Artykuły

Molier z kluczem...

Dwudziestopięciolecie pracy w teatrze, Izabella Cywińska połączyła dość nieoczekiwanie z premierą molierowskiego "Tartuffe'a" Dlaczego wybrała na swój benefis, tak obcą raczej dotychczasowym jej zainteresowaniom, komedię? I dlaczego właśnie Moliera, skoro jej nazwisko reżyserskie związane było dotąd głównie z na sposób groteskowo - pamfletowy pokazywaną literaturą rosyjską i radziecką lub polską dwudziestowieczną. Od Zapolskiej do Hłaski i Schaeffera.

Znając jednakże Cywińską nie trudno było domyślić się, że nie będzie to, wystawiona po bożemu i z całym dobrodziejstwem inwentarza, stara, klasyczna, kostiumowa komedia, lecz raczej coś a propos dnia dzisiejszego. Niektórzy wręcz podejrzewali, że zgodnie z jej dewizą "Iść zawsze śmiało pod prąd", może to być po prostu rzecz o współczesnych naszych przykościelnych świętoszkach. Co innego jest jednak być na nie wobec władzy, co innego szukać oskarżonych wśród swoich, w tym również i na widowni. Nie jest to więc "Świętoszek" lecz "Tartuffe". I jest to historia pewnego domu, który doprowadzony został do ruiny. Z jednej strony przez nadmiar wiary, a z drugiej - przez cynizm...

I jest to też rzecz o Orgonie i Tartuffie, i to w tej właśnie odwróconej, kolejności. O Orgonie, który wierzy bez granic w swojego idola, co doprowadzić ma w końcu cały jego dom do katastrofy. I o Tartuffie, który tak naprawdę w nic nie wierzy, ale ma za to fenomenalną zdolność przystosowywania się do aktualnie obowiązujących reguł gry oraz do samousprawiedliwiania się ze wszystkiego przed samym sobą. Tak pojmowany Orgon - zdaje się mówić Cywińska - może być tutaj prototypem każdego niskiego szczebla działacza, a Tartuffe modelowym wzorcem szefa, wodza, przedstawienia Cywińskiej każą bowiem każdorazowo doszukiwać się w nich jakiegoś przesłania, czy klucza.

Nawet w komedii, nawet u Moliera. A, że tak jest istotnie sugeruje to przecież nie komediowe i inaczej zupełnie niż u Moliera pomyślane zakończenie spektaklu. Oto mądra władza, nieoczekiwanie przebacza Orgonowi jakieś tam jego polityczne spiskowanie. Prawo jednak jest prawem. Majątek swój traci. I wraz z Tartuffem majestatycznie schodzi ze sceny w daleką drogę, w nieznane...

Ale najnowsze przedstawienie Cywińskiej przede wszystkim jest jednak komedią, zabawą i grą teatralną. A konstruowana jest ona tutaj na świadomym, na początku tylko nieco drażniącym i dezorientującym, rozziewie między treścią i przesłaniem, a tak przecież anachronicznymi schematami fabularnymi siedemnastowiecznego teatru oraz równie anachronicznego wierszowanego dialogu.

Kiedy kurtyna idzie w górę mamy przed sobą, jakże efektowne wizualnie, współczesne wnętrze mieszkalne, a w nim czymś wyraźnie zaaferowaną poruszoną rodzinę. Trochę jakby wręcz rodem z "Tanga" S. Mrożka. Nie ma tu żadnych krynolin, peruk czy tiuli. Wszyscy ubrani są we współczesne stroje i prowadzą też swoją grę inaczej niż u Moliera. Ale najciekawsze jest to, że to się jednak teatralnie sprawdza. Postacią nr 1 nie jest tu Tartuffe, lecz Orgon, w świetnej i właśnie typowo komediowej interpretacji Jerzego Stasiuka. Ma też swój własny styl znerwicowanego dzisiejszego młodego inteligenta Paweł Binkowski w roli Damisa. Podobnie Danuta Stenka w roli Elmiry oraz Maria Rybarczyk jako pełna autentycznego dziewczęcego uroku Marianna. A Tartuffe? Otóż Michał Grudziński, chociaż wydawać by się mogło nieprawdopodobne, nie bawi i nie szaleje. Jest takim Tartuffem jakiego wymagał od niego spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji