Artykuły

Od La Fontaine'a i Mickiewicza do Grabowskiego

OLSZTYŃSKI Teatr Lalek nieźle radzi sobie z kryzysem. W repertuarze jest coś dla dzieci starszych ("O Piaście i Popielu") i coś dla najmłodszych ("Wilk, koza i koźlęta"). Budynek idzie do gruntownej rozbudowy, a zespół wybiera się na festiwal. To są informacje bieżące. Nie gorzej wygląda sytuacja teatru, gdy spojrzeć szerzej, retrospektywnie jak powiadają. Dane mówią o postępie, a także o tym, że teatrowi udaje się wygrzebywać z kryzysowego dołka wcześniej niż innym.

W latach kalendarzowych: 1979, 1980 i 1931 były po 3 premiery. W 1982 już 5. Liczby przedstawień: w roku 1979 - 521, 1930 - 501, 1981 - 437 (dołek!), 1982 - 458... A liczby widzów kształtowały się odpowiednio: 114 tysięcy, 107 tysięcy, 92 tysiące (dołek!), 106 tysięcy.

Wpływy za bilety rosły znacznie szybciej, w czym miała udział inflacja, ale chyba nie tylko. Od 6 milionów w roku 1979 wpływy wzrosły do 14 milionów w roku 1932. A dopłaty do jednego widza były proporcjonalnie mniejsze niż w innych instytucjach artystycznych.

Sygnalizuję pewne zjawiska, którymi ambitny krytyk, pragnący wyrazić siebie i swoje odczucia artystyczne nie powinien się zajmować.

Wspominałem już kiedyś, że nowy dyrektor teatru Edward Dobraczyński stawia przed sobą interesujący program nie tylko artystyczny ale również organizacyjny, wychowawczy. Chce stworzyć nowoczesne centrum sztuki lalkarskiej. W repertuarze preferuje literaturę polską. Odmładza zespół aktorski. Ma nawet plany edytorskie.

Niedawno omawiałem inscenizacje sztuki "O Piaście i Popielu". W kolejce czeka na recenzję utwór dla najmłodszych "Wilk, koza i koźlęta". Obecność tego tekstu na scenie lalkarskiej to jeszcze jedna cecha szczególna obecnej działalności. Teatr chce utrzymywać związki z miejscowym środowiskiem literackim. Utworem "Wilk, koza i koźlęta" prezentuje Jana Grabowskiego. Pisarz już nie żyje. Prawdę powiedziawszy pisarzem został dopiero po śmierci, gdy Wydawnictwo "Pojezierze" opublikowało serię jego opowiadań dla dzieci. Za życia bardziej był urzędnikem, działaczem czy pedagogiem. Nie pierwszy to przypadek pośmiertnej nobilitacji.

"Wilk, koza i koźlęta" to jeszcze jedna wersja starej, dobrze znanej fabułki o przebiegłym wilku i naiwnych koźlątkach. Grabowski nie dodał tu niczego nowego. Po swojemu napisał to, co wcześniej napisał La Fontaine, a później Mickiewicz. W tekście nie ma też żadnych motywów olsztyńskich. Po prostu uniwersalny temat z dydaktyką. Sprawą teatru jest nadać znanej historyjce oryginalny kształt inscenizacyjny.

Co nowego jest w przedstawieniu olsztyńskim? Reżyser Eduard Dobraczyński zrealizował widowisko muzyczne z piosenkami, założył bezpośredni kontakt z widownią, co się udało, zastosował urozmaicone rozwiązania formalne. Reżyser ten lubi rozgrywać akcję na wielu planach, unika obrazów płaskich, chętnie szuka głębokiej perspektywy, stosuje różne techniki lalkarskie.Tak też jest w "Wilku, kozie i koźlętach". Na scenie mamy trzy plany zdarzeń. Na każdym planie inne lalki.

Najbliżej widowni, na planie żywym występuje wilk i koza-matka, aktorzy w wielkich maskach. Wolna przestrzeń wokół konstrukcji scenograficznej wykorzystana jest na gonitwę.

Na drugim planie, nieco wyżej występują kukiełki - drugie wcielenie kozy i kaczor z kaczką. Najwyżej jest zagroda koziej rodziny, gdzie wprowadzono lalki pacynki.

Trzy plany i różne lalki bardzo ożywiają widowisko, pozwalają na coś w rodzaju symultaniczności zdarzeń, dają piękne efekty wynikające z kontaktów olbrzymiego wilka z maleńkimi koźlętami. Główni bohaterowie opowieści mają jeszcze do towarzystwa kaczą parę, świadków, chwilami komentatorów wydarzenia.

Animacja i aktorstwo tego kaczego duetu (Aniela Kryńska i Anna Mielnik), to najciekawsze osiągnięcia indywidualne w przedstawieniu. Również wilk (Mirosław Korzunowicz), demonstruje duże umiejętności aktorskie, plastykę ruchu, dobre panowanie nad głosem. Mamę kozią gra Alicja Wroniszewska, trzy zróżnicowane koźlęta Anna Mielnik, Irena Niczyporczyk i Aniela Kryńska.

Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na scenografię Heleny Naksianowicz i muzykę Heleny Wilson-Żeligowskiej. Obydwa elementy widowiska mocno związane z całością zdarzenia.

Jedyną lukę dramaturgiczną (a może mankamentem reżyserskim?) jest pominięcie momentu wyzwolenia koźląt lub przynajmniej znalezienie wiarygodnego wytłumaczenia, w jaki sposób to wyzwolenie nastąpiło. W bajkach zawsze pełno cudowności, ale dziecko musi widzieć lub znać mechanizmy cudowności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji