Artykuły

Dwie udane premiery operowe

"Bal maskowy" w Operze Śląskiej

WYSTAWIENIE tej pięknej opery Verdiego jest jej polską, powojenną oczywiście, premierą. Toteż słuchając jej, mimo wolt cofaliśmy się myślą o z górą 30 lat wstecz, kiedy to słyszeliśmy po raz ostatni "Bal maskowy" w warszawskim Teatrze Wielkim w wykonaniu ówczesnych naszych znakomitości. Z porównania tego wynikałyby może pewne różnice w samej interpretacji muzycznej stylu Verdiego, pewne dzisiejsze braki odpowiednich wolumenów głosowych, a nawet sprawności technicznej. Niemniej, obecne przedstawienie bytomskie, mogłoby całością swego opracowania muzycznego oraz obsadą niektórych ról, zyskać uznanie nawet w Teatrze Wielkim.

Przede wszystkim opracowanie muzyczne. Dyrygent OLDRZICH PIPEK i orkiestra stanęli na nie spotykanym dotąd w Operze Śląskiej poziomie. Wielka muzykalność ujęcia, czystość dźwiękowa, precyzja rytmiki - godne były najwyższego uznania. Stałe zaangażowanie tego zdolnego czeskiego dyrygenta (uczeń Milana Zuny), już nam przynosi nieocenione korzyści. To, co było na scenie, to istny konkurs wokalny pomiędzy tej miary dwoma śpiewakami, co BOGDAN PAPROCKI (Riccardo) i ANDRZEJ HIOLSKI (Renato). Obaj byli świetni i obaj - obok dyrygenta - nadawali właściwy ton temu dobremu przedstawieniu, przy czym Hiolski wydawał nam się jakby stworzony do partii Renata. JANINA ROZELOWNA, gdyby nie pewne hamowania, byłaby dobrą Amelią. Aparacyjnie piękna i posiadająca przy tym wszelkie predyspozycje do najlepszego ujęcia tej partii. Duże słowa uznania należą się Z. WOJCIECHOWSKIEJ (Ulrika) i W. GRABOWSKIEJ (Oskar).

Scenografia T. GRYGLEWSKIEGO sensownie nowoczesna i na ogół przyjemna i ładna. Zakwestionowalibyśmy jedynie niezbyt udane peruki męskie. Reżyserował K. URBANOWICZ. Obaj ci realizatorzy popełnili ten jeszcze błąd, że nie powiązali jakoś tych 6 odsłon szybszymi zmianami, przez co "Bal maskowy" stał się rozwlekłą 5-aktową operą. Program niby zawierał obfitą treść, ale końcowy wykaz oper Verdiego imponował też obfitością błędów. Np. utwory religijne, to niekoniecznie "regionalne", a "siła przeznaczenia", to jeszcze nie "siła przyzwyczajenia". Nie umniejszyło to jednak naszych, b. dobrych z tej premiery wrażeń.

"Sprzedana narzeczona" w Łodzi

O ile nasza "nieszczęsna Halka" przedstawiona tu została niedawno w sposób rzeczywiście godny "ery atomowej", o tyle czeską operę potraktowano z należną temu klejnotowi narodowemu czcią i szacunkiem. Wykonano ją nie tylko prawidłowo i dobrze, ale - co rzadko się u nas zdarza - bez najmniejszego (przynajmniej na premierze) skrótu i w całości. Reżyser ANTONI MAJAK włożył w to przedstawienie cały swój talent i doświadczenie. Dzięki niemu, dzieło wypełnione zostało w każdym momencie pomysłową i logiczną teatralizacją oraz aktorstwem. Wszyscy, wszędzie i na każdym kroku byli aktorami. Nawet obie pary nieszczęsnych Rodziców, nawet polonezowo kroczący Oberżysta. A pysznie dobrany Waszek, wprowadzony już został na samym początku opery jako wybitny entuzjasta gry na fujarce.

Obok tych zalet, strona wokalna Opery Łódzkiej znów nam musiała zaimponować. WERONIKA KUŹMIŃSKA (Marzenka) i ROMUALD SPYCHALSKI (Jenik), to przecież znakomita para wokalna! JAN WODZYNSKI był wymarzonym Waszkiem, a IGOR MIKULIN dobrym Kecalem. Nawet Agata, mamunia niezbyt udanego synka, to M. NARKIEWICZ - wspaniały mezzosopran. Balet PARNELLA święcił triumfy w dobrej Polce, Furiancie, a zwłaszcza w Cyrku, gdzie m. in. podziwialiśmy 4 "cyrkowe" baleriny: B. GARSTKIEWICZ, J. NIESOBSKĄ, K. SAWICKĄ i K. ZALEWSKĄ, których "hula-hoop" wywołało duże poruszenie na sali, E. KOWALCZYK tresował konia, E. POKROS był fakirem, E. RADUCKI atletą, W. TRACZEWSKI Chaplinem, a czym już tam był L. PANOWICZ - doprawdy nie pamiętam. Za dużo wrażeń na raz!

Aczkolwiek sposób dyrygowania M. WOJCIECHOWSKIEGO nie zdradza jeszcze zupełnej dojrzałości, niemniej obiektywnie stwierdzamy, że operę przygotował solidnie i prowadził ją w dobrze wystudiowanych tempach. Najtrudniejsze miejsca partytury (Uwerturę, z uwagi na jej vivacissimo, należałoby jednak prowadzić zupełnie z pamięci) przeszły dość gładko i sprawnie. Scenografia E. SOBOLTOWEJ b. przyjemna o wyraźnych, lecz dobrych wpływach Daszewskiego. Prof. W. RACZKOWSKI, kierownik artystyczny Opery, może być dumny z "Narzeczonej". Będzie ją długo i drogo "sprzedawał".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji