Artykuły

Celebryci śpiewu

Gwiazdy opery flirtują z popkulturą! Hańba? A może po prostu opera wraca do źródeł? - pyta Filip Łobodziński w Newsweeku.

Opera zmienną jest. Dzisiaj w Polsce (bo na Zachodzie ten proces trwa już 20 lat) jej gwiazdy schodzą z cokołu, śpiewają piosenki popowe, brylują w programach rozrywkowych, nie stronią od portali plotkarskich. Teraz Alicja Węgorzewska-Whiskerd, od lat funkcjonująca na pograniczu światów opery i popkultury, anektuje scenę popularnego teatru. Zainaugurowany 9 czerwca w stołecznym Teatrze Polonia, specjalnie dla niej napisany monodram Jerzego Snakowskiego "Diva for Rent" jest hymnem na cześć opery, ale oglądanej od kuchni, odartej z sutych szat i cekinów. To oferta dla jej nowej publiczności. Wcześniej Węgorzewska skupiała na sobie uwagę plotkarzy i telewidzów, gdy była jurorką w telewizyjnej "Bitwie na głosy". Intrygowała już to ciałem, już to słowem. Znak czasu czy upadek?

Fenomen Węgorzewskiej skupia w sobie dylemat: jak dalece opera może pójść na układ ze światem kultury popularnej. - Zgodziłam się na udział w "Bitwie", bo chciałam wypromować monodram "Diva for Rent" - wyjaśnia mezzosopranistka. - Zrobiłam to z premedytacją. Dzięki zarabianym pieniądzom mogę fundować stypendia dla dzieci, których rodzin nie stać na wysokiej klasy edukację. Poza tym właśnie zabieram się do budowy szkoły podstawowej i muzycznej. Czyli po prostu autopromocja. I choć pewnie nie w smak to wielu bywalcom opery, ceniącym zarówno piękny śpiew, dyskretny urok Wielkiej Kultury, jak i cały ten sztafaż z kandelabrami i kreacjami wieczorowymi - wiadomo, że opera flirtuje z popkulturą nie od dziś i pełnymi garściami czerpie z "pudełkowych dobrodziejstw".

Po co? Prawda brzmi banalnie i brutalnie: żeby mieć gwarancję natychmiastowej rozpoznawalności. Poza tym chyba każdy, kto choć trochę otarł się o świat wielkich mediów, wie, z której strony posmarowany jest chleb. Nie kryje tego zresztą sama Węgorzewska: - Słyszałam, że zeszłam na psy, ale też słyszałam oznaki zachwytu: wreszcie ktoś z klasyki w świecie mediów! Na rynku zachodnim pojęcie śpiewaczki celebrytki nie jest obraźliwe, przeciwnie - gwarantuje udział w reklamie luksusowych zegarków Omega czy biżuterii Choparda. A my jesteśmy zapóźnieni.

Kiedy światy opery i Pudelka zaczęły się przenikać? Niektórzy cofają się aż do Jana Kiepury i jego śpiewów balkonowych. Inni uważają, że stało się to w lipcu 1990 r., gdy Luciano Pavarotti, Placido Domingo i Jose Carreras, czyli Trzej Tenorzy, zainaugurowali dekadę triumfów, biorąc na warsztat nie tylko arie, lecz także popularne piosenki. Sam Pavarotti śpiewał na scenie z zespołem U2, Eltonem Johnem, Sheryl Crow, a nawet ze Spice Girls. Najsłynniejszym mariażem, w dodatku na wyśmienitym poziomie - co podkreślają wszyscy moi rozmówcy - była "Barcelona", którą odśpiewali Montserrat Caballe (sopran) i Freddie Mercury w 1988 r. [na zdjęciu]

U nas światowej sławy mezzosopranistka Małgorzata Walewska pierwsza zrobiła podobny krok, nagrywając płytę "Mezzo" (część repertuaru napisał dla niej Piotr Rubik, kolega ze studiów, wykształcony wiolonczelista), a potem występując w nagraniach Leszczy i Voo Voo. Lider Leszczy, Maciej Miecznikowski, sam wykształcony bas, wspomina współpracę z Walewską i Węgorzewską jako przednią zabawę: - Leszcze zawsze były projektem żartobliwym, w którym wykształceni muzycy robią sobie jaja i niebezpiecznie zacierają granice. Na szczęście moje koleżanki, wspaniałe diwy operowe, mają wielkie poczucie humoru. Połączenie opery i piosenki zadziałało jak greps kabaretowy.

- Za to łajdaczenie się Pavarottiego ze Spice Girls to wstyd i ohyda, bo niczego nie wnosi! - grzmi Waldemar Malicki, znakomity pianista i zarazem założyciel telewizyjnej Filharmonii Dowcipu, gdzie śpiew operowy słychać często w kontekście kabaretowym. - Z Laskowikiem czasem niby drwimy z opery, mówiąc, że jest nudna - opowiada Malicki. - Po czym solistka śpiewa partię Dalili z opery Saint-Saensa, my dalej swoje, aż publiczność zaczyna nas uciszać, bo to fajne, co ona śpiewa. Staramy się nie paplać anegdot z życia diw, ale wnikać w sedno muzyki. Tak będzie 16 lipca w Mrągowie, gdzie szykujemy duży show z operą w roli głównej.

Czyli pomysł podobny do "Diva for Rent" - poprzez żarty i podkasane kiecki pokazać to, co w operze najpiękniejsze. Należy przy tym pamiętać, że wycieczki Pavarottiego i jego przyjaciół w świat popu byty dla jego wielbicieli tylko miłym dodatkiem do kariery, którą maestro zbudował wcześniej na najlepszym repertuarze klasycznym. Jednak mezalians został skonsumowany.

Ale zaraz - jaki mezalians? Dyrektor Opery Poznańskiej Michał Znaniecki przypomina, że u korzeni opery drzemie XVII-wieczny Pudelek, czyli ówczesny obieg plotkarski. Diwy dokonywały cudów, byleby być na ustach ulicy, bo to przyciągało publiczność do teatru. - Teatry operowe budowano tak, by publiczność mogła siebie nawzajem widzieć lepiej niż scenę; o takim Farinellim Pudelek by się rozpisywał do upadłego - przekonuje Znaniecki. - A i późniejsza Maria Callas to była pierwsza Pani Pudelek!

Przyklaskuje mu Węgorzewska (która zresztą przygotowuje się do obrony doktoratu): - Mozart nie był artystą muzyki poważnej, tylko kompozytorem do wynajęcia. To pop tamtych czasów. A Puccini był trendsetterem! Sam przyznawał, że pisze "takie sobie utwory do śpiewania" - dodaje.

Opera zaczynała jako rozrywka dla ludzi różnej proweniencji grywana przy świetle dziennym. Dopiero, jak to mówi Znaniecki, "Wagner zgasił światło" i uczynił z teatru świątynię sztuki. - Teraz usiłujemy wrócić do tych przedwagnerowskich korzeni, bo on nas odciął od energii, jaka płynęła od oświeconej publiczności - dodaje.

Ale czy opera korzysta na popowej sile rażenia? - Pani Węgorzewskiej dałbym nagrodę za popularyzację opery! Jakkolwiek kreuje się na trochę nietypową diwę, ma jednak wielki talent - ogłasza Michał Znaniecki. Aleksandra Kurzak wie, że na jej występy przychodzą także ludzie dotąd z operą niezaznajomieni. Warszawska premiera "Traviaty" w reżyserii Mariusza Trelińskiego (2010) poprzedzona była donośną reklamą.

Przy czym plotkarskie media wspominały wprawdzie o tytułowej roli Kurzak, ale huczały o drugoplanowych, znanych z Pudelka tancerzach: Łukaszu Czarneckim i Rafale Maseraku. Może właśnie dzięki temu bilety rozeszły się na pniu?

- Po premierze dostałam bardzo dużo e-maili od osób, które pierwszy raz przyszły do opery, zwabione szumną reklamą, a wyszły z niej poruszone i deklarowały, że odkryły nową pasję - opowiada genialna sopranistka.

- Dziś różne gatunki przenikają się, więc i opera przestaje być hermetycznym światem - uważa Maciej Miecznikowski. - Pop wkracza do niej choćby w rozwiązaniach inscenizacyjnych, jakie można podziwiać w przedstawieniach Trelińskiego. Ten trend bardzo mi zresztą odpowiada, bo pozbawia operę elementu kiczu, który zawsze mi w niej przeszkadzał, a wynikał głównie ze spraw pozamuzycznych.

Moi rozmówcy do znudzenia powtarzają, że liczy się nie odwaga, ale jakość. Cóż, Polacy są ogólnie głusi, a do opery się nie garną, bo jej nic rozumieją. Zanim pojmą jej konwencję, gdzie śpiewak umiera przez kwadrans, a doświadczona diwa wciela się w trzpiotkę, minie sporo czasu - oby mniej, niż liczy przyszła historia opery. Warto przy tym przemycać informację, że ten diabeł nie tak uczony, jak się zdaje: wysoki kunszt zaprzęga się często w treść rodem z telenoweli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji