Artykuły

Z teatrów

"Dwa teatry" Jerzego Szaniawskiego w Teatrze Powszechnym.

Warszawiacy, jak wiadomo, nie boją się żadnego ryzyka, a dyr. Poreda jest z krwi i kości warszawiakiem. Wbrew niepowodzeniu "Dwóch teatrów" w Krakowie, wziął sztukę na warsztat i zaprosił autora na premierę i uroczystą popremierową fetę, by Mu dowieść najnamacalniej, że powód krakowskiej porażki nie tkwił bynajmniej w samych "Dwóch teatrach". Równocześnie z dyr. Poreda poszedł na podobne ryzyko teatr katowicki i wystawił "Dwa teatry" w reżyserii takiego majstra, jak Edmund Wierciński. Oba bezsporne sukcesy sztuki warszawski i katowicki, dają Szaniawskiemu pełne zadośćuczynienie, bijąc rykoszetem w krakowskie partactwo. Słowo się rzekło, partactwo. Czyżby atmosfera "Odrodzenia" aż do tego stopnia nie służyła naszym ongiś Atenom (Nowaczyński podsuflowałby: małym Atenom), że zmieniają się nie powolutku w artystyczną Abderę?

Jerzy Szaniawski nie należy do pisarzy łatwych - mimo pozorów łatwości - i zrozumiałych dla przeciętnego zjadacza chleba teatralnego. Istotnie, nabył z biegiem lat zręczności zdumiewającej w budowaniu konstrukcyj dramatycznych - znowu: napozór - przejrzystych operuje środkami wyrazu, sprowadzonymi do doskonałej prostoty. Lecz, okazuje się, przejrzystość faktury, prostolinijność postaciowania i gospodarki w perypetiach, owa, powiedzmy, naturalistyka tworzenia, charakterystyczna dla Szaniawskiego, nie może wystarczyć tam, gdzie w błękicie pół-jawy i pół-bajki wymyka się widzowi lotna dusza dzieła wgłąb zagadki, której rozwiązanie twórca dyskretnie utrudnia. Nie chcę przypisywać Szaniawskiemu jakiejś osobnej i osobliwej kokieterii metafizycznej; nie, tej nie widzę, bo jej niema. Jest w Szaniawskim tylko przesubtelnienie, dziewicza trwoga przed odsłonięciem duszy dzieła - własnej duszy wobec profanów i szyderców, od których się roi ten zmaterializowany do gruntu światek. Szaniawski tworzy z pasji wewnętrznej: czuje nieomylnie, iż jego twórczości potrzebują wybrani. Wybrani zaś - choćby czasem - zaglądają i do własnej duszy. Innych pociągnie napewno czas zewnętrzny bajki życia, w którym wszystko układa się ładniej i inaczej i nad zwykłe pojęcie.

Bajak o Psyche? Bajka o Psyche a rebours, bo u Szaniawskiego kaganek ciekawości pali Miłość przed obliczem i płochliwej Psychy i Psyche od niej wciąż ucieka, lżejsza od motyla. Kolejne warianty tej bajki, "Papierowy kochanek", "Lekkoduch", "Ptak", "Żeglarz", "Adwokat i róże", "Fortepian", "Krysia", nasuwają pytanie w jakim urodziła się klimacie, z czego wyrosła, z zadumy filozofa, czy z marzenia poety? Przechylmy się do pierwszej koncepcji. Wtedy uderzy nas paradoks: zaduma Szaniawskiego ma duszę, duszę dziwną, o objawianiu się nieśmiałym, w mistycznym chiaroscuro, niby u prymitywów, pełną po brzegi tęsknoty do poezji. I nigdzie nie uderzy nas to silniej, niż w ostatniej sztuce, "Dwóch teatrach", w której Szaniawski rozszyfrowuje wreszcie hieratyzm całej swojej twórczości i w jej obronie łagodnie atakuje niedowarzenie naszych zakutych materialistów.

Co zrobiono z "Dwóch teatrów" u dyr. Poredy?

Widowisko harmonijne czyste, o dużej ekspresji. Zasługa w tym reżysera. Nie wątpię, że p. Janowi Kochanowiczowi, reżyserowi, niezmiernie się przydały dawne doświadczenia redutowe, ale sądzę nadto, że bez rozwiniętej przezeń samodzielnie rozwagi artystycznej i inwencji, bez wrodzonej kultury i poczucia granicy między bezpiecznym i niebezpiecznym eksperymentatorstwem na scenie, praca, którą włożył w "Dwa teatry", obróciłaby się na marne. Nie zgubiwszy najdrobniejszego półtonu, zsymfonizował grę aktorów, dbały zarazem, by nigdzie nie zatrzeć barw indywidualnych. Sens o który chodziło Szaniawskiemu, wydobył jasno. Za jego przykładem - (zagrał szlachetnie rolę dyrektora teatru rzeczywistego) - artyści, pp. Jerzy Block, Mieczysław Pawlikowski, Izdebski, Tkaczyk, Stanisława Kawińska, Wanda Szczepańska, Hanna Bielska, stworzyli postaci o rysunku równie szlachetnym. Wyróżnił się niedościgniony mistrz Józef Zejdowski, jako pyszne factotum, skopiowane aktorsko z populamego w MTD woźnego dyrekcji, i p. Konrad Morawski, jako ojciec w jednoaktówce "Powódź". Rzetelny i wielostronny talent p. Morawskiego dopomina się zadań znacznie wyższej rangi.

Chybiła p. Jasnorzewska, jako Lizelotta. Rola nie pasuje absolutnie do jej możliwości.

Dekoracje p.Jana Golusa na dobrym poziomie, acz ściągnięte do ram jeszcze za kusej przestrzeni scenicznej.

"Dwa teatry" obudziły żywe echo. Ba! Klub sprawozdawców teatralnych urządził wieczór dyskusyjny z popiasami zwolenników i przeciwników twórczości Szaniawskiego. Trudno mi stwierdzić, że impreza była celową.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji