Artykuły

Pocałunek bękarta

W sobotni wieczór siedziałem na premierze w teatrze Wybrzeże i nie wierzyłem własnym oczom - czy ten spektakl naprawdę przygotował Ingmar Villqist -jeden z ciekawszych polskich twórców teatralnych ostatnich lat?

Postęp techniki daje szansę widzowi, który kupił bilet na "Preparaty" Ingmara Villqista w reżyserii autora. Taki nieborak może posłuchać przez słuchawki radia, porozsyłać SMS-y dawno niewidzianym znajomym albo przy świetle małej latarenki poczytać coś w ostatnim rzędzie (polecam "Noc Helvera" i "Kostkę smalcu z bakaliami" - wcześniejsze teksty autora "Preparatów). Najnowszy spektakl Villqista to uwieńczenie cyklu "Beztlenowce", komedia - o czym trąbi się na lewo i prawo - przygotowana specjalnie na zamówienie teatru Wybrzeże. To również pierwszy dramat autora "Entartete Kunst", napisany w konwencji nierealistycznej, jeden z pierwszych, w którym na scenie pojawia się więcej niż trzy postaci. Być może, że brak doświadczenia w jakimś stopniu tłumaczy klapę, jaka stała się udziałem sceny przy Targu Węglowym.

Tytułowi bohaterowie spektaklu są Beztlenowcami - postaciami stworzonymi (zmyślonymi?) przez Jerga. W przydworcowym, opuszczonym barze pisarz przygotowuje ich do wyjścia w realny świat. Bohaterowie sztuki wkuwają zatem na pamięć obcojęzyczne rozmówki, uczą się z kaset wideo, prasy, wreszcie podczas symulacji, w których udają role z prawdziwego życia. Na końcu pojawia się motyw znany z bajki o królewnie zaczarowanej w żabę. Pocałunek Jerga i słowa - "kocham cię" sprawiają, że Beztlenowce mogą wyfrunąć na wolność. W sztuce zjawiają się krwiożercze wampiry, a nawet humor rodem z sitcomu - dwaj dryblasowaci żandarmi geje, którzy głaszczą się czule po dłoniach i piją kawę z malutkich filiżanek. Tylko na litość boską - zbyt wiele nie trzyma się tu kupy, a wyjaśnianie nudy i zamętu spektaklu jego poetyką jest jak obrona zabójcy jego morderczymi skłonnościami.

Nie wiem, o czym, a tym bardziej po co, jest ta sztuka. Zasygnalizowano w niej kilka wątków, z których żaden nie jest najważniejszy i żadnego nie potraktowano świeżo i oryginalnie. Mowa jest o wadze miłości, relacjach między życiem a twórczością, rozterkach artysty ("co ja zrobiłem, co ja narobiłem" - powtarza co chwilę Jerg) wreszcie - to pytanie wydaje mi się najciekawsze - co to znaczy naprawdę żyć? Villqist (tak jak Jerg) traci kontrolę nie tylko nad postaciami swojej sztuki, ale także nad aktorami miotającymi się po scenie. Dawno, siedząc w teatrze, nie czułem się tak samotny - dawno nie było tak, że nic na scenie nie przyciągało mojej uwagi.

Z aktorów najciekawszą kreację buduje Marta Kalmus jako K 1. Trochę życia próbuje wnieść w swoją postać Maciej Konopiński (M 1). Godni uwagi wydają mi się w drugiej połowie spektaklu Jacek Labijak (M 2) i Tamara Arciuch-Szyc (K 2). Grzegorz Gzyl jako Jerg jest nijaki, jak całe to przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji