Artykuły

Niebieskie marzenia

"Niebieski, niebieski, niebieski" w reż. Iwony Kempy w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Recenzja Andrzeja Churskiego w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Szekspir pisał, że świat jest teatrem. W odczuciu wielu ludzi świat jest cyrkiem. Bo cyrk jest bardziej od teatru okrutny, więcej w nim tandety i maskującego lichotę blichtru.

"Niebieski, niebieski, niebieski" Zoltana Egressy'ego to opowieść o cyrku, który jest metaforą świata. To cyrk biedny, skazany na upadek, tworzony przez ludzi bez wielkich talentów i umiejętności, na ogól bez charakteru i na pewno bez perspektyw. Ci ludzie co wieczór ubierają tandetne, biedne kostiumy i wykonują swoje słabe numery, myląc się, potykając i gubiąc rekwizyty. W dzień snują się bez sensu po zaśmieconej, brzydkiej przestrzeni gubiąc frustrację i lęk w alkoholu, seksie, wspomnieniach. Młodzi mają co prawda marzenia i ambicje, ale też krojone na ich miarę: o miłości, o bezpiecznej wspólnocie, o nowym, niebieskim kostiumie, o pozycji lidera w zespole. Ten cyrk w teatrze szalenie się zresztą podobał premierowej publiczności, w czym jest pewnie jakiś paradoks: złożona na ogół z zadowolonych z siebie ludzi sukcesu, wymagająca widownia wielkodusznie nagradzała brawami nawet najlichsze cyrkowe banały.

Brawa dla aktorów

Oczywiście były to - brawa dla toruńskich aktorów, którzy opanowali arkana sztuki cyrkowej w stopniu wystarczającym do tego, by z powodzeniem imitować prawdziwe występy na arenie. Julia Balsewicz z wdziękiem pręży się na trapezie, Tomasz Mycan zionie ogniem, Sławomir Maciejewski rwie łańcuchy, Paweł Tchórzelski miota nożami w stronę Anny Romanowicz-Kozaneckiej, a Grzegorz Wiśniewski jest mistrzem iluzji. Były to też brawa dla inscenizatorów, za wciąganie widowni w świat cyrku i teatru, za stwarzanie okazji do zdrowego śmiechu, za wzruszenia, które wywołuje ten spektakl.

Smutna komedia

To jedno z najsmutniejszych przedstawień, jakie widziałem, ale zarazem wyszedłem z teatru przekonany, że widziałem dobry, w jakiś sposób nawet krzepiący spektakl. Zestawem problemów cyrkowego minispołeczeństwa można by obdzielić kilka współczesnych dramatów. Jest to smutna komedia, ale bez taniego sentymentalizmu, bo gdy ten tylko się pojawia, zaraz Toto (grany przez Sławomira Maciejewskiego) przywraca jednym celnym a sceptycznym słowem stan normalny. Autorzy przedstawienia nie kierują też odczuć widowni w stronę pogardy dla cyrkowych półamatorów. Słusznie, bo wszystkim zbyt dobrze wiadomo, jak (na przykład) osiągają mistrzostwo chińskie czy mongolskie akrobatki. I jak trudno utrzymać pozycję w niektórych zawodach, gdy młodość mija.

No i najważniejsza rzecz: szansa, przed którą staje Cyrk "Filadelfia". Niby wszyscy wiemy, że jak człowiek nie pomoże sobie sam, to nikt mu nie pomoże, ale na ogół pielęgnujemy w tej sprawie jakieś złudzenia. "Niebieski" skutecznie tych złudzeń pozbawia, ale zarazem jakoś przywraca sens procesowi pomocy wzajemnej - nawet w tak zepsutej rodzinie jak ta cyrkowa. Przywraca też wiarę w wiarę.

- Mów o tym, co jest ważne - strofuje młody byczek Paniera (Tomasz Mycan) starego klowna, szefa cyrku (gra go Paweł Tchórzelski), gdy ten bąka coś o Bogu. Ale to klown jeszcze raz zbiera wokół siebie osłabiony zespół, a Paniera zostaje sam.

Obecny na przedstawieniu Zoltan Egressy wyjeżdżał z Torunia zadowolony, obiecując Iwonie Kempie, że prześle jej swoją następną sztukę natychmiast po jej napisaniu. A "Niebieski" trafi może do cyrkowego namiotu. Teatr toruński przejdzie w tym roku remont wnętrz i prawdopodobnie w tym czasie ta właśnie sztuka grana będzie w plenerze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji