Artykuły

Wrocław. Premiera "Pożegnania jesieni"

O tym, jak żyć, kiedy żyć jeszcze trzeba, a już nie bardzo jest po co, mówi najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Premiera spektaklu według Witkacego w sobotę na Scenie na Strychu.

- To okrutna opowieść o końcu indywidualizmu - mówi dramaturg spektaklu Tomasz Kireńczuk. - Mamy oto grupę przyjaciół, którzy na różne sposoby usiłują doświadczyć czegoś wyjątkowego. Niby próbują zrobić coś razem, ale nie zauważają się nawzajem. W efekcie każdy z osobna ponosi porażkę.

Są na tyle zdesperowani, że nie zależy im na głębszych wartościach. - Żyjemy w czasach, w których wszystko jest na wyciągnięcie ręki. W efekcie nagle okazuje się, że nic nas nie cieszy, praca jest głupia, wycieczki zagraniczne się przejadły, a same pieniądze nie wystarczają. Jesteśmy po prostu znudzeni - dodaje Kireńczuk.

Reżyserem przedstawienia jest Piotr Sieklucki, z pochodzenia wrocławianin, absolwent PWST i założyciel krakowskiego Teatru Nowego. Akcję "Pożegnania jesieni", spektaklu na podstawie powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza sprzed blisko 90 lat, przeniósł w czasy współczesne. "Przeżycia zdegenerowanych byłych ludzi na tle mechanizującego się życia" - tak sam Witkacy streścił swoje dzieło. W utworze bohaterowie krążący pomiędzy modną stolicą a górskim kurortem prowadzą niekończące się dyskusje na temat sensu i bezsensu istnienia. Do tego dochodzą skomplikowane relacje uczuciowo-erotyczne między nimi. Główna postać - Atanazy Bazakbal (Michał Szwed) - rezygnuje z prawdziwego uczucia na rzecz fizycznego zaspokojenia. W końcu decyduje się ożenić ze swoją prawdziwą miłością Zosią, ulega jednak demonicznej kochance Heli Bertz, doprowadzając świeżo upieczoną (i w dodatku ciężarną) małżonkę do samobójstwa. Cała historia usiana jest intrygami. Wszystko po to, by nie dać się pożreć wszechogarniającej nudzie.

We wrocławskim spektaklu centralnym wydarzeniem staje się marginalny dla powieści wątek ślubu Zosi (Aleksandra Dytko) i Atanazego. W scenerii przypominającej salę biesiadną rodem z uzdrowiska bohaterowie próbują przewartościować swoje życie, dokonać w nim radykalnych zmian, które pozwolą im zacząć nowe, wspaniałe życie.

Oprócz "Pożegnania jesieni" autorzy korzystali z dramatów i esejów Witkiewicza. - Nie dopisaliśmy od siebie ani jednego zdania - zastrzega Kireńczuk. Na scenie pojawi się za to nieobecny w powieści trzyosobowy chór starców (w tych rolach Bolesław Abart, Zdzisław Kuźniar i Maciej Tomaszewski). W firmowych dresach i modnych okularach, poruszając się na wózkach inwalidzkich, będą komentować wydarzenia.

W spektaklu znaczącą rolę gra ruch. Choreografia Mikołaja Mikołajczyka ma być wyrazem desperackiej walki bohaterów z własną niemocą. Zwycięskiej czy nie - to nieistotne. - Przez całe życie podejmujemy wysiłki, żeby doświadczyć czegoś nadzwyczajnego, a i tak okazuje się, że prowadzi to co najwyżej do konstatacji, że znowu się nie udało. Mimo to ciągle próbujemy - mówi Kireńczuk. A skoro nie wychodzi, zawsze możemy powtórzyć za Atanazym: "Jeśli żyć się pięknie nie może, należy przynajmniej pięknie skończyć".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji