Komorowska "U celu"
Tydzień po premierze "Tanga" Sławomira Mrożka Teatr Współczesny w Warszawie wystąpił z nowym spektaklem "U celu" Thomasa Bernharda w reżyserii Erwina Axera.
Dziwić może fakt, że "Tango", które będzie niewątpliwie przebojem Współczesnego, grane jest dla niewielkiej widowni w nowo otwartej sali "W Baraku", a trudną sztukę Bernharda wystawiono na dużej scenie.
Oczywiście przedstawienie "U celu" również znajdzie swoich amatorów, zwłaszcza pośród tych, którzy pamiętają, wyreżyserowany kilka lat temu przez Axera inny dramat Bernharda "Komediant" z wielką rolą Tadeusza Łomnickiego. Twórczość austriackiego pisarza, uważanego za jednego z najwybitniejszych współczesnych dramaturgów, znana jest teatromanom także dzięki znakomitym spektaklom Krystiana Lupy - "Kalkwerkowi", "Immanuelowi Kantowi" i "Rodzeństwu". Nie ma co jednak ukrywać, że wizja świata i człowieka przedstawiona w utworach Bernharda jest tyleż fascynująca, co odpychająca.
"U celu", podobnie jak "Komediant", ma właściwie jednego bohatera, który nieustannie mówi. W pierwszej części sztuki grająca rolę matki Maja Komorowska, nie wstając prawie z fotela opowiada o swoim życiu. Z tego, pełnego obsesji, marudnego monologu wyłania się obraz kobiety-potwora, która psychicznie zadręcza najbliższą sobie osobę, córkę (w tej roli Agnieszka Suchora). Patologiczne relacje między matką a córką komplikuje pojawienie się mężczyzny - dramatopisarza (granego przez Jacka Mikołajczaka). W sztuce Bernharda nie jest ważne, czym się kończy spotkanie tych trojga ludzi, jaki osiągają cel. Autor pokazuje skomplikowany splot psychologicznych zależności, który zdaje się nie mieć rozwiązania.
"U celu" we Współczesnym jest przede wszystkim popisem gry aktorskiej Mai Komorowskiej, która nie schodząc ze sceny przez ponad dwie godziny skupia na sobie uwagę. Z pewnością nie można polubić bohaterki granej przez Komorowską, ale może zafascynować sposób, w jaki aktorka kreśli jej wizerunek.