Artykuły

Białystok. Boski Mozart studentów Uniwersytetu Muzycznego

Najpierw bójki, przepychanki i przebieranki, potem wkładanie białych peruk i damsko-męskie perypetie. Czyli "Wesele Figara" Mozarta w wykonaniu studentów Uniwersytetu Muzycznego

Za jedną z najlepszych oper geniusza tego gatunku wzięli się studenci Wydziału Instrumentalno-Muzycznego UM w Białymstoku. Operę będzie można zobaczyć na zaledwie dwóch przedstawieniach, dziś i jutro wieczorem w Białostockim Teatrze Lalek. A właściwie zobaczą ją tylko nieliczni, bo bilety rozeszły się w ekspresowym tempie.

Skąd pomysł na operę? Każdy student uczelni muzycznej kończąc uczelnię musi zaliczyć udział w wykonaniu opery. A konkretnie ma być to udział w "koncercie inscenizowanym". Studenci w ten sposób zaliczają różne przedmioty: dykcję, ruch sceniczny, umiejętności taneczne, aktorskie, wokalne - i w sumie opery z całą oprawą sceniczno - dramatyczną realizować nie muszą. Białostoccy młodzi artyści są jednak ambitni. Dwa lata temu na scenie Teatru Dramatycznego z powodzeniem zrealizowali moniuszkowską komedyjkę "Flis", teraz sięgnęli po dzieło z naprawdę wysokiej półki. Wybrali jedną z najpopularniejszych oper Mozarta. Bo Mozart jest dobry na wszystko.

Prof. Cezary Szyfman, piastujący opiekę wokalną nad przedsięwzięciem: - Mozart uważany za geniusza jest z nim z pewnością dlatego, że sfera muzyczna przez niego prezentowana jest najlepiej na świecie połączona ze sceną dramaturgiczną. A poza tym Mozart dla każdego wokalisty jest lekarstwem. Jest nawet takie powiedzenie: jeśli masz problemy ze śpiewaniem: wróć do Mozarta.

Reżyser Paweł Aigner: - Mozart jest boski, stąd w spektaklu pojawią się i chmury... Mozart kreuje ciekawe postaci, relacje, doszliśmy nawet do wniosku, że on pisząc poszczególne sceny liczył te kroki, gesty, myślał scenicznie. Dramaturgia wypływa u niego z muzyki. Genialne.

Był jeszcze jeden powód wyboru "Wesela Figara". Obsada. Tą operą studia (choć na scenie osób jest więcej) zalicza 12 studentów (w rolach grają m.in. Hanna Różankiewicz, Paulina Jankowska, Krzysztof Szyfman, Paweł Gołaszewski). Ale od pomysłu do realizacji droga była jeszcze daleka. Studenci obili się jak zwykle o prozaiczny powód: fundusze. Ale i to zwalczyli. Spektakl kosztował 35 tysięcy i tyle udało się zdobyć. Jedną trzecią kwoty dało studentom Towarzystwo Przyjaciół Uniwersytetu Muzycznego, 10 tys. prezydent miasta, resztą - sponsorzy. Odmówili giganci, dali najmniejsi. Jak choćby dwa przedszkola prywatne. A Białostocki Teatr Lalek bezpłatnie użyczył swojej sali: na próby i przedstawienia Co z tego wyszło? Interesujący spektakl bynajmniej nie na dwa przedstawienia. Wokaliści uczyli się swoich ról przez rok. Już samo zapamiętanie wszystkich arii, recytatywów, scen zbiorowych jest ogromną pracą. Grę aktorską wyciskał ze studentów Paweł Aigner. Ważne było zgranie się z również studencką orkiestrą (nad nią pracował Paul Kantschieder). Smaczków wokalnych z pozoru prościutkich arii (pilnował prof. Cezary Szyfman. Choreografię opracowała Karolina Garbacik. Mimo że z mozartowskimi dziełami zmagają się od lat najlepsze teatry świata, białostoccy studenci też postanowili spróbować. Prof. Szyfman: - Pewnie, że dali radę. To, że w ogóle to wykonują jest fantastyczne, przecież to ogromna forma nawet do samego zapamiętania!

Studenci też znają wagę swojego przedsięwzięcia.

- To jest ogromne życiowe doświadczenie, którego nigdy byśmy nie uzyskali ślęcząc nad podręcznikami. Praca z reżyserem teatralnym daje nam mnóstwo bezcennej wiedzy. No i nie sposób się nudzić -mówią zgodnie.

Słusznie też są dumni, że spektakl udało się "wciągnąć" na scenę, znaleźć na wszystko fundusze. W tym scenografię (przygotował ją Pavel Hubieka), kostiumy, peruki, minimalne gaże dla głównych twórców spektaklu. Przygotowali nawet libretta. Widz nie będzie mógł śledzić akcji zdanie po zdaniu, ale mozartowska opera buffa nawet w języku włoskim (genialną intrygę uknuł Lorenzo da Ponte) jest tak czytelna, że nie sposób się w niej pogubić. No chyba że w konkretnych postaciach - czyli kto w danej chwili jest kim i za kogo daną postać bierze - jako że "Wesele Figara" to istna komedia pomyłek i nieporozumień. Jak mówią studenci: w realizacji Pawła Aignera tym ciekawsza, że w wersji off modern. A sam Paweł Aigner konkluduje: - W "Weselu Figara" każdy szuka tego, czego nie ma. Są tu problemy jakieś małżeńskie, jakieś próby życiowych zmian, ale koniec końców bohaterzy sobie szaleją i...zostają przy tym, co było dotychczas. Stara bieda jest lepsza.

Dla studentów - ale może jeszcze bardziej widzów - bieda to fakt, że przedstawienie zagrają tylko dwa razy. Wszyscy chcieliby, by na częstsze pokazywanie "Wesela Figara" znalazły się i pieniądze i możliwości. Bo jak mówi dziekan UMFC Wydziału Instrumentalno-Pedagogicznego w Białymstoku prof. Włodzimierz Promiński: - To, że to przedstawienie w ogóle powstało - jest jak scenariusz amerykańskiego filmu. Mała grupa ludzi zrobiła rzeczy wielkie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji