Artykuły

Sentymentalny portret

"Mimo wszystko" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Spektakl "Mimo wszystko" [na zdjęciu scena ze spektaklu] w Teatrze Współczesnym przypomina seanse w starym kinie. To opowieść ckliwa i wzruszająca.

Maja Komorowska, wcielając się w legendarną Sarah Bernhardt, stworzyła przejmujący wizerunek kobiety, która powoli żegna się z życiem. Pogodzona jest z losem, ze swym kalectwem.

Problem w tym, że postać wykreowana przez artystkę bardziej przypominała mi becketowskiego Hamma z "Końcówki", którego aktorka zagrała przed laty z wielkim powodzeniem, niż kobietę w młodości będącą wulkanem energii i ozdabiającą swe życie szeregiem skandali towarzyskich. To z nich przecież boska Sarach uczyniła oręż autopromocji. W purytańskich salonach angielskich z pełną premedytacją kazała się anonsować: "Panna Sarah Bernhardt z synem".

O tej słynnej aktorce mówiło się i pisało, że zdobyła w życiu to wszystko, na czym jej zależało. Widownię zawsze miała u swych stóp. Nawet, kiedy przekroczywszy sześćdziesiątkę, grała tytułowe "Orlątko" Rostanda, czyli kilkunastoletniego syna Napoleona.

Sztuka Murrella doczekała się wielu interesujących inscenizacji, także u nas. W rolę Sarah Bernhardt wcielały się m.in. Elżbieta Barszczewska, Ewa Mirowska, Ewa Dałkowska, Anna Polony. Miałem okazję oglądać większość tych realizacji i przyznam, że zdecydowanie bardziej odpowiada mi sposób, w jaki pokazała swą bohaterkę Anna Polony niż Maja Komorowska. Polony zagrała kobietę, która mimo wieku nie poddaje się przeciwnościom losu. Ma w sobie jeszcze odrobinę szaleństwa, bardzo świadomie pielęgnuje drapieżność na życie, walczy do końca. Z metryką, z rozleniwieniem, które w dojrzałym wieku daje się człowiekowi mocno we znaki. Kiedy patrzyłem na Sarah Anny Polony, wiedziałem, że do takiej kobiety mógł kiedyś należeć świat.

W przypadku Mai Komorowskiej jest inaczej. Jej bohaterka mogła być oczywiście wielką aktorką. Ale taką, która przede wszystkim wzbudza szacunek, ujmuje ludzi dobrocią i szlachetnością, a dobre wychowanie nie pozwala jej na żadną ekstrawagancję. To jednak chyba zbyt sentymentalny portret Sarah Bernhardt.

Ciekawie ujęta jest w tym spektaklu rola sekretarza Pitau. W wykonaniu Wiesława Komasy staje się on niemal równorzędnym partnerem gwiazdy, a nie - jak to najczęściej bywało - spokojnym słuchaczem, niemalże niemym świadkiem wydarzeń.

Myślę jednak, że warto obejrzeć ten spektakl. Mimo wszystko.

John Murrell "Mimo wszystko". Przekład Mira Michałowska i Irena Szymańska. Reżyseria Waldemar Śmigasiewicz, scenografia Maciej Prejer. Teatr Współczesny w Warszawie. Scena w Baraku. Premiera 19 kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji