Kadet Winslow
W programie czytamy uwagę że sztuka w czterech aktach p.t: "Kadet Winslow" angielskiego autora Terence Rattigan została po raz pierwszy wystawiona w Londynie, w Lyric Theatre, dnia 23 maja 1946 roku, że oparta jest na autentycznym wydarzeniu tuż sprzed wybuchu pierwszej wojny światowej, bardzo w owym czacie głośnym. Co prawda sztuka napisana i wystawiona przeszło trzydzieści lat po tej głośnej sprawie jest mniej głośna - nie mniej jest bardzo ciekawa, jako ilustracja, możliwości "dreyfusjady" również i w Anglii, co jasno wynika nie tyle z tendencji, co z treści sztuki.
W Szkole Kadetów Królewskiej Marynarki Wojennej w Londynie jeden z uczniów, trzynastoletni Ronnie Winslow, syn poczciwego urzędnika banku, posądzony jest o to, że przejął przekaz pieniężny na adres kolegi, którego podpis podrobił. Chociaż podjęta suma nie była wielka, bo stanowiła zaledwie 5 szylingów, to jednak rzecz sama urosła do rozmiarów społecznej afery i skandalu ogólnopaństwowego. A to głównie przez tępy upór i opaczne pojęcie honoru urzędowego bezdusznej i zautomatyzowanej biurokracji państwowej. Chodzi o to, że skoro zewnętrzne pozory przemówiły za winą chłopca i skoro władze królewskiej marynarki wojennej wydały swe orzeczenie - sprawa powinna być raz na zawsze rozstrzygnięta, bo tego wymaga rzekomo honor i powaga brytyjskich sił wojskowych. Tymczasem, według zdania ojca chłopca, posądzonego o rzekomą kradzież, sprawa winna być bezstronnie zbadana przez odpowiednie instancje sądowe. Prowadzenia sprawy podejmuje się jeden z najgłośniejszych adwokatów angielskich i rozpoczyna się proces, ciągnący się całe dwa lata, zaprzątając sobą całą opinię angielską i znajdując burzliwe echo w specjalnie tej sprawie poświęconej nadzwyczajnej sesji parlamentu angielskiego w przededniu wybuchu pierwszej wojny światowej.
Cały zewnętrzny przebieg tej sprawy przypomina głośną aferę sądową Dreyfusa we Francji w roku 1894. Oczywiście ta lilipucia, w porównaniu z francuską, o dwadzieścia lat późniejsza, angielska historia nie posiada zasadniczego rdzenia antysemickiego i jest jakby tylko jej niezbyt przekonywającą, bo zdaje się dość sztucznie rozdętą, przez autora, imitacją. Chciał przez to pokazać, że i w Anglii jest możliwy antysemityzm, jak gdyby ktokolwiek trzeźwy po wystąpieniach Mosleya mógł o tym jeszcze wątpić, i że w Anglii za mało jest praw, oczywiście dla rentierów, a w najlepszym razie dla drobnomieszczaństwa, które czuje się zagrożone w drobnych oszczędnościach i zmuszone jest je ratować przez szczęśliwe ożenki, co ze sztuki bardzo jasno wynika. Widzimy więc, że społecznie sztuka jest bardzo mało wartościowa przez programowe niejako mętniactwo ideologiczne jej autora, gdyż robienie ze starego Winslow a chorążego tzw. prawd absolutnych, szermierza "wiecznej i absolutnej sprawiedliwości", a właściwie upartego maniaka, który za wszelką cenę dąży do tego, aby postawić na swoim - nie przekonuje nikogo. Sztuka jednak jest ciekawa, jako przykład zręcznego rzemiosła teatralnego - zresztą fragmenty procedury śledczej, jak w ogóle tematyka sądowa, zawsze miały niesłychane wzięcie w teatrze i cieszyły się pewnym powodzeniem. Zwłaszcza, że w Teatrze Kameralnym sztuka ta grana jest pierwszorzędnie i stanowi chyba jedno z najlepszych pod względem reżyserii i gry aktorskiej przedstawień w tym teatrze od początku jego istnienia. Erwin Axer obok Karola Borowskiego i być może, Wilama Horzycy, należy do tych niewielu w Polsce reżyserów, którzy potrafią wyczarowywać ogólną atmosferę widowiska z najsubtelniej potraktowanej gry indywidualnej aktora. Znany nam od lat Konstanty Pągowski objawił się jakby z nowej zupełnie dotąd nieznanej strony w roli starego, zawziętego Artura Winslow, to samo trzeba powiedzieć o Helenie Buczyńskiej w roli zahukanej i kołtuńskiej Grace Winslow, a zwłaszcza o Januszu Jaroniu w przepysznej, nieco demonicznej roli adwokata Roberta Mortona, wreszcie o Edwardzie Dziewońskim w doskonałej roli łobuzersko - sowidrzalskiego Dickie Winslow. Bardzo utalentowany wydaje mi się ten młody chłopiec, który grał rolę Ronnie Winslow - był naturalny i pewny siebie jak otrzaskany ze sceną stary aktor. Irena Horecka w nowej dla siebie roli służącej Weroniki dała postać niezapomnianą, zwłaszcza w końcowym sprawozdaniu z rozprawy sądowej; Halina Kossobudzka zjednywała sympatię widowni swą szlachetnością i naturalną prostotą w roli zawiedzionej w miłości Katarzyny Wins!ow, zaś Wanda Jakubińska bawiła groteskową grą nieco farsowej postaci dziennikarki angielskiej miss Barness. Jedynie Andrzej Łapicki wypadł trochę blado w roli Johna Watherstone, ale to może wina nie jego, lecz autora, który ją źle napisał. Adam Mikołajewski i Stanisław Bieliński nie wiele mieli okazji do popisu.
Dekoracje i kostiumy Władysława Daszewskiego jak zwykle dobre. Przekład Józefa Brodzkiego poprawny. Frekwencja na sali niedostateczna. Dlaczego? Przecież to jedna z najlepiej granych sztuk w Polsce.