Artykuły

Majakowski we Wrocławiu

WIADOMO od dawna, że dramaturgia Majakowskiego, a szczególnie jego "Pluskwa" jest niełatwa i nastręcza inscenizatorom niemało trudności. A przecież jest to dramaturgia pasjonująca i dlatego każde nowe z nią spotkanie jest wydarzeniem godnym najgłębszego zainteresowania i uwagi.

Tym razem umożliwił nam tą przyjemność Teatr Współczesny we Wrocławiu, gdzie Jerzy Jarocki opracował na nowo "PLUSKWĘ", tę "feeryczną komedię w dziewięciu obrazach". Trzeba od razu powiedzieć, że jest to przedstawienie wybitne, jedna z najważniejszych inscenizacji rozpoczynającego się sezonu. Nie najważniejsze są w niej przy tym kreacje aktorskie (choć nie brak tu ról bardzo dobrze zagranych), ani scenografia Wojciecha Krakowskiego, trafna i funkcjonalna, czy muzyka Włodzimierza Szczepanka, bardzo dobrze harmonizująca z zamierzeniami reżysera. Najważniejsze jest samo odczytanie komedii satyrycznej Majakowskiego, zaskakująco celne, sprawdzające się znakomicie w konfrontacji z tekstem poety.

Część pierwsza "Pluskwy" jest jednym z najostrzejszych ataków przeciw mieszczaństwu w jego nowej "czerwonej" postaci i nie nastręczała nigdy dotąd inscenizatorom specjalnych trudności. Przedstawienia "Pluskwy" były też zwykle w tej części bardzo udane, a inscenizacja Płuczka w moskiewskim Teatrze Satyry - wręcz znakomita. Trudności zaczynały się w części drugiej. Zamrożony w czasie swego "czerwonego wesela" czerwony mieszczuch Prisypkin vel Pierre Skrypkin, zostaje wskrzeszony po 50 latach (w roku 1979) w świecie dziwacznych ludzi bez uczuć, niby to ideałów, niby to półautomatów, którym obce są zupełnie doznania naszych współczesnych. Zadawano sobie nieraz pytanie, co pragnął Majakowski osiągnąć umieszczając swego bohatera w takim świecie? Czy pragnął napisać tylko "feeryczną bajkę" i prawem kontrastu ośmieszyć jeszcze ostrzej wulgarną mieszczańskość Prisypkina? Czy może (jak twierdził Tairow) miał to być sen pijanego narzeczonego? Byli też tacy, którzy usiłowali dopatrzeć się w tej części sztuki satyry wymierzonej przeciw pewnym tendencjom, zagrażającym Związkowi Radzieckiemu w przyszłości, mimo że Majakowski powiedział wyraźnie w jednej z dyskusji po premierze "Pluskwy": "Oczywiście, ja nie pokazuję tu socjalistycznego społeczeństwa", co relacjonuje A. Fewralski.

Jak odpowiedział na to pytanie Jerzy Jarocki w swej wrocławskiej inscenizacji? Wydaje się, że bardzo przekonująco i jeśli odpowiedź ta może nawet wzbudzić dyskusję, to nikt nie odmówi jej logiki i konsekwencji, a także pewnych podstaw w tekście. Ma ona zaś jeszcze jedną zaletę: zgodnie z intencją Majakowskiego aktualizuje w maksymalnym stopniu jego sztukę, nadaje jej sens adresowany do spraw, wydarzeń i dyskusji dnia dzisiejszego.

Cóż zrobił Jarocki? Pierwszą część przedstawienia wyreżyserował bardzo sprawnie, zgodnie z tradycyjnym już pojmowaniem sztuki, jako antymieszczańską komedię satyryczną o bardzo celnym i ostrym dowcipie, wymierzonym przeciw zmieszczanieniu pewnej części klasy robotniczej, ulegającej wpływom i stylowi życia klas zwyciężonych, snobujących się na "lepsze życie", pragnących już tylko osobistego dobrobytu, wedle zasady "moja chata z kraja". Kluczem do tej części przedstawienia są słynne słowa Prisypkina: "O co walczyłem? O lepsze życie walczyłem. Mam je już w garści: i żonę, i dom, i maniery jak się patrzy. Ja w razie czego swój obowiązek potrafię wypełnić. Ten, kto wojował, ma prawo odpocząć nad cichą rzeczką. Ha! A może ja całą swoją klasę podciągam wzwyż moim dobrobytem!" Trudno powiedzieć, by walka z taką postawą nie była nadal aktualna i u nas i w innych krajach socjalistycznych, gdzie mniej lub bardziej zręcznie zamaskowany mieszczuch wpełza do świadomości obywateli i kusi ich mirażami sytego życia.

Ale o sukcesie Jarockiego i jego spektaklu decyduje przede wszystkim druga część spektaklu. Pokazał on w niej, że klasie robotniczej w jej marszu do socjalizmu grozi także drugie niebezpieczeństwo, przeciw któremu wymierzył tę część inscenizacji. Nie osłabił tu wcale ataku przeciw czerwonemu mieszczuchowi, ale pokazał, że niebezpieczeństwo może mieć także inne oblicze: lewackie. Wbrew niektórym interpretatorom, którzy chcieliby bronić w tej części sztuki Prisypkina, a nawet pokazać go tu, jako postać sympatyczną i wzbudzającą współczucie, Jarocki demaskuje go nadal, jako pasożyta i człowieka zupełnie bezwartościowego. Ale jednocześnie ukazuje nam także drugą groźbę, sugerując, że klasa robotnicza musi w nowych warunkach prowadzić walkę na dwa fronty. Nie wiadomo bowiem, które z tych dwóch niebezpieczeństw jest w tej chwili groźniejsze. Prawdopodobnie to, z którym się nie walczy.

Czy Jarocki miał dla takiej interpretacji podstawy w tekście Majakowskiego? Staranna analiza tekstu dowodzi, że tak. Jego koncepcja sprawdza się także na scenie. Oto już w pierwszej scenie drugiej części "Pluskwy" mówi Młody: "Trzeba dośrubować ręce pracownikom miejskim w stolicach, bo mają jakieś odchylonko: prawa zahacza o lewą". Zoja Bieriozkina proponuje "odmrożonemu" i wskrzeszonemu Prisypkinowi: "Wezmę cię jutro na taniec dziesięciu tysięcy robotników i robotnic, który odbędzie się na placu". Kiedy przybywa na uroczystość Towarzysz Przewodniczący, wszyscy skandują: "Nie przygarbiło nas brzemię Wysiłku! Dla pracy - cały czas, dla uciech, - chwilka!" Sam zaś Przewodniczący mówi: "Wypadki... podkreślają okropności przezwyciężonych czasów oraz moc i wagę kulturalnych zmagań pracującej ludzkości".

Przedstawienie ogląda się z zapartym tchem. Nie ma w nim nic z historycznej rekonstrukcji, ani estetyzujących eksperymentów formalnych. To jest prawdziwy teatr polityczny, satyra polityczna wysokiej próby. Trudno wymienić wszystkich uczestników tego błyskotliwego spektaklu. Musimy poprzestać więc na protagonistach. Prisypkina, rolę wsławioną kreacją samego Iljińskiego, gra ELIASZ KUZIEMSKI precyzyjnie i ostro. Jest "nastojaszczym" chamem i pijakiem, który chce się wzbogacić i dostać do "wyższych sfer", postacią odrażającą. Bezskutecznie usiłuje ogładzić go Oleg Bajan (którego gra ze złodziejskim sprytem i wdziękiem TADEUSZ KAMBERSKI). Wśród pozostałych aktorów wyróżniają się: bardzo zabawny HENRYK HUNKO, MARIA ZBYSZEWSKA (Zoja Bieriozkina), WIKTOR GROTOWICZ (Stary robotnik), ADAM DZIESZYŃSKI (Drużba). JADWIGA PYTLASIŃSKA (Przekupka z jabłkami), JAROSŁAW KUSZEWSKI i EDWARD KUSZEWSKI i EDWARD LUBASZENKO. Rolę Elzewiry (Renesans, narzeczonej Prisypkina), gra delikatnie i zabawnie HALINA KOWALSKA, prezentując się bardzo ładnie na wrocławskiej scenie. Niesamowitym trochę Profesorem jest ZBIGNIEW ROMAN.

Przedstawienie poprzedzają i zamykają płomienne strofy Majakowskiego - poety rewolucji. Kto chciał posłuchać ich w tym czasie we Wrocławiu w obszerniejszym wyborze, ten nie zawiódł się w czasie inauguracyjnego spektaklu II Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Jednego Aktora, kiedy mówił je pełnym głosem August Kowalczyk w programie "O MNIE", przypominając raz jeszcze wszystkim, jak wielkim poetą i wspaniałym lirykiem był autor "Lewą marsz".

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji