Artykuły

Zabrakło splatających się emocji

"Aida" w reż. Roberto Lagany Manoliego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Warszawska inscenizacja bodaj najpopularniejszej z oper Verdiego jest przedstawieniem niezmiernie efektownym teatralnie. Utrzymane w złoto-błękitnej tonacji obrazy realizowane są z rozmachem i wyobraźnią. Tyle że w tych efektownych obrazach zagubił się bezpowrotnie dramat głównych bohaterów. Było efektownie, ale nic z tego nie wynikało, zabrakło splatających się emocji!

Reżyseria tradycyjna, uwzględniająca autorskie didaskalia, ujmuje czytelnością akcji i dramaturgiczną zwartością, ale nie wnosi nic nowego. Nie ustrzegł się też reżyser od kilku wątpliwej jakości pomysłów: pozbawione dramatycznego akcentu pojawianie się posłańca, który śpiewa zwrócony do publiczności, a nie do Faraona, truchcik żołnierzy aresztujących Radamesa, wreszcie odjeżdżające schody w zamurowanej piramidzie i lecące w finale na głowy zamurowanych Aidy i Radamesa płatki kwiatów, sypanych przez pogrążoną w rozpaczy Amneris.

Natomiast trzeba przyznać, że duże wrażenie robi scena w świątyni, rozbudowany finał II aktu oraz pięknie i nastrojowo skonstruowana scena nad Nilem. Świetnym pomysłem było przeniesienie sądu nad Radamesem za wielką ścianę i uczynienie go niewidocznym dla widza, do którego dociera jedynie ponury śpiew egipskich kapłanów, z jednoczesnym wyeksponowaniem rozpaczającej Amneris, która dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nigdy już nie zyska miłości Radamesa.

W premierowej obsadzie brylowała Małgorzata Walewska budująca tragiczny obraz dumnej Amneris delikatną linią. Była kobietą szczerze kochającą i okrutnie zazdrosną. Swojej wokalnej klasy najpełniej dowiodła w czwartym akcie, dając popis znakomitego brzmienia głosu i jego dramatycznej siły, zachwycając przy tym nie tylko pięknym prowadzeniem frazy i dramatyczną "górą", ale również nośnymi pianami. Jednym słowem - piękna i dojrzała pod każdym względem kreacja mieniąca się pełnią subtelnych odcieni ekspresji. Dzielnie sekundował jej Adam Kruszewski jako Amonastro. Szkoda tylko, że w duecie z Aidą zabrakło mu w głosie niezbędnego tutaj napięcia dramatycznego. Niestety, zupełnie rozczarował występ Iriny Gordei. Jej Aida była zbyt, jak na mój gust, rozgestykulowana, raziło też ostre brzmienie forsowanego do krzyku głosu, a pozbawionymi miękkości pianami też trudno się było zachwycić. Partnerujący jej w roli Radamesa Emil Ivanov ma mocny i nośny głos, ale śpiewa w sposób pozbawiony większych emocji.

Pięknie grała Orkiestra Opery Narodowej, dobrze śpiewały chóry. Jacek Kaspszyk przy pulpicie dyrygenckim prowadził całość sprawnie, jednak bez zbytniej dbałości o detale. Na dodatek kilku ansamblom, szczególnie tercetowi Aidy, Amneris i Radamesa z I aktu, zabrakło wewnętrznej spójności.

Na zdjęciu: scena z "Aidy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji