Artykuły

"Komediant", który wzruszył

"Dobry aktor, to taka rzadkość jak... dupa z wąsami" - mówi Bruscon, dodając jeszcze później, że "teatr to nie jest instytucja do robienia przy­jemności".

Jeśli te kokieteryjne stwier­dzenia padają z ust aktora zna­komitego, jeśli prezentowana przez niego maestria zachwyca, bawi i wprawia w zdumienie, to już wszystko jasne - oglądamy TADEUSZA ŁOMNICKIEGO.

Zresztą, nie tylko jego...

Thomas Bernhard był pisa­rzem szczególnym. Może nawet sam pisał scenariusz własnego życia, skandalizującego, podda­wanego uszczypliwej ocenie, nie dającego się nagiąć do stereo­typów i konwenansów. Po­dobni są bohaterowie Bern­harda. Krytyczni i przekonani o swej wielkości, sarkastyczni, złośliwi, spragnieni miłości, sa­motni.

"Komediant" na lubelskiej scenie gościł dwukrotnie. Tylko. Pierwszy akt jest szary i mo­notonny, pełen powtórzeń, obse­syjnego oczekiwania na decyzję z pozoru bzdurną, która wszakże staje się punktem odniesienia dla bohatera, wydarzeniem naj­ważniejszym, bodźcem dla po­równań, wspomnień, monologu. Jest to monotonia wprowadzająca w błąd. Uczestnicząc w niej, zrazu widz zdumiony za­daje sobie pytanie - czy te powtarzające się frazy nie uśpią nas czasem? Na tle gderania starego komedianta, mimiczny Właściciel Gospody prezentuje się niemal jak rozwrzeszczany wieśniak. Krzysztof Kowalewski pokazuje, że można tak wspa­niale grać bez słów. Tymczasem mistrz się "rozkręca", wszystko nabiera tempa. Łomnicki pokazuje klasę. Na sceną wchodzą kolejni bohaterowie, nie mówiąc nic, będąc tłem Bruscona i to jakim tłem! Obok wspomnianego Krzysztofa Kowalewskiego, w którego zapyziałym zdziwie­niu znajdujemy esencję wiej­skiego marazmu, naiwności i akceptacji byle jakości, reżyser wprowadza Grzegorza Wonsa - młodego Bruscona, nie spełnioną nadzieję starego komedianta. Córkę komedianta gra Agnie­szka Suchora. Jest więc dwoje dzieci, dwa rozczarowania akto­ra, który już wie, że spłodził beztalencia. To jedna strona jego samotności. Druga, to oczekiwanie na odruch miłości, na akceptację, na jakiekolwiek znaki więzi między dziećmi a ojcem. Czeka bezskutecznie. I wreszcie - żona grana, przez Zofię Saretok, o której Bruscon mówi, że jest "rezerwuarem symptomów chorobowych". Kowalewski gra twarzą, Zofia Saretok gra kaszlem!

Komediant jest świadomy przegranej, choć próbuje rato­wać własne złudzenia pochleb­stwem wobec dzieci, wymusza­niem życzliwych gestów. W jego wspomnieniach okoliczne "dziury", w jakich występował urastają do rangi znaczących scen. Jego wielkość budzi litość, śmiech i podziw. Tę całą gamę uczuć wywołał Tadeusz Łomnicki w widzach z największą lekkością. Operując oszczędnym gestem, skrzywieniem brwi, znaczącym przymknięciem po­wiek. Jest nieodkrytym aktorem prowincjonalnym, żyjącym cią­gle między zapachem rosołu i fetoru chlewa.

Czy trzeba Łomnickiego chwalić, skoro wiadomo, że re­prezentuje najwyższą klasę? Co nowego o tej jego roli można jeszcze napisać? Bodaj owacja na stojąco i tłumy siedzące na stopniach widowni, są najbar­dziej wymowne.

Widowisko, które przywiózł do Lublina warszawski Teatr Współczesny było znakomite. Na najwyższą ocenę zasługują też aktorzy, którzy grali z Ta­deuszem Łomnickim, choć w cieniu mistrza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji