Artykuły

Daremny trud

Od momentu prapremiery "Święta Borysa" - sztuki au­striackiego pisarza, Thomasa Bernharda - "czołowe teatry walczą o prawo do realizowa­nia jego skomplikowanych sztuk, które co roku pojawiają się na scenach Wiednia, Salz­burga, Stuttgartu, Hamburga, Berlina Zachodniego, Zurychu, stanowiąc przedmiot stałego za­interesowania krytyki i premie­rowej publiczności". I co cie­kawsze - cała ta informacja, podana nam nie bez satysfakcji w programie warszawskiego przedstawienia, zgodna jest z prawdą; choć drugą prawdą jest, że u nas o "Święto Bory­sa" nie walczono.

Błyskotliwa kariera dramatów austriackiego poety, prozaika i dramatopisarza na scenach nie­mieckiego obszaru językowego kusiła zapewne niejednego z naszych inscenizatorów. I trud­no się temu dziwić. Teatry na­sze - przynajmniej niektóre - starają się jednak iść z nurtem czasu, a czasem mody. One rów­nież walczą często o prawo do polskiej prapremiery zagranicz­nego dramatu, który zdobył so­bie rozgłos i uznanie. Rzecz zastanawiająca: nie walczyły o Bernharda, choć zarówno jego debiut dramaturgiczny - "Świę­to Borysa", jak również kolejna sztuka - "Ignorant i szaleniec" znalazły się w ostatnich latach na łamach "Dialogu" i "Litera­tury na świecie" w polskim tłu­maczeniu. Wartość literacka tych utworów nie zachęcała wi­dać do bojów, i słusznie. Nie wszyscy wyznają pogląd, że i z kiepskiej literatury można zro­bić znakomity teatr.

Ale oto znalazł się sposób na wprowadzenie jednej ze sztuk Bernharda do polskiego reper­tuaru. Współpracujący z wie­deńskim Burgtheater Erwin Axer i Ewa Starowieyska zrealizowa­li tę sztukę z ogromnym sukce­sem na tamtejszej scenie. Echa tego przedstawienia dotarły i do nas, a w ślad za nimi - samo przedstawienie, na scenę Teatru Współczesnego, w reali­zacji autorów wiedeńskiego suk­cesu.

Zabrzmiały więc ze sceny przy Mokotowskiej - firmowa­ne przez Bernharda - dalekie echa Becketta w starannym tłu­maczeniu Barbara L. Surowskiej i Karola Sauerlanda. Cóż z tego, skoro literatura to ba­nalna, sprzedająca nam prawdy dawno znane i scenicznie wy­eksploatowane; nudnawa, a momentami wręcz nużąca. Za­istniał efektowny z pozoru, a okrutny i absurdalny w rzeczy­wistości kaleki świat dramatu Bernharda, stworzony zapewne po to, by atakować naszą mo­ralną wrażliwość. I w samej rzeczy - atakuje, ale tylko po­zorami. Poza nimi zaś nie cze­ka już widza ze strony Bern­harda nic. Chyba jedynie wew­nętrzna pustka.

Inaczej rzecz się ma z kształ­tem scenicznym utworu austria­ckiego pisarza. Tu dla odmia­ny, czeka nas prawdziwa satys­fakcja. Zarówno ze strony wy­pieszczonej reżyserii Erwina Axera, podporządkowanej jej ściśle scenografii Ewy Staro­wieyskiej, jak również - a mo­że przede wszystkim - z wy­śmienitego aktorstwa Maji Ko­morowskiej w ogromnej i zna­komicie poprowadzonej roli Dobrej. Jej gra fascynuje. Kre­owana przez nią postać kalekiej kobiety trzyma w napięciu, ży­je własnym scenicznym życiem, zmusza do refleksji i wydoby­wa z widza bogatą gamę od­czuć: od głębokiego współczu­cia po szczerą nienawiść. Rola Komorowskiej jest kolejnym sukcesem tej wyjątkowej aktor­ki. W jego osiągnięciu nie były jej w stanie przeszkodzić nawet płytkie monologi Bernharda.

Cały zespół aktorski sekunduje zresztą Komorowskiej w sposób godzien uznania, a na jego czele Barbara Sołtysik - w trudnej, choć wyjątkowo trafionej tu bo prawie całkowicie niemej, roli pielęgniarki Joanny. Cóż z te­go, skoro trud ich pozostaje da­remny: oklaskom po przedsta­wieniu towarzyszy już bowiem myśl o tłoku w szatni. A prze­cież bywają i inne myśli, z któ­rymi wychodzi się z przedsta­wień Axera, Komorowskiej i Teatru Współczesnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji