Artykuły

Prześwietlanie historii

"Nasza Klasa" w reż. Ondreja Spišaka w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Gerhard Gnauck w Neue Züricher Zeitung.

Dziesięć lat od rozpoczęcia debaty o Jedwabnem polski teatr wraca do tego tematu.

Sztuka "Nasza Klasa" Tadeusza Słobodzianka wywołuje w Warszawie kontrowersje. Konfrontuje także publiczność urodzoną po wojnie z najnowszą historią Polski.

Dramat jest zatytułowany "Nasza Klasa". To brzmi niewinnie i przywołuje myśli o przyjemnych czasach szkolnych. Tak zaczyna się również sztuka, którą można obecnie oglądać w Teatrze Na Woli (teatrze średniej wielkości w Warszawie). Na scenie stoją ławki, ściana, drzwi. Krótko mówiąc: klasa szkolna. Dużo więcej rekwizytów nie zobaczymy. Po chwili wchodzą uczniowie. Trzy dziewczynki i siedmiu chłopców. Śmieją się i przekomarzają. Tak musi być. Dziwne tylko, że grani są przez dorosłych, jeszcze dziwniejsze, że jeden z nich, Menachem, już teraz nosi mundur z izraelskimi odznaczeniami, a na piersi Rachelki, wisi mały krzyż. Jak gdyby ich późniejsze doświadczenia i losy były im od początku przypisane. Siła wyższa.

Bolesne rany narodu

Niedługo później zaczyna się wojna i okupacja. Stopniowo staje się jasne, że miasteczko, w którym rozgrywa się akcja, leży niedaleko wschodniej granicy Polski. Armia Czerwona obejmuje tu władzę w 1939 roku. I kto zna polskie dyskusje z ostatnich lat, ten stopniowo rozpoznaje niektóre realne osoby, które były pierwowzorem dla postaci na scenie. Uczeń tej klasy, który później żył w Ameryce i przyjął imię Rabbiego Bakera - tego znamy przecież z telewizji? Krok po kroku dochodzimy do przytłaczającego wniosku: miejsce na scenie to obraz Jedwabnego. Tam setki Polaków, po tym jak Niemcy zastąpili Sowietów w roli okupanta, znęcali się nad swoimi żydowskimi sąsiadami, zapędzili do stodoły i spalili. Nawet jeśli komanda SS takie pogromy wspierały, tu - i nie tylko tu - działali sami Polacy. Od czasu wielkiej debaty o Jedwabnem przed dziesięcioma laty, której kulminacją był poruszający gest przeprosin ówczesnego prezydenta Kwaśniewskiego, to miasteczko stało się bolesną raną w pamięci narodu.

Obarczanie winą

Na scenie wydarzenie toczy się jedno za drugim. Mniej więcej wszystko, co działo się wówczas między Polakami a Żydami, odbywa się w ciągu tych trzech godzin na scenie. Żyd Jakub Kac zostaje śmiertelnie pobity przez swoich sąsiadów. Rachelka, aby nie zginać w pogromie, zostaje ukryta. Polak Władek chce ją uratować i poślubić, ale szybko musi stać się katoliczką i jako Marianna przyjąć nową tożsamość (dla bezpieczeństwa). Jedna z Polek ofiaruje jej w prezencie ślubnym obrus. Tak się składa, że jest ten sam obrus, który jakiś czas temu, kiedy z Żydami można było robić, co się chciało, zabrano rodzicom Rachelki. Niedługo później Rachelka rodzi dziecko, które zaraz potem umiera. Czy Władek je udusił? Dla bezpieczeństwa?

Jakie prawa tu rządzą, pokazuje przestrzeń nad drzwiami do klasy szkolnej. Tam wisi najpierw krzyż, później uczniowie zamieniają go na sierp i młot. Potem pojawia się swastyka - do momentu, kiedy sowiecka pieśń wojenna "Święta wojna" obwieszcza z offu powrót Armii Czerwonej. Klasa musi na nowo "postanowić, co odtąd jest święte, a co musi pozostać w tajemnicy", mówi jedna z postaci. Każdy decyduje o tym na swój sposób. Jeden z Polaków roni krokodyle łzy i obarcza Niemców całą winą za cierpnie Żydów. Z kolei Menachem wstępuje do komunistycznej tajnej policji, instytucji, której odtąd wszystko będzie dozwolone. "Rabowanie w imieniu prawa" - uważa, to teraz optymalny sposób na osiągniecie celu. Brutalnie przesłuchuje jednego kolegę z klasy po drugim: "Powiedz mi, kto zamordował Jakuba Kaca?". Aktorzy wychodzą ze swoich ról i komentują do publiczności ich ówczesną sytuację (bez wyjścia). Czy też łączą się na krótko, we wspólnocie klasy, której nigdy nie było i deklamują pouczający, patriotyczny wierszyk szkolny ku pokrzepieniu serc. Akcja jest prowadzona dalej w oszczędnej formie aż do teraźniejszości, kiedy praca nad żałobą i wyparcie spotykają się, a stary Rabbi Baker przyjeżdża z Ameryki.

Tadeusz Słobodzianek, rocznik 1955, wychował się w północno-wschodniej Polsce, niedaleko Jedwabnego. Za sztukę "Nasza Klasa" otrzymał zeszłej jesieni, chyba najważniejszą, polską nagrodę literacką - nagrodę Nike. Inscenizacją debiutuje również jako dyrektor Teatru Na Woli. Sztukę wyreżyserowali Ondrej Spišak i Aldona Figura. Ze Słowakiem łączy Słobodzianka zarówno długa współpraca, jak i słabość do teatru lalek oraz tematów baśniowych i mitycznych. Bez wątpienia, bratobójczy mord z Jedwabnego jest tematem o potencjale mitu. Jedwabnem zajmowali się krótko przed Słobodziankiem Małgorzata Sikorska-Miszczuk w sztuce "Burmistrz" oraz ocalony z Zagłady warszawski pisarz Józef Hen w swojej powieści "Pingpongista".

Katharsis

Wielu spośród młodych widzów siedzi po spektaklu jak sparaliżowani. Jeden z nich mówi, że czuje się dużo starszy. Podczas dyskusji po spektaklu jedna z aktorek opowiadała, że po każdym z przedstawień - komentarz tu, wyobcowanie tam - ma problemy ze snem. Słobodzianek mówił przed premierą, że sztuka ma spowodować "katharsis". Mocne słowo, ale przedstawienie rzeczywiście realizuje to zamierzenie. Według liberalnego tygodnika "Polityka" jest "jednym z najważniejszych (nie tylko teatralnych) wydarzeń ostatnich lat". Sztuka pełna stereotypów, która ma uzmysławiać widzom, "jaka to hańba być Polakiem", odpowiada konserwatywny dziennik "Rzeczpospolita".

Polacy w obliczu zainscenizowanego w ich kraju Holocaustu. Dziesięć lat po rozpoczęciu debaty nad Jedwabnem polska sztuka podejmuje tę delikatną kwestię. Los mniejszości został ostatecznie tematem większości. Polska na nowo przeżywa swoją historię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji