Artykuły

Zatęsknić za przeszłością

Melancholia, pokorna, groteskowa, przejmująca, a czasami nijaka. Gros jej odcieni wywołali na scenie Teatru Horzycy aktorzy z reżyserem Andrzejem Bubieniem. To inny Czechow niż ten, do którego wielu widzów przyzwyczaił Teatr Telewizji.

Nie ma wiklinowych mebli, białych garniturów i tej całej sielskości, zdolnej rozpuścić duszę. Jest bardziej surowo, północnie. Ściany wiejskiego dworku Sieriebriakowa scenograf Elżbieta Terlikowska zbudowała z pordzewiałej miejscami blachy. Wiszą na nich ikony, sepiowe fotografie odeszłych, z dziesiątkami świeczek i zioła. Nad tym wszystkim mnóstwo brudnych okien w smętnych ramach - taka zmurszała oranżeria. Po brudnych szybach, topornych blaszanych ścianach spływa na scenę woda, gdy pada deszcz. W tej blaszanej izolatce wszystko mieni się w świetle reflektorów bądź ciepłych, smutnych świeczek. Kipi wielki samowar i pije się herbatę ze spodeczków. Skądś już znamy takie materii zestawienie; szkła, wody, blachy, drewna, roślin, ognia?

Scenografia jest jakby wywołaniem myśli tych nieszczęśliwych postaci, nie potrafiących żyć inaczej, niż jako ciężar dla samych siebie. I tak grają aktorzy. Powoli, pauzując, jak u Stanisławskiego. Czasami za bardzo musimy zwracać uwagę na rekwizyty, którymi się posługują. Jak choćby scena pożegnania doktora Astrowa (Paweł Tchórzelski, bardzo dobry przez cały spektakl) z Heleną Andriejewną (Agnieszka Wawrzkiewicz), gdzie bardziej obchodzą nas ostatnie słowa ludzi sobie przeznaczonych (lecz nigdy połączonych), niż ten talerzyk z połówką jabłka. A propos Andriejewnej. Wydaje, się, że reżyser za mało uwagi poświęcił tej ważnej postaci. Rola Agnieszki Wawrzkiewicz wypadła blado na tle innych. A przecież to ona wywołuje najwięcej namiętności. Szkoda, że ta postać nie jest bardziej rozbudowana i to powinien dostrzec reżyser.

Wierzymy jednak w chandrę tytułowego Wani (Włodzimierz Maciudziński) i jakoś tak wszystkich z osobna jest nam żal. Dobre kreacje stworzyli tu toruńscy aktorzy. Wystarczy spojrzeć na Tielegina (Jarosław Felczykowski) i od razu wiadomo, że on stracił wszystko. Albo profesor Sieriebriakow Mieczysława Banasika - szkoda nam jego starości, choć irytuje egotyzmem. Świetny Wujaszek Wania na kacu i w rozpaczy, bo życie bez miłości płynie jak ta woda po starych fotografiach. Wypalony doktor Astrow i ta kochająca go Sonia, zagrana rewelacyjnie przez Marię Kierzkowską. W każdym jej słowie wypowiadanym do Astrowa bije po prostu serce. I tym Maria Kierzkowską podbiła publiczność. Gdy na koniec mówi do zrozpaczonego Wani o tych wszystkich wieczorach, aż po wieczność i łza spływa po jej policzku, nikt nie wierzy, że Kierzkowską gra.

Jest więc "Wujaszek Wania" w reżyserii Bubienia opowieścią o tęsknocie za przeszłością, dziejącą się w scenerii surowej, odpychającej wręcz swą zimną materią, gdyby nie ta jedna łza Soni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji