Rosyjski spisek
W sztuce braci Presniakow wszyscy, bez wyjątku, udają. No to gdzie jest ta prawda, jeżeli w ogóle jest? - pisze Marek Mikos.
Rewię udawania rozpoczyna pierwsza scena, która sprawia, że stajemy się świadkami spotkania niby-Ojca i niby-Syna z łże-"Hamleta". Po szekspirowskim, archaizowanym początku dramat szybko osadza się we współczesnym języku i dzisiejszych realiach, ale udawanie wcale nie traci na sile. Główny bohater udaje ofiary w policyjnych rekonstrukcjach, jego narzeczona i matka udają miłość, rosyjska restauracja - japońską, maładiec - samuraja, mrożona ryba - świeżą, makaron - chleb, pończocha - linkę zabezpieczającą, fircyki w narodowych strojach - piłkarzy reprezentacji, dorośli - gówniarzy, złodzieje - stróżów prawa. Nawet kiedy w basenie obok jest woda, to z jakiegoś powodu lepiej udawać, że się w niej jest, niż po prostu zanurkować. Pysznych sytuacji z udawaniem jest tu co nie miara, ale w tekście, jak ten, wyprzedzającym obejrzenie spektaklu, nie można ich zdradzać, bo przecież sztuka Braci Presniakow poza tym, że udaje dramat szekspirowski, teatr absurdu, odtwarzający fotograficznie rzeczywistość werbatim, komedię obyczajową i Bóg wie, co jeszcze, pozoruje też teatr sensacji albo powtórkę z kryminalnego serialu a w stylu W-11.
Zwolennicy spiskowych teorii dziejów utrzymują, że pod widoczną dla wszystkich wierzchnią warstwą wydarzeń tkwi ta właściwa. Dopiero sięgając tam, możemy odkryć prawdziwy scenariusz, ludzkie intencje i niekłamane związki przyczynowo-skutkowe. Co jest więc pod warstwą wszechogarniającego w tej sztuce udawania, jeżeli w ogóle tam coś jest? Jaki ważny komunikat ukryli bracia Presniakow przedrzeźniając innych?
Ponieważ jako ludzie kulturalni i wiedzący, co wypada, co zaś nie, nie musimy ulegać spiskowym teoriom, mamy ten komfort, żeby odpowiedzieć zwyczajnie: niczego nie ukryli. Pokazali świat, jakim jest, w którym każdy gra jakąś, czasem nie do końca uświadomioną rolę, nie wiadomo przez kogo, a może i przez nikogo nienapisaną. Pokazali spojrzenie ludzi starszych, którzy jak świat światem narzekali na uciekających przed odpowiedzialnością młodych. Szczególnie, gdy ci ostatni, jak jest to właśnie - w "Udając ofiarę"- osiągnęli wiek Chrystusowy i wciąż chcą być uznawani za dzieci, kryć się za starszymi. Przedstawili autoironiczny obraz Rosji, która zamiast modnie jeść pałeczkami, woli połączenie pałki z podbierakiem, czyli łyżkę, miota się między Wschodem i Zachodem, tonie w korupcji, ale i wzrusza się własnym sieroctwem.
W prostej, zdawałoby się historii, Presniakowowie spotkali ze sobą mnóstwo scenariuszy, jakie plączą się w realnym świecie gmatwając się tym bardziej, im mniej pewny jest scenariusz generalny, podporządkowujący sobie te cząstkowe.
Jeśli jednak przyjdzie nam chęć na nieco mniejszą poprawność, to może w całej tej Presniakowowej robocie doszukamy się spisku. Wtedy w ich sprawnie i ku uciesze zachodniego widza napisanej teatralnej rzeczy zobaczymy skrzętnie osłonięty promyczek nadziei na to, że sens, który dziś stał się tak deficytowym pojęciem, jednak jest, warto iść, a nie pełzać i żyć naprawdę, a nie udawać.