Cierpienia mdłego Kaspara
"Kaspar" w reż. Barbary Wysockiej z Wrocławskiego Teatru Współczesnego im. Wiercińskiego na XXX/XXXI Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Dorota Masłowska w swoim blogu na stronie Warszawskich Spotkań Teatralnych.
Podejrzewam, że na temat tego spektaklu napisano już bardzo dużo w periodykach "Postmodernistyczny postkolonializm wczoraj i dziś", "Wieczór subwersywny", i wiele dyskutowano o nim w Klubie Użytkowników Czterosylabowych Wyrazów. Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Wiem, że jak widzę taki teatr, że mi wychodzą cztery osoby i zaczynają, raz to głośniej, raz to ciszej, raz wolniej a raz szybiej powtarzać: To. Świeca. Język to język, a drzwi to drzwi. Zdanie, masz jedno zdanie., To. świeca. Człowiek. Ale. Gdybym. Język. Zdanie to zdanie. Drzwi to prawda, ale czy. Prawda. Kłamstwo. Nie wiem, nie wiem. Gdy. (Mogę tak w nieskończoność, gdybym chrapała, to proszę przewrócić mnie na drugi boczek), i wykonują przy tym spazmatyczne gesty, właściwe przeglądającym się w lustrze licealistom, to mi zaczyna się bardzo spieszyć.
Jednocześnie rozumiem, że jest jakaś idea w tym wszystkim i że jest pewną odwagą, jeśli nie brawurą, zrobić widowisko tak nieatrakcyjne, a wręcz przykre w odbiorze. Być może w pewnym momencie torturowany bzdurą widz doznaje jakiegoś postkolonialno-subwersywnego objawienia. Jednak nie ja jestem tym widzem. Ja jestem widzem, który chce uciekać do teatru "Kwadrat" i skrywszy się wśród wypłowiałych pluszów z woreczkiem miętusów, obejrzeć "Damy i huzary" z Wojciechem Malajkatem.
Najgorsze, że raz myślę tak, a raz tak. Kiedy zostaje się zbombardowanym trudnymi do podważania stwierdzeniami takimi jak "Jest. Kamień. Gorszy. Proszę.Ja.", to łatwo o mieszane uczucia. Czy to grafomania z piekła rodem, czy tekst dziwny, lecz piękny? Nawet Bóg powiedział kiedyś "Jestem, który jestem", z drugiej strony parę lat, a nawet parę tysięcy lat później już parafrazował go Michał Wiśniewski w telewizji Polsat. Tą poetyką posługiwał się w swych wierszach zarówno Zbigniew Herbert, jak i całe pokolenia niewydolnych psychicznie licealistów.
Jednak w połączeniu z kakafonicznymi videoprojekcjami i estetycznymi egzaltacjami (bohaterka wyjmuje z lodówki czerwony płaszczyk. Proponuję to sfilmować i sprzedać za miliard dolarów Zachęcie jako instalację mówiącą o postkolonialnej metaforyce menstruacji w Polsce po roku 89) daje to efekt dość jak dla mnie straszny.
15:00, dorota_maslowska