Artykuły

Odwaga i arogancja

"Ogród Marty" pod kier. art. Cezarego Duchnowskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W repertuarze Opery Wrocławskiej nie brakuje spektakli współczesnych - a więc najczęściej takich, których języka publiczność musi dopiero się nauczyć, zachwyt odkładając na kolejny etap edukacji - ale "Ogród Marty" jest wśród nich dziełem ekstremalnym, szokującym odwagą i rozmachem

Opera? Wbrew pozorom - tak. Cezary Duchnowski, korzystając z prozy Piotra Jaska, opowiedział historię miłosną. Tragiczną nie w melodramatycznym, umownym sensie, za to zanurzoną w prawdziwym życiu i osobistym, wcześniejszym czy późniejszym, doświadczeniu każdego człowieka. Chłopiec i dziewczyna, młodzieńcze uniesienie, odkrywanie uczucia, poznawanie tajemnic miłości, znudzenie codziennością, ciężar rozczarowań, katastrofa starości... Wszystko zostało tu opowiedziane za pomocą wyrwanych zdań, narastających powtórzeń, strzępów pięknych melodii, histerycznych krzyków, nerwowych monologów i zanurzone w morzu elektronicznie przetworzonych dźwięków, otaczających słuchacza z każdej strony. Scenografia (i w zasadzie cała sceniczna rzeczywistość) też wykreowana została z użyciem maszyn: to, co robią bohaterowie, przenika się z onirycznymi projekcjami bądź przetworzeniami obrazu z podglądających ich kamer - statyczny w gruncie rzeczy performance nabiera dynamiki, staje się żywym spektaklem.

Imponujący udział technologii użytej przez kompozytora-inżynie-ra i idące za nim odwrócenie ról wykonawców (którzy grają, ale o tym, Cezary Duchnowski, korzystając z prozy Piotra Jaska, opowiedział w "Ogrodzie Marty" historię miłosną jak zabrzmią dźwięki wydobywane z ich instrumentów: preparowanego fortepianu, akordeonu, wiolonczeli i zestawu perkusyjnego, decydują nie oni, a zaprogramowany komputer) nie przytłacza i nie sprawia wrażenia, że o tym, co głęboko ludzkie, mówi maszyna. W gruncie rzeczy ciągle chodzi o zbiorową improwizację, wynikającą ze spontanicznego porozumienia, a nie chęci ukrycia się za wydajnym procesorem. Nie ma tu chaosu ani - nawet jeśli natężenie decybeli sięga szczytu - nie ma hałasu. Jest poetycki porządek, ocierający się o ilustrację wyśpiewywanych (przez Agatę Zubel) czy wypowiadanych (przez Eryka Lubosa) zdań. Niekiedy są to frazy o zdumiewającej sile i urodzie, zdania boleśnie przenikliwe i prawdziwe.

Prezentacja utworu Duchnowskiego była związana z trwającym we Wrocławiu festiwalem Musica Electronica Nova - ale i bez tego kontekstu, narzucającego oczekiwania i definiującego gust premierowej publiczności - byłoby to wydarzenie. Nie wiem, oczywiście, czy "Ogród Marty" będzie chętnie słuchany i oglądany, a sam fakt, że to dzieło wrocławianina i głównie

wrocławskimi siłami przygotowane, pomoże zdobyć sympatię publiczności. Ale też, podejrzewam, chęć przypodobania się komukolwiek była, jeśli była w ogóle, na końcu listy priorytetów Duchnowskiego, który rzecz nie tylko wymyślił w warstwie dźwiękowej, lecz także żelazną ręką przypilnował kształtu scenicznego.

Jeszcze raz zadam to pytanie: opera? I jeszcze raz odpowiem twierdząco. Można przyjąć, że są tu odpowiedniki i arii, i recytatywów, pozwalające awangardowość "Ogrodu Marty" czytać jako formalną kontynuację i przetworzenie tego, co już w historii opery było i, co tu kryć, większość z nas tak lubi. Ale przede wszystkim kompozytor czerpie z tej muzycznej (czy po prostu: dźwiękowej) materii, która otacza go na co dzień, i z tego, co sam kreuje w swoim cyfrowym laboratorium dźwięków. To odgłosy domu i miasta, estetyka wąskich nisz popkultury. Słychać tu odwagę i arogancję zdobywcy, który jeśli nawet dojdzie do skraju mapy, będzie wiedział, dokąd zmierza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji