Artykuły

Mogę już grać ojców

JAN MONCZKA, popularny serialowy "Tulipan", po długiej przerwie wrócił na ekran. - Musiało minąć trochę lat, abym spoważniał, dojrzał i teraz mogę już grać ojców - mówi.

Zagrał w kilku filmach fabularnych i w kilkunastu serialach. Jednak największą popularność przyniosła mu rola w telewizyjnym serialu "Tulipan", gdzie grał uwodziciela, który okrada łatwowierne kobiety. Potem rzadko pojawiał się na ekranie. Występował w krakowskich i warszawskich teatrach. Ostatnio można go oglądać w serialu "Linia życia".

Mieszka w Krakowie, ale spotykamy się w Gdyni, gdzie od kilku dni pracuje na planie filmowym. W nadmorskich plenerach powstają kolejne odcinki serialu "Linia życia", emitowanego w Polsacie. Ekipa pracuje na planie w Gdyni i Sopocie. I choć zdjęcia zabierają mu sporo czasu, to znajduje chwile na spacery brzegiem morza.

W nowej produkcji kreuje jedną z głównych postaci - Andrzeja Grabowskiego, przedsiębiorcę i głowę rodziny. - Musiało minąć trochę lat, abym spoważniał, dojrzał i teraz mogę już grać ojców. Podobnie jak w " Pierwszej miłości", gdzie również występuję w roli taty.

Urodził się w Karwinie na czeskim Zaolziu. Do matury mieszkał

po czeskiej stronie, ale chodził do polskich szkól. Chciał zostać aktorem. - Me miałem określonego wzorca teatralnego czy filmowego. Mama i siostry uwielbiały chodzić do letniego kina i często zabierały mnie tam ze sobą. U jednego z sąsiadów odbywały się projekcje tzw. filmów z puszki, chętnie je oglądałem.

Studiował w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Solskiego w Krakowie. Ukończył tę uczelnię w 1980 roku, a dwa lata później obronił dyplom. Już w czasie studiów grał w swoich rodzinnych stronach, na scenie Teatru w Cieszynie. Tam właśnie jeden z występów zaliczono mu jako egzamin dyplomowy. Rozpoczął pracę na Scenie Polskiej Teatru w Czeskim Cieszynie. - To jedyny taki zawodowy teatr polski poza naszymi granicami. Istnieje do dzisiaj. Występował

tam przez trzy lata i wrócił do Krakowa. - Otrzymałem propozycję pracy w Starym Teatrze od dyrektora Jana Pawła Gawlika, a także z Wrocławia, od Jerzego Grzegorzewskiego, który w tamtym czasie był dyrektorem artystycznym Teatru Polskiego. Miałem zobowiązania wobec sceny w Cieszynie, ale myśl o Starym Teatrze wciąż we mnie drzemała. I znów znalazłem się w Krakowie. Był to już czas nowej dyrekcji - Stanisława Radwana.

W Starym Teatrze występował u wielu reżyserów. - Grałem w spektaklach Andrzeja Wajdy, Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego, Tadeusza Bradeckiego, Krzysztofa Babickiego, u boku wielkich aktorów. Nigdy nie dano mi odczuć, że jestem młody, nowy i że niczego jeszcze nie umiem. Nikt nie afiszował się swoją wielkością. Występował tam siedemnaście lat Potem trafił do Warszawy, do Teatru Narodowego, wprost pod skrzydła Grzegorzewskiego. - Moja pierwsza rola to profesor w "Operetce'' Witolda Gombrowicza, w reżyserii Grzegorzewskiego, wcześniej jeszcze w "Nocy Listopadowej" Wyspiańskiego. Gościnnie, dwa razy grałem później w Starym Teatrze.

Wynajmowano mnie do określonej roli. Ostatnio w 2002 roku do "Szewców" Witkacego, w reżyserii Jerzego Jarockiego.

W Warszawie gra w "Och Teatrze" u Marii Seweryn, m.in. rolę pana w spektaklu "Kubuś Fatalista i jego Pan" Denisa Diderota w reżyserii Krzysztofa Stelmaszyka. - To spektakl zespołu "Montownia", który występuje na scenie "Och Teatru".

W 2002 roku na krótko wrócił na swoją pierwszą scenę, W Teatrze Cieszyńskim - Scenie Polskiej - wyreżyserował spektakl Francisa Vebera "Kolacja dla głupca". Traktuje to jako incydent. - Prawie dziesięć lat byłem wykładowcą w prywatnym studium aktorskim SPOT w Krakowie. Być może praca pedagogiczna miała wpływ na to, by spróbować przyjąć odpowiedzialność za cały spektakl, zapanować nad całością. Było to pouczające przedsięwzięcie i nieskromnie powiem, że udane.

Wraz z Danutą Stenką i Gabrielą Kownacką w 2003 roku podróżował po całej Polsce z przedstawieniem według Katarzyny Grocholi "Pozwól mi odejść" w reżyserii Izabeli Cywińskiej. Z Teatru Narodowego, w którym grał dziesięć lat, odszedł w ubiegłym roku. Na razie nie jest związany z żadną sceną. Prowadzi rozmowy z teatrem w Ołomuńcu, w Czechach. - Zostałem zaproszony do spektaklu po czesku. Chciałbym, aby się udało. Mam w Pradze swojego agenta. Grywam w czeskich teatrach, serialach telewizyjnych i filmach, ostatnio w Jobruku" Vacara Marhoula, do którego zdjęcia kręcone były na pustyni w Tunezji.

Gdy pojawił się na castingu do serialu "Tulipan", od razu widziano go w głównej roli. - Realizatorom zależało, żeby to był ktoś nowy, nieznany. Konkurencja była spora. Obawiałem się, czy podołam, to było duże wyzwanie aktorskie. Zdjęcia do filmu o znanym uwodzicielu oszuście Jerzym Kalibabce trwały pół roku. Realizowano je głównie w Warszawie. Nie

spodziewał się takiej popularności. - Cieszy mnie, że ten serial żyje tyle lat, ale czasem mam już dosyć tej roli. Nie udało mi się dotąd zagrać niczego bardziej spektakularnego. Mam świadomość, że dla wielu widzów jestem wciąż "Tulipanem".

Spotykam się z dowodami sympatii. To miłe, kiedy nieznane osoby pozdrawiają mnie na ulicy. Miała być wersja kinowa "Tulipana", ale nic z tego nie wyszło. Być może z powodu ostrej krytyki ówczesnych władz, których zdaniem ten film wnosił złe wzorce w kulturę socjalistyczną.

Mimo popularności nie pojawiły się, niestety, nowe propozycje. Grywał epizody, m.in. w filmie Pawła Karpińskiego "Czarodziej z Harlemu" i w obrazie Kazimierza Kutza "Śmierć jak kromka chleba". - Nic jednak nie przysłoniło popularności " Tulipana".

Występował w Teatrze TV, w spektaklach Andrzeja Wajdy "Zbrodnia i kara" Fiodora Dostojewskiego i w "Hamlecie" Williama Szekspira, u Jerzego Jarockiego w "Ślubie" Gombrowicza, u Krzysztofa Zaleskiego "Sprawie Stawrogina" według Dostojewskiego, u Andrzeja Łapickiego w "Maskaradzie" Jarosława Iwaszkiewicza, u Ryszarda Bugajskiego w "Śmierci rotmistrza Pileckiego".

- W ostrawskiej telewizji zagrałem główną rolę w spektaklu o eutanazji. A na Słowacji uczestniczyłem w realizacji dużego serialu. Było to przed transformacją, a nowe państwo słowackie nie było zainteresowane kontynuacją tego filmu. Żałowałem, bo miałem główną rolę. Tak więc co jakiś czas zdarza się coś ciekawego w moim życiu...

Z przyjaciółmi z Pragi przygotował prapremierę "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. - Spektakl wystawiono w prywatnym teatrze w Pradze. Grałem Alberta. Ostatnią rolę w filmie kinowym miał właśnie u Machulskiego. Wystąpił w "Kołysance". - Czekam na kolejną rolę u niego. Marzę, by zagrać w odlotowej komedii.

Odskocznią jest dla niego udział w programie TVN "Szymon Majewski Show", gdzie parodiuje różne postaci z naszego życia publicznego, m.in. Andrzeja Wajdę. - Daje mi to wiele radości. To taki powrót do dzieciństwa, do zabawy w przebierańców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji