Artykuły

Komiksowa podróż Rossmanna - recenzja spektaklu Klaty w Bochum

Komiksowa estetyka z początku funkcjonuje śpiewająco. Aktorzy lawirują między lakonicznym przyduszonym wypowiadaniem tekstu a ekstremalnie zrytmizowanym tempem, w jednych scenach poruszają się w gorączkowym pośpiechu w układach choreograficznych zataczających kręgi, w innych z kolei drażniąco powoli - pisze Regine Müller w portalu nachtkritik.de.

O "Ameryce" Franza Kafki Kurt Tucholsky pisał kiedyś: "Cichy, skromny sposób, w jaki naśladuje on gesty poważnych pracujących ludzi, nie do końca pojmując właściwie zawartą w nich treść, ani też jej nie afirmując, bardzo mocno przypomina Chaplina; u niego wyczuć można jednak obecność ironii, której tu prawie całkowicie brak, przy czym obojgu udaje się zawstydzić obiekty swojego mimetycznego naśladownictwa." Na scenie Schauspielhaus w Bochum Dimitrij Schaad jako Karl Rossmann, wbity w nieco przyciasny, czarny garnitur - mistrzowska kreacja naznaczona wiarygodną naiwnością - faktycznie przypomina odrobinę Charliego Chaplina i jego uprzejmie rozpaczliwe przeciążenie bezlitosnymi regułami american way of life.

Polski reżyser Jan Klata wraz z dramaturgiem Olafem Kröckiem skondensowali niedokończoną powieść Kafki "Ameryka", przez niego samego zatytułowaną "Zaginiony", i stworzyli ponad 2,5-godzinny spektakl. Hermetycznej i zarazem krystalicznej prozy Kafki nie da się oczywiście przenieść na scenę, nie tracąc przy tym części jej istotnych właściwości. Być może Kafka jest nawet przeciwieństwem wszystkiego, co teatralne, działania, dialogu i dramaturgii. Mimo to Janowi Klacie w dużym stopniu udaje się z niepokojącego tekstu Kafki stworzyć swoisty rodzaj kafkowskiego teatru komiksowego, to teatr fantastyczny i groteskowy, który w scenie piątej w hotelu Occidental, zbyt długiej i zbyt grzecznie odtwórczo opowiedzianej, popada niestety w płytki rejwach.

Prostoduszny, cierpliwy, przerysowany

Ale od początku: niedokończona powieść Kafki opowiada historię szesnastoletniego Karla Rossmanna, którego rodzice wysyłają do Ameryki po tym jak dopuścił się pewnego postępku - służąca go uwiodła i urodziła mu dziecko. W Ameryce musi nauczyć się samodzielności. Nowy świat jest obcy, a Rossmann porusza się w gąszczu dziwnych narzucających się mu wyzwań w dobrej wierze, pełen dobrodusznego nastawienia i cierpliwości, a przy tym błądzi. Na statku spotyka palacza, któremu stara się pomóc. Następnie niespodziewanie zyskuje bogatego wuja, którego traci w niewyjaśniony sposób po odwiedzinach u jego partnerów handlowych. W towarzystwie podejrzanego duetu wyrusza w podróż po kraju, zostaje windziarzem w hotelu Occidental, jednak tam też nie potrafi się utrzymać na dłuższą metę. Ostatnią tajemniczą stacją jego wędrówki jest tak zwany teatr naturalny z Oklahomy.

Jan Klata z początku konsekwentnie stawia na stylizację, przerysowaną formę i obnażoną sztuczność. Psychologizacja na pewno nie wyszłaby postaciom Kafki na dobre - o ile to w ogóle są postaci, a nie przede wszystkim język? Scenografia składa się z pomalowanych kartonowych ścian, opadających na podłogę po każdej scenie pod wpływem silnych podmuchów wiatru i ukazujących następny obraz, który przy każdej odsłonie jedynie z grubsza symuluje wnętrza, krajobrazy i widoki. Jak w książce dla dzieci z ruchomymi obrazkami, w której wnętrze buduje się z powycinanych elementów, tak również i tu stoły, kanapy i krzesła są zrobione po prostu z kartonu.

Przestrzenie i iluzje

Komiksowa estetyka z początku funkcjonuje śpiewająco. Aktorzy lawirują między lakonicznym przyduszonym wypowiadaniem tekstu a ekstremalnie zrytmizowanym tempem, w jednych scenach poruszają się w gorączkowym pośpiechu w układach choreograficznych zataczających kręgi, w innych z kolei drażniąco powoli. Groteskowe kostiumy i peruki podkreślają jaskrawy charakter komiksu, który niestety w przydługiej scenie hotelowej, w której wszystkie postaci muszą wykonać pseudoegipskie tańce chodzone, popada w śmieszność. Klata nie wykorzystał ostatniej sceny - teatru naturalnego z Oklahomy - w której pada ostatnie piękne zdanie "Dopiero teraz Karl pojął wielkość Ameryki", reżyser przesunął akcent na obraz, który nagle przemawia do nas jakby szeptem: w tyle sceny połyskująca na zielono planeta obraca się przy akompaniamencie uporczywego śmiechu. Mimo to w dużej części jest to rzeczywiście bardzo kafkowski teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji