Kominiarczyk do cna wyrecenzjowany
Dziecko różni się od dorosłego przede wszystkim szczerością w odbiorze sygnałów otaczającego go świata. Biel jest dla niego bielą, czerń czernią. Obce są mu żałosne gierki tak typowe dla światka dorosłych, w których obłuda często maskowana jest pozorami autentyczności. Jest ono przy tym chyba najbardziej bezwzględnym odbiorcą sztuki, bezlitośnie odrzucającym wszelki fałsz, nie sposób wcisnąć mu intelektualnej tandety. Rację ma Henryk Martenka, który w IKP (nr 35, 19-21 II) stwierdził, że "literaturę muzyczną dla dzieci pisze się trudniej, wymaga ona większej precyzji, czystych środków realizacji". Szkoda jednak, że nie skorzystał on z przesłania tych pięknych założeń przy pisaniu swojej recenzji z premierowego przedstawienia w dniu 14 lutego br. opery Benjamina Brittena "Mały Kominiarczyk", w którym obok aktorów zawodowych zaprezentowali się również młodzi artyści z Pracowni Wokalnej Pałacu Młodzieży oraz chóru "Amici" przy Zespole Szkół Muzycznych w Bydgoszczy. Czytając ten skądinąd obszerny i czyniący wrażenie niezwykle fachowej recenzji tekst smutek ogarnia na myśl jak prowincjonalne jest nasze miasto, jeżeli solą wywodów recenzenta pierwszej bodaj w Bydgoszczy opery dla dzieci nie jest merytoryczna ocena dzieła a jedynie chęć "dołożenia" jego co niektórym realizatorom. Martenka bowiem jak wyrocznia delfijska bez cienia jakichkolwiek wątpliwości rozdziela oceny - ci od pani X są wspaniali, ci od pana Y odstają wyraźnie od reszty. Powstaje w tym miejscu nie odparte wrażenie, że dla dołożenia panu Y Martenka poświęca cnotę zwykłej ludzkiej rzetelności, mniej ważna jest w tym miejscu kwestia oceny rzeczywistego poziomu wykonawstwa tych czy innych artystów, tym bardziej, że wnikliwe nawet śledzenie przedstawienia nie pozwala na jednoznaczne odróżnienie głosów chłopców z chóru "Amici" od głosów uroczych artystek z Pracowni Wokalnej śpiewających razem w partiach chóralnych. W jaki sposób zdolne ucho pana Martenki potrafi je odróżnić od siebie tak bezbłędnie? Podobnie sposób oceny pozostałych elementów premiowego przedstawienia wygląda podobnie żałośnie. Nikt nie odbierze panu Martence prawa do własnych ocen w tym także do absolutnej negacji wybranej przez reżysera Roberta Skolmowskiego formuły inscenizacji. Można się z nią zgadzać lub nie, chociaż trudno w tym momencie pozbawiać go również prawa do realizacji własnej wizji. Sądzę jednak, że w czasie premierowego przedstawienia mało który z młodych jak i starszych widzów myślał o poprzednich, w ocenia Martenki nieudanych, produkcjach Roberta Skolmowskiego. Ciepłe przyjęcie przez publiczność, zwłaszcza młodą widownię jakby temu przeczyło. Myślę, że przyszłość dopiero pokaże na ile trafne były katastroficzne przepowiednie IKP-owskiego recenzenta. Zresztą jaką miarą mierzyć trafność wyboru dokonanego przez reżysera; wielkością tłumów walących do Opery Novej (czy nie większa w tym może być zasługa działu organizacji widowni?), ilością granych sezonów? czy wrażeniami artystycznymi wyniesionymi przez tych, którym udało się spektakl usłyszeć i zobaczyć. Myślę, że nie trzeba być absolutnie wielkim krytykiem muzycznym do czego nie zamierzam pretendować aby stwierdzić, że mimo ogromnego wkładu pracy i wielkiej ambicji młodym wykonawcom jeszcze czasem wiele brakuje. Rzeczą krytyka bądź co bądź kształtującego opinię czytelnika o opisywanym dziele jest jednakże rzetelne oddzielenie osobistych fobii od rzeczywistych w jego mniemaniu uchybień w realizacji ocenianego dzieła.