Zaczarowany spektakl, co w magiczne warsztaty się przerodził
"Beata co Leśmianem gada" w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Arkadiusz Lubowicki w portalu qlturka.pl.
Okazuje się, że wystarczy jedna aktorka, by "ożywić" wszystkie postacie występujące w sztuce. Jeśli ma do dyspozycji maski, lalki i kilka innych rekwizytów, jak choćby kaszubskie skrzypce, konika ze starego worka i kija, magiczną starą walizeczkę, z której można wyczarować bohaterów - można przywołać czar starych baśni, opowiadanych gdzieś w kącie, przy piecu, przez naszych przodków. Beacie Łuczak w Teatrze Druga Strefa doskonale się to udało...
Oto z walizeczki wyskakuje karzełek, prowadząca raz jest Parysadą (gdy odwróci głowę bokiem), to znów narratorem (gdy patrzy en face), na koniku galopują królewicze, chusta "wciela się" w ptaka Bulbulezara; lustrzana kula, rodem z dyskoteki, okrasza magią; odpowiednio rzucone na ścianę światło wyczarowuje duchy ścigające śmiałków...
I mimiką, i głosem, i dźwiękami prowadząca wiodła widzów przez świat baśni Leśmiana, umiejętnie budując napięcie. Dzieci z przejęciem, w skupieniu, z poduszek na podłodze śledziły losy bohaterów.
Po spektaklu kameralna scena zamieniła się w warsztatową salę. Wszyscy - i rodzice, i dzieci - zostali zaproszeni w świat teatru, lalek, pantomimy, dźwięków i innych działań, które ze sztuką sceniczną są związane.
Odbyły się warsztaty, w czasie których dzieci tworzyły między innymi orkiestrę z różnych, czasem pospolitych przedmiotów, takich jak tary do prania, owcze dzwonki; gestami, bez słów, opisywały wyobrażane sobie przedmioty; tworzyły scenki z wykorzystaniem teatralnych lalek i rekwizytów. Na koniec do "kociej muzyki", wykonanej przez rodziców (na tych samych instrumentach), stworzyły swoistą "akademię dziwnych kroków".
Tak intrygująco rozwijająca się baśń... jakoś szybko się skończyła. Szkoda, bo chętnie wyruszylibyśmy z Parysadą w dalszą drogę.