Lekkość salonowa
"Semiramida" Macieja Wojtyszki wystawiona w warszawskim Teatrze Współczesnym przez Erwina Axera zaczyna się tak. Na scenę wchodzi Denis Diderot (Zbigniew Zapasiewicz). Ubrany w ozdobny szlafrok, jedząc sałatę, zwraca się wprost do publiczności z pytaniem, czy chce posłuchać opowieści o "amorach filozofa". I tak już będzie stale. Diderot jest głównym bohaterem, a jednocześnie narratorem tej historii. Jego - skierowane bezpośrednio do widzów - opowiadanie nadaje jej lekki ton i rytm. Czasem akcja ulega zwieszeniu, a my słyszymy komentarz filozofa do ostatnich zdarzeń.
Literacka forma dramatu Macieja Wojtyszki ma decydujący wpływ na jego sceniczny kształt - na to, jak grają aktorzy i na reżyserię Erwina Axera. Z początku mogło dziwić, że ten wybitny twórca, od dłuższego czasu pracujący w Polsce wyłącznie nad tekstami Sławomira Mrożka, sięgnął po utwór drugiego reżysera, bo taka jest podstawowa profesja Wojtyszki. Jednak po przeczytaniu "Semiramidy" i obejrzeniu przedstawienia we Współczesnym zaskoczenie mija. Elementem, na którym zbudowany jest dramat i spektakl, jest lekki, błyskotliwy, skrzący się dowcipem dialog. On właśnie usuwa w cień aktorskie działania. Najważniejsza jest konwersacja i jej podporządkowane jest wszystko inne. Tu zdziwienie musi ustąpić całkowicie, gdyż trudno znaleźć dziś wśród polskich reżyserów większego mistrza teatru konwersacyjnego niż Erwin Axer.
Już na początku przedstawienia odnosimy przyjemne wrażenie, że oto jesteśmy w miejscu znanym, do którego się przyzwyczailiśmy i czujemy się tu dobrze - w teatrze Erwina Axera. Czytelna, tradycyjna scenografia Ewy Starowieyskiej z pięknym widokiem Petersburga za oknem; stylowe, bogato zdobione kostiumy; sprzętów ani za dużo, ani za mało - tworzą jak zawsze akuratną plastyczną stronę inscenizacji.
Niewiele nowego odnajdujemy również w aktorstwie głównych wykonawców. Wiodącą rolę Diderota gra Zbigniew Zapasiewicz, który w ostatnich przedstawieniach Axera również kreował głównych bohaterów - Zachedryńskiego w "Miłości na Krymie" i tytułową postać w "Ambasadorze" Mrożka. W jego portrecie Diderota dominuje dystans do roli i opowiadanej historii. Od razu widać, że Diderot Zapasiewicza mądrością i inteligencją przewyższa innych, a jedyną osobą, którą szanuje, a może nawet kocha, jest caryca Katarzyna II (Joanna Szczepkowska). W roli Zapasiewicza brakuje chyba głębszego wejrzenia w kreowaną postać. Dwuznaczna rola francuskiego filozofa na dworze carycy okupiona została przecież ceną konformizmu, zaś w kreacji Zapasiewicza błyskotliwa ironia zastąpiła chyba tę gorzką refleksję.
Joanna Szczepkowska w roli Katarzyny II umiejętnie ukazuje cienką linię dzielącą władczynię wielkiego państwa i spragnioną uznania kobietę. Do obrazu znienawidzonej w dziejach Polski cesarzowej aktorka wnosi rys delikatności, która po chwili przekształca się w nieustępliwość tyrana. Jacek Mikołajczak w roli cara Piotra sposobem mówienia i poruszania się po scenie potrafi ukazać szaleństwo i tchórzostwo swego bohatera. Najlepszą rolą warszawskiej "Semiramidy" jest jednak caryca Elżbieta, Mai Komorowskiej. Komorowska gra postać epizodyczną i ma do dyspozycji tylko trzy wejścia na scenę. Wszystko, co robi, a gra niezwykle oszczędnie słowem i gestem, znajduje swoje uzasadnienie. Władcza postawa i ton głosu, umiłowanie etykiety sąsiadują z ledwie dostrzegalną tu nutą ironii. Elżbieta jest w pełni świadoma swej roli nie tylko w życiu dworu, ale w historii, którą sama tworzy.
Jest jednak coś, co nie pozwala w pełni pochwalić "Semiramidy" Wojtyszki i Axera. Odnoszę wrażenie, że istotniejsze od tego, co się mówi, jest to, jak się mówi. Lekkość, błyskotliwość, dystans i ironia zabijają pytania postawione w dramacie. Tymczasem oparta na faktach historycznych historia Katarzyny II i francuskiego filozofa i pisarza mogła stać się dyskursem o granicach kompromisu, konformizmie bycia blisko władzy, skazaniu wschodnich narodów na życie w systemie absolutnym. Przedstawienie Axera przechodzi gładko obok tych zagadnień, stając się tylko salonową komedią. Ma być dowcipnie i sympatycznie i jest dowcipnie i sympatycznie. Doceniając kunszt reżyserii oraz aktorstwa pozostajemy jednak z boku, ważne sprawy poruszane podczas kolejnych salonowych konwersacji nie mogą naprawdę nas przejąć.