Artykuły

Rozmowa z Sashą Waltz

- Przygotowując "Matsukaze", starałam się zbudować dialog między dwiema kulturami i dwoma rodzajami mediów - mówi słynna choreografka SASHA WALTZ.

Izabela Szymańska: "Matsukaze" to pani pierwsze spotkanie z kulturą japońską?

Sasha Waltz: Tak. Libretto oparte jest na sztuce no. To rodzaj teatru, który trzeba ćwiczyć całe życie, więc byłoby śmieszne, gdyby moi wykonawcy, tak jak ja związani z tańcem współczesnym, próbowali go naśladować. Przygotowując tę operę, starałam się zbudować dialog między dwiema kulturami i dwoma rodzajami mediów. Chciałam wykorzystać japońską ideę minimalizmu i skupienia.

Bohaterkami "Matsukaze" są dwie siostry zakochane w tym samym mężczyźnie. W sztuce pokazane jest, jak przez teatr i taniec mogą uwolnić swoje dusze. A jeśliby przenieść to do naszych czasów - sztuka może być czymś w rodzaju doświadczenia religijnego. Pokazuje, że warto uspokoić swój strach, miłość, niepokój o sprawy materialne. Warto zdystansować się, zrobić krok do tyłu.

Kiedy oglądam pani przedstawienia, za każdym razem jestem pod wrażeniem wykonawców. Tancerze nie tylko perfekcyjnie tańczą, ale też śpiewają, grają, są niezwykle wszechstronni. Jakim kluczem posługiwała się pani, kompletując zespół?

- Intuicją. Wielokrotnie wybierałam tancerzy, bo coś między nami zaiskrzyło. Przede wszystkim szukam osób, które pasują do danej sztuki, robię więc casting do każdego przedstawienia. W zespole mam kilkoro tancerzy, którzy są bardzo silni fizycznie - nie zaprosiłam ich do "Matsukaze". Wybrałam tych delikatniejszych. W przedstawieniu występuje m.in. Junko Wada, która jest performerką, dzięki temu wniosła inny rodzaj energii. Poza tym jest Japonką.

Osoby, które ze mną pracują, muszą mieć oczywiście umiejętności techniczne, ale bardzo ważna jest dla mnie także osobowość - to ona wnosi coś wyjątkowego do naszej współpracy. Czasami ktoś może być perfekcyjnym tancerzem, ale nie pasuje do grupy albo jest wręcz zbyt perfekcyjny.

Krytycy różnie dzielą pani karierę. Mówią, że pierwsze spektakle były surrealistyczne, a z czasem nabrały abstrakcyjnego i poetyckiego wymiaru. Jakie są najistotniejsze punkty w pani twórczości?

- Na pewno bardzo ważna była pierwsza sztuka "Twenty to Eight". Byłam nie tylko choreografką, ale i tancerką. Następny istotny moment to premiera spektaklu "Körper", który zresztą pokazywaliśmy w Warszawie. Wystawiliśmy go na rozpoczęcie dyrektury mojej i Thomasa Ostermeiera w berlińskim teatrze Schaubühne. Tam uformował się mój zespół.

Dużą zmianą był moment, kiedy zaczęłam wystawiać opery: na pierwszy ogień poszła "Dydona i Eneasz" Purcella, także w Schaubühne.

Myślę, że wyjątkowa jest także "Matsukaze", bo rozwija gatunek opery w nowym kierunku. Staram się przygotowywać opery choreograficzne, które są fuzją tańca, głosu, światła i sceny. Używam śpiewaków jako tancerzy, ważne jest dla mnie, żeby wszyscy działali razem, to integruje poszczególne części spektaklu.

Czy wyobraża sobie pani siebie jako reżyserkę tradycyjnej opery? Mozarta albo Puccinniego?

- Następna opera, nad która pracuję, to mój pierwszy krok w tym kierunku - będzie zawierała właśnie fragmenty z Mozarta. Może wkrótce zacznę robić bardziej epickie spektakle? Zobaczymy.

Dziś o 19.00 w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie ostatni w tym sezonie pokaz "Matsukaze".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji