Artykuły

Dyrektor wylatuje

W Polsce dyrektorzy prowadzą instytucje niekończącymi się latami. Jakby ich nie dotyczył problem zawodowego wypalenia, okopują się na swoich pozycjach, czekając na wylot. Jest to czas zmarnowany i dla instytucji i dla dyrektora - pisze Jerzy Snakowski w felietonie z cyku "Oko-uchem" w portalu Trójmiasto.pl

José Maria Florencio wyleciał z Opery Bałtyckiej. W tym przypadku słowo "wyleciał" nie posiada najmniejszego zabarwienia pejoratywnego czy w ogóle emocjonalnego. W naszym życiu kulturalnym zaczęło ono funkcjonować na tych samych prawach, co słowa "premiera", "wernisaż", "klapa" itp. Postuluję, by słowo "wylecieć" wręcz umieścić w "Słowniku języka polskiego" na określenie zaprzestania prowadzenia działalności w charakterze dyrektora polskiej instytucji kulturalnej. U nas dyrektor nie odchodzi. U nas musi być trzęsienie ziemi, wybuch, burza czy inna forma wyładowania skumulowanej energii powodująca wylot.

W ostatnich tygodniach doświadczył tego nie tylko Florncio, ale i jego koledzy, dyrektorzy-dyrygenci oper w Szczecinie i Białymstoku oraz filharmonii w Olsztynie. Za każdym razem odbywa się to w oparach skandalu i najgorszych emocji, które długo odbijają się czkawką u obu stron.

Florencio zaprzestał więc działalności w POB w polskim stylu. Za światową tendencję w tej sytuacji należy uznać fakt, że zrobił to zaledwie po trzech latach dyrektorowania. To coś nowego. Dyrektor polskiej instytucji kulturalnej słynie z długowieczności. Jest jak pierwszy sekretarz partii komunistycznej w demoludach - wystarczyło zapamiętać jego nazwisko raz na pół życia, bo dopiero śmierć rozłączała go z funkcją partyjnego lidera. To było bardzo wygodne, bo nie trzeba było co rusz uczyć się nowych nazwisk.

W Polsce nadal nie jest w powszechnym zwyczaju, by dyrektorów zatrudniać na okresowe kontrakty. Po zakontraktowanym okresie organizator instytucji rozliczałby dyrektora: "Poziom artystyczny? Podniesiony"; "Wydatkowanie publicznych wydatków? Pod kontrolą"; "Umiejętność pozyskiwania dodatkowych środków? Jest"; "Atmosfera w instytucji? Wszyscy szanują pana dyrektora". A więc przedłużamy kontrakt na kolejne trzy, pięć, siedem lat. Nie sprawdził się? Nie przedłużamy. Może stanąć w konkursie w innym teatrze, gdzie inne warunki sprawią, że pójdzie mu lepiej.

U nas dyrektorzy prowadzą instytucje niekończącymi się latami. Jakby ich nie dotyczył problem zawodowego wypalenia. Nie wierzę, że można być świetnym przez dwadzieścia lat na jednym stanowisku. Po pewnym czasie dyrektor-długodystansowiec dostaje zadyszki. Nie jest w stanie zaoferować instytucji nic nowego. A instytucja jemu. Czy to oznacza, że jest złym dyrektorem? Nie! Jest dyrektorem, którego możliwości w danym miejscu się skończyły. Ale w innym może rozkwitnąć ponownie i rozwijać się dalej, wykorzystując zdobyte wcześniej doświadczenia.

Tymczasem u nas dyrektorzy okopują się na swoich pozycjach, czekając na wylot. Trwa to czasem kilka lat. Jest to czas zmarnowany i dla instytucji i dla dyrektora. Nie przyjdzie mu do głowy, by odejść w dobrej atmosferze i z własnej woli. A to, w sytuacji gdyby nie kwitło u nas kolesiostwo (kolejne słówko do "Słownika..."), mogłoby być atutem przy ubieganiu się w konkursie o inne stanowisko. I siedzi, dopóki nie nastąpi wybuch i wylot... Rozwiązanie? Konkursy, terminowe kontrakty, rozliczanie efektów, określenie przez organizatora wysokości dotacji w każdym roku trwania umowy, stworzenie przez państwo instrumentów zachęcających sponsorów do wspierania kultury.

José Maria Florencio świętował niedawno 25-lecie działalności w Polsce. W Gdańsku był tylko trzy lata. A może to wystarczy? Wylatując stąd, jako artysta zostawia świetne wrażenie. Może, gdyby miał wylecieć za 20 lat, to wtedy jako meloman szeptałbym "nareszcie". A tak, mówię "szkoda". Widocznie nie każdy dyrygent może być zarazem świetnym dyrektorem. Florncio bardzo często podkreślał, jak bardzo czuje się Polakiem. Teraz dzięki temu, że w jego artystycznej biografii pojawiło się specyficzne polskie słowo "wyleciał", może czuć się nim pełną gębą.

***

Oko-uchem to rubryka, w której autor, wykładowca Akademii Muzycznej w Gdańsku, były zastępca dyrektora Państwowej Opery Bałtyckiej, dzieli się z naszymi czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat trójmiejskiej kultury i nie tylko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji