewski (Graf Von Hutten-Paradowsky i kapitan a' la suis) oraz Jarosław Tyrański (Von Witzewitz, Adiutant Księcia) umiejętnie iż wyczuciem zagrali otoczenie Księcia. Ewa Jendrzejewska (Olga Symchówna Wasserbauch z Grodna) zbudowała postać zatopioną w filozofii, nostalgiczną, poprawnie. Robert Ninkiewicz (Stieńka Abramowicz Papkind z Białegostoku) okazał się zbyt toporny i krzykliwy, nie mógł zachwycić. Maciej Szemiel (Kelner Golonke z Kaszub) wykonywał i powtarzał te same ruchy mechanicznie.

Reżyser Adam Orzechowski przed premierą powiedział: "Udało się Nowaczyńskiemu wykreować sopocką wieżę Babel, tygiel multikulturowy, który pozwala na chwilę refleksji nad tworzącą się na naszych oczach wspólnotą europejską, nad nową Europą." W spektaklu zachował wierność tekstowi, tylko nieznacznie go skrócił i bardzo dobrze. Pozwolił aktorom wygrać się stosownie do talentu i możliwości. Wprowadził parę zabiegów własnych, na przykład: kazał pani Karpińskiej zepchnąć nogą Księcia z pomostu (sic! - nawet dziś byłoby to w kulturalnym towarzystwie wielce niestosowne). Dopisał słowo "dupa". Kazał pani Linowskiej wrzeszczeć, gdy książę poprosił ją o zagranie partii tenisa z nim, mówiąc: "Niech mi pani zrobi jedną wielką laskę... Niebywałą przyjemność! Niech mi pani nie odmówi, tego!. Ponadto kazał Kelnerowi zbyt wiele razy powtórzyć - tam, gdzie już ich nie było - słowa "Ze względów higienicznych uprasza się o nieplucie na podłogę!, co było niesmaczne. Dobrym pomysłem było wyposażenie pani Kiełbiny w kijki do chodzenia. A w czasie przedstawienia i na zakończenie puścił w ruch kolorowe bączki - symbole polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.

Scenografia Magdaleny Gajewskiej umowna, prosta, czytelna, sympatyczna. Kostiumy pań - eleganckie, stosowne do środowisk, z których się wywodzą. Panów ubrano równie adekwatnie do powierzonych im ról. Dobrze dobrana muzyka - jako tło, cichutko, dopełnia całości.

Wybranie się na "Willkommen to Zoppot" gorąco polecam! Przedstawienie warte obejrzenia, starannego wysłuchania i przemyślenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji