Musicalowy przegląd afer
- Tak się składa, że afera goni aferę, przestępstwa dzieją się niemalże na naszych oczach. Nasz musical jest jakby pastiszem tego całego cyrku - mówi MACIEJ KORWIN, reżyser "Chicago" w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Rozmowa z Maciejem Korwinem [na zdjęciu], dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni, reżyserem musicalu "Chicago", prezentowanego na Bydgoskim Festiwalu Operowym.
Przedstawienie opowiada o typowym szwindlu, dlaczego zatem tak bardzo podoba się widzom?
- Motto spektaklu zapowiada, że oto zobaczycie widowisko o świństwach, czyli o czymś, co ludzie bardzo lubią. My uwielbiamy oglądać to, co inni zrobią złego.
Media uczyniły z dramatycznej historii komedię. Czy "Chicago" można z tego powodu nazwać nagonką na żądne sensacji gazety, telewizję?
- Śmiejemy się trochę z dziennikarzy, a jeszcze bardziej z sądownictwa. Zażartowaliśmy sobie nawet z polskiego wymiaru sprawiedliwości.
A okazji do śmiechu ostatnio nie brakuje?
- Tak się składa, że afera goni aferę, przestępstwa dzieją się niemalże na naszych oczach. Nasz musical jest jakby pastiszem tego całego cyrku.
Czyli w spektaklu zawarta została charakterystyka polskiej rzeczywistości?
- Te odniesienia są żywe nie tylko w tekstach. Są w formie, w pomysłach, ale cały czas bawimy się w Amerykę, udajemy kogoś innego i w razie czego możemy powiedzieć, że nasz piękny kraj nie jest tu przedstawiany.
Który z wątków był najciekawszy dla realizatorów?
- Chcieliśmy podkreślić motyw rywalizacji o to, kto jest ważniejszy. Ścigamy się o wielkość przestępstwa, o to, które z nich jest bardziej medialne.
Niby lata 20., wtedy bowiem toczy się akcja, a skala "przekrętów" jak tu i teraz?
- Jeśli pani popatrzy na to, co się dzieje w mediach, to trudno już ocenić, czy jest to wyścig Wieczerzaka z Rywinem albo jeszcze z Jamrożym, albo z Kulczykiem i nie wiadomo kogo z kim jeszcze. Sądzący prześcigają się z podsądnymi. I o tym właśnie jest "Chicago". Kto będzie bardziej interesujący dla mediów.
Spektakl jest wielkim wyzwanie dla realizatorów.
- Trzeba było zrobić wielkie show w więzieniu. Nie musieliśmy jednak podkreślać dekoracją, że na scenie jest areszt. Przeniknęły się dwa światy - popis, show i konwencja więzienia. W pewnym momencie już nie wiadomo, czy na scenie jest prawdziwe więzienie, czy my się tylko w więzienie bawimy.
Widać to w obrazie egzekucji.
- Kara śmierci nie jest tu niczym groźnym, jest zaledwie zaskoczeniem. Fakt, że jedną z więźniarek wieszają, wydaje się czymś szokującym tylko dlatego, że wszyscy dookoła dobrze się bawią.
Pański musical przestrzega nas przed ryzykownymi zachowaniami?
- Musical to przede wszystkim rozrywka. Jeśli zostawia po sobie coś mądrego, to dobrze, a jeśli jest tylko fajnym sposobem na spędzenie wolnego czasu, radością z patrzenia na urodziwe dziewczyny - tyle mi wystarczy. Mam nadzieję, że ludzie się pośmiali.
Pańskie tancerki nie dość, że są piękne, to jeszcze tańczą równo jak pod sznurek.
- Tak jest istotnie, dzięki znakomitym umiejętnościom artystek. Panie w tym widowisku muszą być piękne, a że są nie do końca ubrane, muszą być także bardzo zgrabne. Nam się udało wszystkie te warunki spełnić, o czym mogli się przekonać festiwalowi widzowie.