Artykuły

"Rewolwer" wystrzelił

Nareszcie! Nadszedł więc nieoczekiwany a bardzo przyjemny dla recenzenta moment, kiedy z czystym sumieniem może pochwalić przedstawienie Teatru Polskiego, co prawda tylko w Teatrze Kameralnym, ale to przecież ten sam zespół i ta sama dyrekcja. Choć w tym wypadku jakby nie ci sami... Na pochwały zasługuje już wybór sztuki. "Rewolwer" należy do najlepszych komedii Fredry, nie tylko drugiego okresu, ale w ogóle całej jego twórczości. I przy tym do najmniej znanych, najrzadziej grywanych. Wystawiono go wszystkiego trzy razy - ostatni w roku... 1906. Ze wszech miar więc warto było przypomnieć tę komedię.

Przy tym jest to sztuka odmienna od innych utworów Fredry, odmienna w tematyce i konwencji literackiej. Nie jest to komedia charakterów czy obyczajów, ale groteska, w której rysują się bardzo uproszczonymi, karykaturalnymi liniami pewne postawy ludzkie w życiu prywatnym i publicznym. Satyra? Oczywiście, tak. Ale satyra bez drapieżności i ostrości. To nie leżało w naturze pisarskiej Fredry. Po prostu dał bardzo wesołą zabawę. Kpi, szydzi i śmieje się, a my śmiejemy się wraz z nim. A oto obiekty tej zabawy w "Rewolwerze": oportuniści dostosowujący się do każdego systemu; biurokraci tonący w papierkach; łowcy pieniędzy nie cofający się przed żadnym oszustwem; przekupujący i łapówkarze; karierowicze płaszczący się przed możnymi; apolityczni, którym wszystko jedno "czy czarno, czy biało... byle porządnie się działo"; tchórze wyrzekający się przyjaciół "politycznie podejrzanych"; wyznawcy zasady, że "władza nie może być w błędzie"; donosiciele policyjni w czasach, kiedy ściany mają uszy i "lada słówko spokojność zamąci"; krętacze, którzy "w górze mają łaski"; literaci z brodą zgrywający się na patetyczną pozę i rewolucyjność; pochlebcy, dygnitarze, snobi... A rzecz dzieje się w Parmie sto lat temu. Fredro zaś pisząc "Rewolwer" myślał o Galicji w czasach po stłumieniu Wiosny Ludów.

"Rewolwer" jest zgrabnie napisany uroczym i melodyjnym wierszem, pełen dowcipu i humoru, ma farsowe zacięcie. Komedię wyreżyserowała w Teatrze Kameralnym MARIA WIERCIŃSKA z dużym smakiem, lekko i zabawnie, w dobrze wybranym, niezbyt natrętnym tonie parodii i groteski. Na upartego można by powiedzieć, że nie wszyscy aktorzy trzymali się jednolitości tego tonu i że np. STANISŁAW JAŚKIEWICZ stworzył postać raczej komediową - doskonałą zresztą - niż groteskową, jako bankier i baron Mortara, a HALINA CZENGERY zwłaszcza w pierwszej części brała rolę Pameli z hiszpańskiego rodu trochę zbyt na serio. Ale nie czepiajmy się szczegółów, skoro całość była niewątpliwie udana. Najodpowiedniejszy dla tej komedii wydaje mi się ton zdecydowanej parodii, jaki miał WIEŃCZYSŁAW GLIŃSKI jako brodaty literat - nieodparcie śmieszny i jakby wzięty z poetyki Gałczyńskiego, o której się wiele pisze w programie. Kapitalny jak zawsze był TADEUSZ KONDRAT w roli głuchoniemego Paola, będącego siłą napędową całej akcji z niebezpiecznym rewolwerem. Pysznie zagrał agenta Barbiego JAN KOBUSZEWSKI, aktor o dużej sile komicznej, dobrze umiejący z niej korzystać. To samo można powiedzieć o MIECZYSŁAWIE GAJDZIE w mniejszej, ale nie mniej dowcipnie podanej roli sekretarza bankiera. EDWARD WICHURA był groteskowo usłużnym i chytrym notariuszem. Tajemniczego kapitana Monti, który ukazuje się na końcu sztuki, grał SŁAWOMIR LINDNER. Kobietom pozostały mniej efektowne zadania, ale obok Haliny Czengery ALICJA PAWLICKA i MARIA KLEJDYSZ wywiązały się z nich bez zarzutu. JANUSZ A. KRASSOWSKI nie skorzystał z okazji, aby w dekoracjach dać trochę dowcipu. Były one nijakie i w dodatku kolorystycznie nie specjalnie udane.

Komedia kończy się słowami: rewolwer wystrzelił. Można to powiedzieć także o całości przedstawienia: "Rewolwer" wystrzelił! I trafił bez pudła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji