Piękno polskiej odrębności
Przedwczorajszy spektakl telewizyjny "TO, CO NAJPIĘKNIEJSZE" MARIANA HEMARA to reżyserii Andrzeja Łapickiego, w realizacji telewizyjnej Anny Minkiewicz, w scenografii Marka Lewandowskiego i z tekstem "śpiewanej narracji" Wojciecha Młynarskiego, z muzyką piosenki Jerzego Derfla jest wydarzeniem artystycznym, fenomenem, zjawiskiem o niepowtarzalnej głębi i pięknie. Nim zatłuką ten spektakl różni mądrale podkreślmy, że to widowisko wg Hemara wystarczy za najlepsze lekcje języka polskiego, wymowy polskiej, pozwala bowiem obcować z poezją narodową, z niełatwymi dziejami naszej kultury, przez robotę aktorską najwyższego lotu! Lechoń napisał w emigracyjnym dzienniku 5 maja 1950 roku "Nie doceniona, nie zrozumiana, przez Polaków pogardzona odrębność literatury polskiej jej ludzkość - bez przykładu gdziekolwiek indziej... Francuzi, Anglicy, Niemcy - albo obserwują, albo ironizują, Rosjanie - chcieliby nieba na ziemi, a skoro ono jest niemożliwe, gotowi są zastąpić je piekłem. Tylko polska poezja, tylko Żeromski, Prus, Orzeszkowa, wierzyli, że można znaleźć szczęście w poświęceniu, że w szczęściu jednego są wszystkich cele. Niepojęte jest, że nikt z Polaków nie umiał tego wytłumaczyć zagranicy". Otóż Marian Hemar przez straszliwą tęsknotę za krajem, do Lwowa i Warszawy, stał się poetą prawdziwym i niech nikt nam nie wmawia, że nawet najlepsze jego piosenki, fraszki, teksty kabaretowe miały przed wojną takie znaczenie jak np. teksty piosenek autorstwa Juliana Tuwima. Pamiętamy też bardzo ostre, skierowane przeciwko rzeczywistości polskiej teksty kabaretowe Hemara z obcych rozgłośni nadawane. I w tych tekstach właśnie zaczął od jakiegoś momentu przeważać ton bolesnej tęsknoty. To ona zrodziła najwyższy ton twórczości Hemara.
Po wstępie Wojciecha Młynarskiego - od razu jakby cięcie - Jerzy Kamas i Maja Komorowska, biskup Krasicki i Rajecka. Hemar prawie idealnie naśladuje rytm i treści dzieł Krasickiego. Przewrotnie mu też partnerka każe recytować nie tylko fraszki, satyry - lecz również "Święta miłości kochanej ojczyzny...". Potem "Ostatni tren". Teresa Budzisz-Krzyżanowska - jako Dorota i Gustaw Holoubek jako mistrz z Czarnolasu. To nie jest żaden pastisz. Pastisz naśladuje jakby zewnętrzność wiersza, jego formę. Anioł polskiej poezji (gość - Marek Barbasiewicz) w rozmowie z Kochanowskim chce wskrzesić Urszulę, chce zabrać treny. Holoubek uderzył wszystkich nas siłą kreacyjną. Jego słowo jest idealnie wtopione w sytuację psychiczną osoby powołanej do życia przez autora. Potem rzecz o Fredrze, Andrzej Łapicki w rozmowie z Marią Ciesielską (Zofia) stworzył, zbudował sytuację. Zaczęło się przed nami dziać coś dziwnego: stary poeta kłóci się z Goszczyńskim (Seweryn - Bronisław Pawlik), przedtem słowami Hemara mówi o wyższości, o znaczeniu komedii w życiu narodu. To coś wstrząsającego! Polonez Ogińskiego "Pożegnanie Ojczyzny". Świetne postacie charakterystyczne w całym zamyśle Hemara - Cześnik Baera, Łatka Gołasa, Papkin Matyjaszkiewicza w ujęciu najpierw amerykańskim, potem w większym zbliżeniu - to najpiękniejsza część fabularna wieczoru telewizyjnego. Na koniec piękny w swej oszczędności Piotr Bajor jako Fryderyk Chopin, nieco żywszy Mariusz Benoit jako Cyprian Kamil Norwid i Anna Seniuk jako Katarzyna stworzyli przepiękną miniaturę jakże bliską obrazowi emigracji zawartemu w wypowiedziach publicznych i listach Mickiewicza i Słowackiego. Przesłanie zawarte w końcowym wystąpieniu Młynarskiego odczytuję jednak po swojemu: Polska jest nad Wisłą, a nie nad Tamizą i do tej Polski nad Wisłą tęsknił He-mar. Wrócił do kraju w pięknym przedstawieniu Teatru "Ateneum", w widowisku telewizyjnym "To co najpiękniejsze". Powinien wrócić wcześniej.